---Sydney---
Wylądowałyśmy na lotnisku w Londynie. Powitała nas tam Monica trzymająca wodze stojących obok Wintera i Vervady. Sophie dosiadła ogiera (Monica siadła za nią), a ja miałam jeszcze jeden pomysł.
-Emmm...-zastanowiłam się chwilę.- Wyjechałyśmy bardzo nagle, więc mamy pełną lodówkę jedzenia, ale przez półtoratygodnia pewnie się już zepsuło. To ja może pojadę do sklepu... A wy jedzcie do domu i rozpakujcie walizki.
-Jasne- Sophie skinęła głową z aprobata.-I kup jeszcze poduszki- dodała ze śmiechem.
Nie zrozumiałam od razu o co jej chodzi. Chciałam zapytać ,,jakie poduszki", ale po chwili zrozumiałam. Przecież pierze z ostatnich naszych poduszek jeszcze do dzisiaj latają po pokoju.
-Nie ma sprawy- powiedziałam z uśmiechem.- Wy jedzcie do domu, a ja za 10, góra 20 minut do was dołączę. Wezmę Vervadę.
Kilka sekund później siedziałam na klaczy. Ruszyłam galopem z podwórka. Najbliższy sklep spożywczy był kilkadziesiąt metrów od lotniska. Czasem tam robimy zakupy. Obok tez jest sklep o przyjemnej typowo angielskiej nazwie 1000 things (czyt. tauzynd fings [tysiac rzeczy]). Mały sklepik, ale maja tam różne rzeczy, z poduszkami łącznie.
Zatrzymałam Vervę przed spożywczakiem. Przywiązałam wodze do drzewa obok sklepu, a sama poszłam zrobić zakupy. Kilka bułek, masło, ser, wędlina, jogurt... aaa i ulubione ciasteczka Sophie. Tyle powinno wystarczyć. Zapłaciłam i wyszłam do Vervady. Przywiązałam reklamówkę do siodła. Wylałam klaczy na pysk trochę wody z butelki tak, żeby mogla się napić.
Okay, teraz poduszki.
-Zaraz wrócę, kochanie- szepnęłam klepiąc ja po łopatce.
1000 Things był kilka kroków dalej, wiec nie było sensu odwiązywać konia. Zanim doszłam do sklepu zatrzymał się przy mnie jakiś samochód. Zignorowałam to, ale on na mnie zatrąbił. Rzuci lam mu pytające spojrzenie i zobaczyłam, że za kierownica siedzi najwyżej dwudziestopięcioletni chłopak.
-Hej, mała- powiedział.- Możesz tu podejść, nie chce mi się krzyczeć.- zbliżyłam się na tyle, że prawie włożyłam głowę przez otwarte okno od strony pasażera.-Możesz mi powiedzieć...- każdą samogłoskę przeciągał maksymalnie, a w jego oczach widziałam, że próbuje coś wymyślić.-Która godzina?
Nie miałam zegarka, wiec wyciągnęłam telefon. Usłyszałam kroki, ale je zignorowałam.
-Jest... - zaczęłam, ale nagle poczułam pulsujący ból z tyłu głowy. Upuściłam komórkę, wzrok mi się zamglił. Nie mogłam ustać na nogach. Poleciałam do tylu. Wydawało mi się, że ktoś mnie łapie i delikatnie kładzie na ziemi. A potem nie wiedziałam już, co się dalej ze mną dzieje...
------------------------------
Oto jest moja część kolejnego rozdziału. Trochę nudne, wyszło mi gorzej niż oczekiwałam. Wiec jeśli czytając to, doszliście aż tutaj, to dziękuje za wyrozumiałość. (:
Następna notka Sophie jest gotowa, a moją już zaczęłam pisać, ale dodamy je dopiero wtedy, jak pod tą moją i Rozdziałem 8 cz. 1 pojawi się chociaż po jednym komciu. (;
Zaczynało się przyjemnie, a później aż mi ciarki po plecach latały ; )) Świetny rozdział, czekam z niecierpliwością na następny.
OdpowiedzUsuńone-direction-wonderful-story.blogspot.com
Ooo Porwanie , Super .
OdpowiedzUsuń