piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 12 cz.1

---Sophie---
Sydney pognała w dal.. A jej rodzice pojechali gdzieś chwilę później. Więc nie mam co robić. Hmm miło. Dostałam smsa
@Jednak idę na imprezę pójdziesz ze mną? xLiam
Czemu nie? Dołączę do Harry'ego a Sid się już znalazła.
@Jasne bądź za 20 minut :) xSophie
@Ok ;) Do zobaczenia! xLiam
Pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w TO. Po czym rozpuściłam włosy. Byłam gotowa akurat kiedy Liam zatrąbił przed domem że już jest. Wyszłam z domu zamykając go wcześniej. Li czekał w aucie.
-No to ruszamy! Cudownie wyglądasz Soph-powiedział i cmoknął mnie na przywitanie w policzek. Zdjęłam marynarkę i powiesiłam ją na oparciu fotela.
---Harry---
Cieszę się że Sydney wróciła. Jednak żałowałem że Sophie nie przyszła. Przyglądałem się jej i Niallowi. Zakochańce kochane! Serio wyglądali razem świetnie. Gdyby nie Liam już teraz bym po nią pojechał! Ale nie miałem pewności czy on się jej nie podobał. Aż mnie piecze w gardle kiedy myślę że ona mogłaby z nim być.
-Harry!-usłyszałem wołanie. Odwróciłem się. Sophie! Wyglądała wspaniale.. Zapatrzyłem się na nią. W żółtym jej bardzo do twarzy.. I wtedy go zobaczyłem. L-i-a-m. Oczywiście przyszła z nim! O nie. Nie poddam się tak łatwo! Podszedłem do niej szybko.
-Zatańczysz droga piękności?-zapytałem patrząc jej w oczy i całując ją w dłoń na przywitanie. Zarumieniła się. Uwielbiam to. Czerwienienie się dodaje jej jeszcze więcej wdzięku i tajemniczości.
-Oczywiście..Miałam nadzieję że zapytasz. -odparła. Objąłem ją w pasie i ruszyliśmy na parkiet. Skończyła się właśnie jakaś szybsza piosenka i z głośników wyleciały dźwięki salsy. Dobrze znałem kroki. Długo się ich uczyłem. Po chwili przekonałem się że ona zna jeszcze lepiej. Wirowaliśmy zgranie na parkiecie jak na jakimś konkursie. Soph była genialną tancerką! Ludzie wokół nas przestali tańczyć i przyglądali się nam. Z daleka zobaczyłem wkurzoną twarz Liama. Poczułem satysfakcję. Ale zaraz skupiłem się na Sophie. Istniała teraz tylko ona. Aż skończyliśmy taniec. Zebrani ludzie zaczęli klaskać. Ukłoniliśmy się im. Poprowadziłem ją do stołu z drinkami. I podałem jej  kieliszek szampana. Sam też sobie wziąłem. Stuknęliśmy się.
-Gdzie się nauczyłaś tak wspaniale tańczyć?-spytałem się jej.
-W szkole tańca towarzyskiego. Uczę się w szkołach muzycznych i tanecznych od dziecka. To moje pasje.-odparła.
-No cóż niesamowicie ci to wychodzi. Idziesz do Londyńskiej Akademii Muzyki i Tańca*?
-Tak. Udało mi się dostać. A konkretnie zapisałam się do klasy wielokierunkowej. I taniec i śpiew.
-Ja idę  do klasy muzycznej. Ale będziemy w jednej szkole.. Z zespołu tylko ja i Liam będziemy się tam uczyć-odparłem. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Skończyliśmy szampana.
-Ty też dajesz radę w salsie. Gdzie się nauczyłeś?-spytała mnie.
-Przez trzy lata uczyłem się tańca towarzyskiego. Pół roku temu zrezygnowałem z braku czasu-odparłem.
-Teraz wszystkie pary chowające się po kątach prosimy na parkiet! Czas na wolnego!-usłyszeliśmy głos DJ z głośników. Poprowadziłem ją znowu na parkiet. Objąłem ją w pasie a ona mnie za szyję. Byliśmy naprawdę blisko siebie. Rozejrzałem się po parkiecie. Sporo par na tej imprezie. Niedaleko od nas tańczyli Sid i Niall. Gdzieś dalej zobaczyłem Liama cały czas obserwującego Soph i Mnie. Prawie nie zauważał swojej partnerki. Odwróciłem od niego wzrok. Spojrzałem w oczy Sophie. Jej orzechowe tęczówki są magnetyzujące. Po chwili odwróciła wzrok i położyła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją jeszcze mocniej. Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie.
-----------------
*Nie mam pojęcia czy taka istnieje ale potrzebuję jej do bloga ;)
Tak właśnie tańczyli Hazza i Soph salsę: http://www.youtube.com/watch?v=F5zCGgZMaWQ
Dodałabym rozdział już wczoraj ale moje myśli były zajęte chłopakiem. Mamy mały kryzys... :(
Przy okazji chcę złożyć najserdeczniejsze życzenia mojej przyjaciółce Annie która obchodziła wczoraj swoją czternastkę :* Wszystkiego najlepszego kochana!
Dziękuję wszystkim za komentarze :* I oczywiście proszę was o więcej! Do następnego..




czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 11 cz. 2

---Niall--- 
Demi Lovato poprosiła nas, żebyśmy zagrali jedną z naszych piosenek. Chciałem wybrać ,,Gotta be you", ale chłopaki byli innego zdania.
-Niall, proszę cię, stary- powiedział Harry.- Sydney wróci cała i zdrowa. Nie możesz cały czas o nie myśleć, bo zwariujesz. Osobiście bardzo lubię tą piosenkę, ale weźmy coś weselszego.
-No to jak, chłopaki?- spytał Lou, który słyszał naszą rozmowę.- ,,Forever young"?
-Może być- mruknąłem pod nosem.
Niechętnie zgodziłem się z nimi wystąpić.
Zaśpiewaliśmy piosenkę i nie miałem ochoty na nic innego. Wtedy podeszła do nas Demi.
-Byliście świetni!- powiedziała.- Moglibyście jeszcze raz wystąpić?
-Jasne- Lou puścił do niej oczko.- Teraz?
-Tak.
-No to jak?- spytał Harry.- ,,Another world"?
Wszyscy z naszego zespołu zaaprobowali to, ale ja już nie wytrzymałem. Nie będę udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest. Już mieli wyjść na scenę, kiedy powiedziałem:
-Wiecie co? Śpiewajcie co chcecie, ale beze mnie. Odchodzę z zespołu.
Odwróciłem się na pięcie by wyjść i... nie wiem, czego chciałem, ale czułem, że jeszcze chwila na tym przyjęciu i się publicznie rozkleję.
Wtedy drogę zaszedł mi Zayn.
-Co ty wyprawiasz?!- spytał.
Byłem wdzięczny, że Demi, widząc moje zachowanie, puściła na scenę inny zespół, tak więc nikt nie słyszał naszej kłótni.
-Słyszałeś!- warknąłem.- Zejdź mi z drogi!
-Zastanów się dobrze, bo jak odejdziesz, możesz już nie wracać...
Odepchnąłem go i poszedłem w stronę wyjścia. Nie mogłem wrócić do domu, przyjechaliśmy tu samochodem Harry'ego i to on ma kluczyki, więc siadłem w kącie najbliżej drzwi. Nie ruszam się stąd do końca przyjęcia. Różne dziewczyny prosiły mnie do tańca, ale ja zawsze odmawiałem...
---Sydney---
-Dobre pieski- powiedziałam. Na razie mnie nie atakowały, ale muszę zapanować nad sobą i nie próbować uciec. Pogrzebałam trochę w kieszeni i wyjęłam kabanosa. Przypomniałam sobie, że włożyłam go tam po wyjściu ze sklepu. Wcześniej kręcił się tam taki mały piesek i chciałam mu dać kiełbaskę. Teraz było to dla mnie wybawienie. Podniosłam kabanosa do góry, żeby psy zobaczyły. Gdy tak się stało wystawiły jęzory i aż im ślina pociekła- Głodni? To łapcie!- podzieliłam kabanosa na kilka małych kawałków, żeby zajęło im trochę czasu szukanie jedzenia w trawie, i rzuciłam go najdalej jak umiałam.
Psy pobiegły z dale ode mnie, a ja pobiegłam wzdłuż ogrodzenia (uważając, by go nie dotknąć) do furtki. Facet, który mnie porwał już się powoli otrząsnął. Zobaczyłam jak wychodzi z domu.
Czas się pospieszyć, pomyślałam.
Po wewnętrznej stronie posesji stał piękny izabelowaty ogier (chyba tennessee wolking horse) przywiązany do furtki. Nie był osiodłany, ale nie raz wracałam późno ze szkoły i chcąc pojeździć na Vervadzie nie siodłałam jej. Odwiązałam konia, otworzyłam furtkę i szybko wskoczyłam mu na grzbiet (co nie było łatwe, bo rana na ramieniu osłabiła mi ręce, a ponieważ krew wciąż z niej leciała, czułam, że zaraz mogę zemdleć). Porywacz strzelił w nas, ale w tym samym momencie spięłam konia do galopu, więc chybił. Już w pełnym pędzie obwiązałam sobie ranę kawałkiem sweterkiem, który wcześniej miałam na sobie.
Gdzie ja jestem?, zastanawiałam się.
Pojechałam na najbliższy komisariat policji i zadałam to samo pytanie komisarzowi.
-W Dublinie- odparł.- Ty jesteś Sydney Fox?
-Tak, to ja. Skąd pan wie? Aha, czyli to Dublin... że co?! Chce pan powiedzieć, że to Irlandia?
-No, raczej nie Hawaje. Twoja przyjaciółka bała się zadzwonić na policję, bo porywacz zagroził, że cię zabije, więc zadzwoniła do twoich rodziców, oni poszli na policję w Londynie, a teraz poszukuje cię prawie cała Europa- policjant spojrzał krytycznym wzrokiem na moje ramię.- Chodź, musimy to opatrzyć, a potem podwiozę cię do domu, nie będziemy kłopotać twoich rodziców.
Bandażując mi ranę (na szczęście nie było w niej kuli) opowiedziałam mu o moim porwaniu, a także dowiedziałam się czegoś o poprzedniej właścicielce palominego ogiera. Ponoć wybrała się ona na krótką, kilkuminutową przejażdżkę konną, a po miesiącu jej ciało przyszło paczką do rodziców, a konia nie odnaleziono... aż do dzisiaj...
-Według tego, co nam powiedziałaś doszliśmy do miejsca, w którym cię przetrzymywano. Zarówno były jak i niedoszły morderca jeszcze tam był. Dzięki twojej odwadze wciąż żyjesz, a on już nikogo nie skrzywdzi, bo właścicielka konia, nie była jedyna. Niestety on nie działał sam, ale może wsypać innych. To tylko kwestia czasu. Chodźmy, helikopter na ciebie czeka.
Policjant sam nie leciał. Wsadził mnie do maszyny z samym pilotem i polecieliśmy do Londynu. Zastanawiałam się, co będzie z tym koniem. Był śliczny, uratował mi życie, chciałabym go mieć. Wylądowaliśmy pod samym moim domem. Wbiegłam do willi. Tam czekali na mnie moi rodzice i Sophie. Uściskaliśmy się, opowiedziałam im o porwaniu (wspomniałam też o koniu, któremu zawdzięczam życie), a Sophie powiedziała jak razem z Niallem próbowali mnie odnaleźć.
-Potem zadzwoniłam po twoich rodziców- powiedziała Sophie.- Niall poszedł na całonocne przyjęcie z chłopakami, a ja wzięłam resztę pieniędzy z mojego domu. Z tego wszystkiego zapomniałam zamknąć drzwi i jak wróciłam tutaj zobaczyłam w salonie twoich rodziców, którzy wylądowali w Londynie mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ja wyjechałam po kasę.
Skinęłam głową.
-A teraz się nie obraźcie, ale muszę jeszcze coś załatwić?
-Sama?- oburzyła się mama.
-Tak, sama. Zaraz wracam.
Wzięłam Vervadę (jakie szczęście, że Niall ją przyprowadził do domu!) i pogalopowałam do miejsca, w którym według słów Sophie miał być Niall.
Stanęłam w drzwiach klubu. (na szczęście wstęp był wolny dla wszystkich). Na scenie stały chłopaki z One Direction, ale nie było z nimi Nialla. Wtedy spojrzałam w bok. Chłopak siedział pod ścianą obejmując kolana rękami i przykładając do nich głowę.
Harry mnie zauważył. Powiedział coś do chłopaków, po czym zaczęli śpiewać ,,Same Mistakes". Podeszłam do Nialla.
-Zatańczysz?- spytałam wyciągając rękę ku niemu.
Podniósł głowę, a kiedy na mnie spojrzał wyglądał jakby zobaczył ducha. Jednak podał mi rękę, przytuliliśmy się i zaczęliśmy tańczyć walc angielski. Co jest dziwne, bo nie umiem tańczyć walca. Niall prowadził mnie tak to dobrze, że wiedziałam, kiedy w danej chwili zrobić krok i jaki.
Położył mi głowę na ramieniu i skierował usta do mojego lewego ucha.
-Myślałem, że cię straciłem- powiedział.
-Serio?- spytałam w ten sam sposób.- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz...
-Nie zamierzam- na sali zrobiło się cicho, a chłopaki z 1D zeszli ze sceny.- Muszę jeszcze coś załatwić. Idziesz ze mną?
Skinęłam głową.
Podeszliśmy do przyjaciół Nialla.
-Zachowałem się jak kretyn- zwrócił się do Zayna.- Po prostu tęskniłem za Sid. Przyjmiecie mnie znów do zespołu?
Tym razem odpowiedział Harry:
-Pytanie! Witaj z powrotem.
-Lubię miłe zakończenia- powiedziałam, przytulając się do Nialla.

środa, 29 sierpnia 2012

100 lat dla Liama!

:) Jak pewnie niektóre z was wiedzą dzisiaj są dziewiętnaste  urodziny Liama Payne !
 Mam nadzieję że świetnie spędza dzień urodzin. Wszystkiego naj Li! I oby dobrze ci się układało z Danielle!
+Planuję napisać długą notkę która będzie opisywała jego urodziny w naszej opowieści(oczywiście jak już dotrzemy z czasem do 29 sierpnia ;) bo na razie dopiero wchodzimy w sierpień) Zdradzę wam małą tajemnicę... Ponieważ do opowiadania dołączają nowi bohaterowie stopniowo chcę was poinformować że dołączy do niego(jeszcze dokładnie nie wiem kiedy ale przed urodzinami Liama) Danielle(dla tych z was, które nie wiedzą prawdziwa dziewczyna Li). Ale czy będzie z Liamem czy nie? Tego się przekonacie już niebawem.. ;)



Dodam jeszcze stokrotne dzięki za ponad 2000 wejść :* Nie spodziewałam się aż tyle a już szczególnie nie w tak krótkim czasie! Drogie Zaczytane! Dziękuję wam za stałe czytanie i komentowanie naszych wpisów!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 11 cz.1

---Sophie---
Porywacz właśnie się rozłączył. Moje ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Przynajmniej Sydney jeszcze żyje. Ostatnio żyję tylko nadzieją. A jak z pieniędzmi? Rodzice Sid przesłali mi półtorej miliona funtów. Więcej niestety nie mieli. Niall i Harry przynieśli dwa  miliony. Przy sobie w sejfie domowym miałam tylko milion. Schowałam tam też pieniądze które wspólnie zebraliśmy. Nie było jak lecieć do naszego zamku w Irlandii gdzie trzymałam większość moich pieniędzy. Z prostej przyczyny: Zostało za mało czasu. Postanowiłam wybrać się do domu w którym mieszkałam kiedyś wraz z rodzicami. Nie sprzedali go na wypadek przyjazdu do Londynu. W nim również miałam schowane oszczędności. A klucze do niego w szafce. Jedyny problem był taki że willa moich rodziców znajdowała się na drugim końcu miasta a chciałam załatwić szybko tę sprawę. Harry i Niall byli dzisiaj na jakimś przyjęciu na które zaprosiła ich Demi Lovato. Nie mieli ochoty iść   ale to ich dobra znajoma a było to dla niej ważne. Proponowali mi żebym poszła z nimi. Odmówiłam. Nie byłam w nastroju na przyjęcia. Przez ostatnie dwa dni dobrze poznałam resztę zespołu. Zaprzyjaźniłam się najbardziej z Louisem(byłam teraz jego ,,kochaną siostrzyczką") i Liamem. Postanowiłam poprosić o pomoc tego drugiego. Wzięłam do ręki komórkę i wystukałam numer chłopaka
~Halo? Cześć Soph
-Hej Li. Mam do ciebie małą prośbę..
~A mianowicie?
-Zawiózłbyś mnie do mojego starego domu na drugim końcu Londynu? Proszę cię, to dla mnie ważne.
~Oczywiście że tak! Jak mógłbym się nie zgodzić? Przyjadę po ciebie za pół godziny.
-Dzięki Liam jesteś super!
~No ba! Do zobaczenia ślicznotko
-Aww, Li nie przesadzaj! To pa!-rozłączyłam się. Szybko pobiegłam do garderoby się przebrać.
---Harry---
Nie nie miałem siły na to przyjęcie ale postanowiłem nie zawieść Demi. Przez te dwa dni które minęły mieszkałem w domu dziewczyn. Zgodnie z tym co powiedziała Sophie nie rozmawialiśmy o pocałunku. Ani o nas. Dziewczyna miała rację, lepiej było zaczekać aż Sydney wróci. Mimo wszystko czasem ciężko mi się było w przy niej zachowywać czysto koleżeńsko. Przynajmniej miałem ją przy sobie i wiedziałem że jest bezpieczna. Często przychodzili do nas Niall, Liam, Zayn i Louis. Sophie szybko odnalazła swoje miejsce w naszej paczce. Lou był prze szczęśliwy z nowej siostry. Pozwalała mu robić z jej włosów warkoczyki.  Zayn też się z nią zaprzyjaźnił. Niall rzecz oczywista już od początku miał ją za siostrę. Może w trochę inny sposób okazywał jej swoje braterskie przywiązanie niż Louis ale zawsze mogła na niego liczyć. A jeśli chodzi o Liama... Trochę mnie irytowała ta sytuacja. Soph się z nim genialnie dogadywała(nic dziwnego Liama trudno nie polubić). Ale on starał się spędzać z nią każdą chwilę i kiedy tego nie widziała wręcz pożerał ją wzrokiem. Dobrze znałem to niby niewinne spojrzenie Liama. Dziewczyna mu wpadła w oko. Możliwe że się myliłem i mam nadzieję że on nic do niej nie czuje.
---Sophie---
Byłam gotowa. Usłyszałam pukanie do drzwi. Chwyciłam torbę, do której zamierzałam włożyć gotówkę i za klucze, które wyjęłam z szafki. Pobiegłam otworzyć. Przede mną stał uśmiechający się szeroko Liam.
-Cześć! Wyglądasz ślicznie Soph-powiedział przytulając mnie na powitanie-I co jedziemy?
-Hejka Li! Nie przeginaj zbytnio-mrugnęłam do niego przyjacielsko. Zaraz spoważniałam przypomniawszy sobie cel-Tak.-podałam mu adres mojej starej willi.
--Godzinę później--
Dotarliśmy na miejsce.
-Liam zaczekaj na mnie w samochodzie
-Na pewno?-chłopak popatrzył na mnie zaniepokojony.
-Tak. Proszę cię..-odparłam wysiadając z auta razem z dużą torbą. Otworzyłam kluczami furtkę i wślizgnęłam się do ogrodu. Podeszłam do ukrytego w drzewie pod korą klawiszy do wpisania kodu. Wystukałam hasło z dziewięciu cyfr. Ziemia obok drzewa uniosła się. Pod spodem buło żelazo. Tak naprawdę była to ukryta klapa do mojego sejfu. Rodzice swój mają pod krzakiem róży. Byli strasznie przezorni i uwielbiali takie ukryte rzeczy np: w moim obecnym i tym starym domu było pełno tajnych przejść. Niby dla bezpieczeństwa ale moi rodzice mieli z tego niezłą uciechę. Wywróciłam oczami. W środku były pieniądze podzielone na części po pół miliona. Wpakowałam do torby trzy części, po czym zamknęłam schowek. Upewniłam się że jest dobrze zamaskowany i zakodowałam go szyfrem zamykającym. Chwyciłam  torbę w ręce i poszłam spokojnie do bramki. Zamknęłam ją za sobą na klucz i położyłam torbę na tylnym siedzeniu samochodu. Po czym wsiadłam z przodu i zapięłam pas. Problem z pieniędzmi załatwiony! Odzyskamy Sid.
