sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 23 cz. 2

---Sydney---
Niall poprosił, żebym została u niego na noc. Nie wiedziałam, co na to Sophie i chłopaki, ale się zgodziłam. Verva biegała po ogrodzonym terenie, trawy miała wystarczająco, dałam jej tylko wody i mogłam zostać. Niall zamknął na klucz drzwi od swojego pokoju, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Chłopaki wrócili nieco przed północą. Siedzieliśmy na łóżku. Któryś z nich nacisnął klamkę, od pokoju blondyna, ale drzwi pozostawały zamknięte.
-Niall, otwieraj- usłyszeliśmy głos Liama.
-Nie mogę, bo...- urwał na chwilę, po czym udawał odgłos kaszlu- chyba jestem... ekh... chory. To może być zaraźliwe. Jutro pogadamy... ekh, ekh.
Zatkałam usta dłonią, powstrzymując śmiech. Z trudem łapałam powietrze.
-A dlaczego koń Sydney pływa w naszym basenie?
Spadłam z łóżka na te słowa. Ver zawsze kochała wodę. Pływała ze mną na grzbiecie nawet w głębokiej, morskiej wodzie. Spojrzałam na Nialla. Jego mina była bezcenna. Wyrwał mi się krótki śmiech, szybko zasłoniłam usta, ale na pewno to słyszeli.
-Co tam się dzieje?- spytał Liam.
Niall znów ,,zakasłał" udając, że mój śmiech to ten sam dźwięk, co jego kaszel.
-To ja...
-A ten huk?
Huk?!, oburzyłam się. Przecież ja nie ważę 100-u kilo!
-To... gitara mi upadła.
Li pomyślał chwilę.
-Miłej zabawy- odparł ze śmiechem.- Oboje. Ale zabierzcie tą chabetę z basenu.
Usłyszeliśmy oddalające się kroki.
Podniosłam się szybko. Miałam ochotę go za to pobić. Nikt nie będzie wyzywał mojego konika.
Niall złapał mnie za rękę
-Daj spokój. Wiesz jaki on jest odkąd dostał kosza od Sophie.
-Ona ma zdecydowanie pecha do facetów-stwierdziłam.- Jeden wyżył się na niej, omal jej nie zabijając, a drugi nienawidzi wszystkiego i wszystkich dookoła. Na szczęście teraz ma Harry'ego. Może wreszcie będą razem!
---5 dni później (30 października)---
Z samego rana wyprowadziłam Vervadę ze stajni. Nie bawiłam się w żadne siodłanie, po prostu jej dosiadłam. Nic mi się nie chciało robić. Zmrużyłam oczy. Pozwoliłam jej kierować. Chociaż pamiętałam jak ostatnio skończyła się moja nieuwaga. W szpitalu na OIOM-ie. Więc teraz co chwilę patrzyłam, czy wszystko w porządku. Jutro będę miała zawody, a dziś muszę poleniuchować. Próbowałam namówić Soph na krótką przejażdżkę, ale zwleczenie ją z łóżka przed 8 rano graniczy z cudem... szczególnie jeśli jest z Harry'm.
Podczas tego samotnego galopu naszło mnie na filozoficzne myśli o życiu. Dlaczego jeszcze żyję? Przecież mogłam ostatnio zginąć... i mieć święty spokój! To zaczyna się robić nudne... Wbrew pozorom byłam ciekawa wszystkiego i bardzo łatwo się nudziłam. Wolałam już chyba być porwana niż tak się nudzić. Odkąd wróciłam z USA każdy dzień wyglądał prawie tak samo: rano przejażdżka, potem spotkanie z Niallem, a na koniec z nudów szłam spać tak wcześnie, że budziłam się wcześniej niż słońce, całkowicie wyspana i jechałam do lasu. Chociaż z drugiej strony... Sophie ciągle mi przypomina, że mam się cieszyć tym, co mam. Ale już nie potrafię... Muszę sobie załatwić jakąś rozrywkę. Może gdzieś wyjadę? Później o tym pomyślę. A teraz wio! Kazałam Vervadzie przyspieszyć. Zawróciłam do domu. Szybko zostawiłam klacz w stajni i poszłam do domu. W drzwiach minęłam się z Harry'm. Weszłam do salonu.  Stała tam Sophie. Też szykowała się do wyjścia z domu.
-Sydney- powiedziała- dobrze, że jesteś. Trzeba posprzątać w stajni.
-Powodzenia- usiadłam na fotelu sięgając po pilota od telewizora.
-Samej mi się nie uda...
-Dasz radę.
-Sid!
Roześmiałam się. Od samego początku chciałam jej pomóc, zresztą sama widziałam w jakich warunkach są konie, ale nie mogłam się powstrzymać.
-Przecież żartowałam!
Poszłyśmy do stajni. Wiedziałam, że z tego sprzątania nie wyjdzie nic dobrego. Zawsze kiedy sprzątamy razem, kończymy z gorszym bałaganem niż zaczynamy. Ale skoro tego chce...
Zaczęłyśmy przerzucać widłami brudne siano z boksów na taczki (wszystkie konie puściłyśmy na pastwisko). Na początku robiłyśmy to powoli, potem coraz szybciej aż w końcu zaczęłyśmy się ścigać. Wykładając nową słomę za szybko ruszyłam ręką, wysypując wszystko na Soph. Zrobiłam to przypadkiem i chciałam ją przeprosić, jednak nie zdążyłam, bo Sophie złapała garść siana i rzuciła we mnie. Otrząsnęłam się.
-Co ty robisz?!
-Odpłaciłam ci się- odpowiedziała.- A to- rzuciła we mnie kolejną garść- za twój głupi żart!
Teraz nie zamierzałam przepraszać. Po prostu zrobiłam to samo, co ona mi. W końcu zaczęłyśmy rzucać w siebie, biegając po całej stajni. Minęło prawie półgodziny, gdy skończyła nam się słoma... Tak jakby. Była porozrzucana po stajni, a nawet w domu. Wiedziałam! Wiedziałam, że to się tak skończy! Teraz to dopiero zacznie się sprzątanie.
-Zostaniesz tu?- spytałam.- Ja posprzątam w domu i na zewnątrz.
-Zostawiasz mnie?- Sophie mówiła z udawanym oburzeniem.- Z tym bałaganem?
-A kto zaczął to wszystko?
-Może ja?
-Tak! Nie chciałam w ciebie rzucić, ale ty nie dałaś mi dojść do słowa.
-Jasne, dam sobie radę.
Wyszłam ze stajni. Zdążyłam ujść zaledwie kilka kroków, kiedy usłyszałam krzyk przyjaciółki:
-Sid!!!
Szybko pobiegłam z powrotem. 
Sophie kucała w kącie boksu, płacząc.
-Wszystko OK?- spytałam.
-On... on tu jest- wyjąkała.
Szybko wyjrzałam przez drugie drzwi od stajni. Nikogo nie zauważyłam. Wróciłam do Soph.
-Nikogo nie ma- oznajmiłam.- Co dokładnie widziałaś?
- On tu był! Ten morderca! Mój krzyk go spłoszył. Nie wierzysz mi?
-Może po prostu... ci się wydawało. Nie zrozum mnie źle, ale ostatnio wiele przeszłaś. Omal nie zginęłaś. W takich wypadkach często ludzie... mają wrażenie, że ten ktoś wrócił.
Naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Natychmiast tu przybiegłam. Żeby zniknąć musiał by dobiec do lasu. Od stajni do pierwszych drzew jest jakieś 3 minuty drogi szybkim marszem, a poza tym Harry dostał od Soph klucze od posesji i zamknął za sobą furtkę na klucz. Przeskoczenie jej zajęłoby kolejną minutę.
-Chcesz powiedzieć, że zwariowałam?!
-Nie! Nie... Może powinnyśmy kupić psa?-zaproponowałam.- Czułabyś się bezpieczniej.
Już dawno o tym myślałam. Zawsze chciałam mieć jakiegoś dużego psa.
Zadzwoniłam po chłopaków- Nialla i Harry'ego. Przyjechali szybciej niż myślałam.
-Ty- wskazałam Harry'ego...- zostajesz z Sophie.
-Z przyjemnością- loczek objął ją w pasie.
-... a ty- powiedziałam do blondyna- jedziesz ze mną do hodowli psów.
-Oczywiście- Niall wziął kluczyki samochodowe od Harry'ego.- No to jedziemy.