 -Możemy jechać Li. Odwieź mnie proszę do domu.-powiedziałam zamykając za sobą drzwiczki auta. Chłopak uruchomił wóz i ruszyliśmy  drogę powrotną.-Kiedy Harry i Niall wracają z tego przyjęcia?-spytałam się bo zapomniałam
-Hmm-chłopak spojrzał na zegarek-z tego co mówił Niall to za jakąś godzinę.
---godzinę później---
Dojechaliśmy pod mój dom. Wysiadłam z samochodu i wzięłam torbę z z pieniędzmi.
-Dziękuję Li. Jestem ci bardzo wdzięczna.
-Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość!-wyszczerzył się do mnie. Weszłam do domu a tam czekała mnie niespodzianka zobaczyłam...
------------------
Hmm wyszedł mi nudny i nie ciekawy :( klapa! Przepraszam was za to. Mimo wszystko proszę o komcie, może dzięki wam kolejny wyjdzie lepiej :* papa miśki
Hazza   <3

Rozdzial 10 cz.2

---Sydney---
Nie wiem, kiedy zasnęłam, a przede wszystkim czy zrobiłam to sama z siebie, czy on czymś mnie uśpił. Wciąż byłam związana, ale już nie siedziałam w bagażniku. Leżałam na podłodze w jakiejś piwnicy. Jakoś straciłam ochotę do walki. Do czego mam wrócić? Rodzice zostawili mnie (co prawda na moją prośbę, ale przecież nie musieli jechać do Stanów), Niall mi nie ufa, nawet nie powiedział mi, kim jest w rzeczywistości... Ale tyle pozostało niewyjaśnionych rzeczy między nami. Zaczęłam żałować, że wtedy go wygoniłam. Muszę stąd uciec. Nie mam wyjścia. W innym razie już nigdy nie zobaczę przyjaciół ani rodziców, ani koni...
Ciekawe, co by w takiej sytuacji zrobiła moja serialowa imienniczka*, pomyślałam.
Najpierw musiałam się rozwiązać... Ale jak? Stawałam na głowie, żeby się oswobodzić. I to dosłownie... Starałam się obracać w różne strony, próbując wyswobodzić ręce. W końcu leżałam z nogami w górze ruszając nadgarstkami, ale więzy ani myślały ustąpić. Ostatecznie ustąpiłam, kładąc się na wznak i dysząc ciężko.
-Myśl, Sid, myśl- powiedziałam sama do siebie.
Ziewnęłam i poczułam się bardzo zmęczona. Za oknem (a raczej okienkiem wielkości 30X15cm umieszczone przy suficie) było całkiem ciemno. Czułam, że minął już drugi dzień (tzn. ponad dobę) odkąd zostałam porwana. Chciałabym wrócić do domu i wreszcie spokojnie zasnąć. Na Kanarach ciągle myślałam o Niallu, a teraz dla odmiany, będę myślałam jak ujść stąd żywcem? Ułożyłam się wygodnie (jeśli można tak nazwać leżenie, na zimnej, twardej podłodze) i zasnęłam.
---10 godzin póżniej---
Powoli się budząc miałam nadzieję, że Sophie rzuci we mnie poduszką, żeby mnie obudzić, a gdy otworzę oczy znów będę w ciepłym łóżku w naszej willi pod Londynem. Niestety. To tylko mrzonka, za to zimna podłoga i krępujące mnie sznury były prawdziwe. Obok mnie leżała taca z jedzeniem. Udko z kurczaka i trochę ziemniaków. Bez widelca... Wiedzieli, co robią. Jestem związana, więc i tak nie mogłabym jeść widelcem, który za to mógłby pomóc mi się oswobodzić. Ogromny głód kazał mi to zjeść, a potem postanowiłam działać. Przecież nie mogę ciągle spać, myśląc, że nagle pojawi się książę na białym koniu i wyciągnie mnie stąd. Rozejrzałam się po piwnicy w poszukiwaniu czegoś, co może przeciąć sznur. I znalazłam. Na przeciwległej ścianie wisiał hak. Prawie tak duży jak ja. Podeszłam... podczołgałam się do niego. Położyłam na nim ręce tak, by sznur znalazł się na zaostrzonej końcówce haka. Potarłam sznurem o ostrze aż ten pękł. Szybko rozwiązałam nogi. Częściowo byłam wolna, ale... jak wydostać się na zewnątrz? Wtedy przyszedł mi do głowy jeszcze jeden pomysł. Ukryłam pozostałości więzów z rąk pod schodami, a nogi związałam lekko, siadłam na swoim starym miejscu, ręce schowałam za plecami. Potem musiałam już tylko czekać aż ktoś do mnie przyjdzie.
Minęła niemal godzina, ale się doczekałam. Przyszedł ten sam facet, który mnie tu przywiózł. Poznałam go po głosie, gdy powiedział:
-Wciąż obserwuję twoich przyjaciół, a oni nadal nie mają pieniędzy. Zresztą może sami to sprawdźmy- wyciągnął telefon, wybrał jakiś numer i wziął na głośnik.- Tik-tak- powiedział.- Zegar tyka, a wy, z tego co wiem, wciąż nie macie kasy.
~Ale będziemy mieć~ usłyszałam głos Sophie.~ Daj nam trochę czasu!
-Dałem. Za pięć dni Sid do was wróci. Od was tylko zależy czy cała, czy w kawałkach.
Zadrżałam.
~Jaką mam pewność, że ona jeszcze żyje?! Daj ją do telefonu.
Zbir przystawił mi telefon do głowy i powiedział:
-Przywitaj się z przyjaciółeczką.
~Sid?
-Sophie? Nie ważcie się im płacić! Ja...
-Koniec tej rozmowy. Czekajcie aż się odezwę.
Rozłączył się i wyłączył telefon.
-I to by było na tyle- powiedział.- To na wypadek, gdyby przyszło im do głowy mnie namierzyć. A ty nie podskakuj, młoda, bo powiedziałem im, że jeśli zapłacą dostaną cię żywą, a mówienie nic nie kosztuje...
Odwrócił się idąc w stronę schodów. Szybko zdjęłam sznury z nóg i skoczyłam na faceta. Próbowałam go powalić, ale był dla mnie zbyt silny. rzucił mnie w róg piwnicy i, kładąc mi ręce na ramionach przycisnął do ściany tak mocno, że nie mogłam oddychać.
-A więc tak chcesz się bawić?- wycedził przez zęby , z tą samą drwiącą nutą, z którą zawsze do mnie mówił.- A co ty na to, żebym najpierw cię przeleciał, a potem zastrzelił?
Nie mogłam się wyszarpnąć i uciec w bok, bo i z lewej, i z prawej były ściany. Byłoby ze mną krucho, gdybym nic wtedy nie wymyśliła. Ale miałam pomysł. Kopnęłam go z całej kolanem w czułe miejsce (stopą mogłabym mocniej, ale nie sięgałam), a potem, gdy mnie puścił, przebiegłam mu między nogami, biegnąc po schodach do drzwi.
Gangster wyjął z za pasa niewielki karabin i strzelił kilka razy do mnie. Miałam mnóstwo szczęścia w nieszczęściu, że większość pocisków odbiło się od poręczy. Niestety jeden trafił mnie w lewe ramię... Krzyknęłam. Przycisnęłam prawą dłoń do tego miejsca. Wybiegłam na zewnątrz. Zauważyłam, że na posesji oprócz pięknego, dwupiętrowego domu jest jeszcze garaż i ogrodzony teren, na którym były puszczone dwa psy - rottweiler i doberman. W chwili, gdy wyszłam z domu brama tego wybiegu (najpewniej działająca na pilota) otworzyła się i dwaj czworonożni zabójcy ruszyli biegiem na mnie.
Podbiegłam do ogrodzenia. Miałam zamiar się na nie wspiąć, rana by mi w tym nie przeszkodziła. Już chciałam podciągnąć się na nim, kiedy nagle usłyszałam ciche bzyczenie.
To nie pszczoły, to... ogrodzenie!, uświadomiłam sobie przerażona, Jest pod napięciem.
Z intensywności dźwięku mogłam stwierdzić, że to może być nawet kilkaset voltów.
Potem usłyszałam warczenie psów, które stały, obnażając kły, rzut kamieniem ode mnie, w takim odstępie od siebie, bym nie próbowała uciec na bok.
Moje obecne położenie? Gdzieś z dala od domu między ogrodzeniem, które zabije mnie po jednym dotknięciu go, a dwoma wściekłymi psami i bardzo wkurzonym facetem z bronią. Jestem zgubiona!!!

* Mowa tu o Sydney Fox (Tia Carerre) z serialu ,,Łowcy skarbów"
----------------
To by było na tyle tej notki. (: Niedługo to skończę. ;) A tu mam trochę nieudolnie zrobioną w paintcie mapkę posesji gangstera. Zbyt przejrzysta to ona nie jest, ale przynajmniej dzięki niej nie muszę wszystkiego opisywać słowami.




poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 10 cz.1

---Harry---
Siedzieliśmy na kanapie czekając aż Niall albo Sydney się odezwą. Sophie położyła głowę na moim ramieniu. Bez zastanowienia objąłem ją. Była bardzo zdenerwowana. Nic dziwnego, traktują się z Sid jak siostry. Czekaliśmy dość długo. Znużona dziewczyna zasnęła. Wziąłem ją delikatnie na ręce. Wstałem i podążyłem na górę do pokoju dziewczyny. Położyłem ją na wielkim łożu z baldachimem. Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją opuszkami palców po policzku. Usłyszałem z dołu dźwięk otwieranych drzwi. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem szybko po schodach. W salonie stał Niall wyraźnie przerażony.
-Porwali ją! Zażądali sześciu milionów funtów za Sydney.
-Co?!-krzyknąłem ale zaraz zatkałem sobie usta dłonią. Mam nadzieję że nie obudziłem Sophi.-Skąd to wiesz i co z koniem?-spytałem cicho
-Znalazłem konia i telefon Sid. Wtedy zadzwonił do mnie porywacz i mi powiedział warunki. Do końca tygodnia mamy uzbierać sześć milionów. Jeśli tego nie zrobimy albo zawiadomimy policję oni ją zabiją-głos mu się załamał.
-Skąd weźmiemy tyle pieniędzy? Owszem jesteśmy dość bogaci ale aż tyle w gotówce to my nie mamy. Pozostają jeszcze rodzice Sydney i Sophie. Ale rodzice też nie są aż na tyle zamożni. A Sophi dysponuje tylko swoimi własnymi oszczędnościami. Pieniędzy rodzinnych nie wolno jej nadużywać.
-Wiem o tym. Konia odstawiłem do stajni a zakupy Sid które znalazłem przy siodle zostawiłem w kuchni. Idę do domu muszę  sprawdzić stan naszych pieniędzy. Zostawiam tu telefon Sydney. Jakby porywacze dzwonili to mnie zawiadom ok?
-Ok.-odparłem. Niall wyszedł z willi. Zamknąłem za nim drzwi.
---Sophie---
Obudziłam się. Było już jasno. Pierwsze co zobaczyłam po otwarciu oczu był widok klatki piersiowej Harry'ego w którą byłam wtulona. Nie ma co chłopak może się pochwalić niezłym umięśnieniem. Przyglądałam się mu bez ruchu. Nie chciałam go budzić. Zapatrzyłam się w niego. Po paru minutach oprzytomniałam. Sydney! Co z nią? Delikatnie wyswobodziłam się z objęć Hazzy.
-Harry czas wstawać-powiedziałam mu cicho do ucha i potrząsnęłam nim lekko. Chłopak otworzył leniwie oczy. Zobaczył moją twarz przy jego uchu. Popatrzył mi w oczy. Wręcz zahipnotyzował mnie swoim wzrokiem. Ujął moją twarz w dłonie i przybliżył się do niej jeszcze bardziej. Zatonęłam w jego zielonych oczach. Nasze usta się złączyły. Przymknęłam oczy. Poczułam wspaniałą miękkość na wargach. Czułam ciepły oddech Harry'ego. Pocałunek nadal trwał. Zabrakło mi silnej woli by go przerwać jak podpowiadał mi rozsądek. To jest niesamowite.
---Harry---
Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Żaden pocałunek z innymi dziewczynami nie wywarł na mnie takiego wrażenia. Tak jak w piosence One Thing. Ona ma TO COŚ. Teraz wiem że nigdy jej nie zostawię. Niestety po jakiejś minucie odsunęła się ode mnie. Łapczywie nabraliśmy oddechu. Dziewczyna nie patrzyła się w moją stronę. Zaniepokoiłem się.
-Harry.. Zaczekajmy z uporządkowaniem naszych prywatnych spraw aż odzyskamy Sydney, dobrze?
----------------
Tę notkę ponownie dedykuję Marry Styles za