*          *          *

-Może weźmiemy dobermana- powiedział Niall. Już siedzieliśmy w samochodzie.- Albo jeszcze lepiej- rottweilera. Nikt wam nie podskoczy.
-Fajny pomysł- odpowiedziałam- ale myślałam o spokojniejszym psie. Nie wpuszczę takiego psa do koni.
-Jakieś szczególne zamówienie?
-Myslałam o owczarku niemieckim... albo nie. Alzacki. Chcę owczarka alzackiego.
-Było tak od razu- Niall skręcił samochodem- znam świetną hodowlę.
-Tylko, że ja chcę dorosłego. Zanim szczeniak dorośnie minie trochę czasu, a potrzebujemy ochrony już teraz.
-O to się nie martw.
Po 10 minutach dojechaliśmy do hodowli tych pięknych piesków. Porozmawialiśmy z właścicielami. Okazało się, że mają oni dwie półtora roczne suczki z jednego miotu.
Sunie są tak zżyte ze sobą, że nie mogą zostać rozdzielone, a każdy chce jednego psa.
-Żaden problem- oznajmiłam radośnie.- Co dwa psy to nie jeden.
-Weźmiemy je- zakończył Niall.

-----------------------
Rozdział wyszedł mi trochę krótki i nie działo się zbyt wiele, ale na razie nie miałam weny. No... miał się pojawić już wczoraj, ale musiałam przełożyć jazdę konno z dziś na wczoraj. W piątki zazwyczaj włączam komputer ok. 14.00 (jak tylko wrócę ze szkoły), a przez to włączyłam go dopiero po 18.00, więc nie miałam czasu popracować nad notką. ):
Pod koniec rozdziału zamiast opisywać każdą z tych ras psów wstawiłam linki z fotkami. (:




,,Pechowcy całe życie szukają kluczy do szczęścia. Szczęściarze – wszystkie drzwi otwierają wytrychem."

Krystyna Sylwestrzak





2 komentarze:

  1. Super rozdział! Biedna Soph! Morderca ją prześladuję!
    Awww Owczarki są słooodkie!

    Next u mnie ;)
    http://from-hatred-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń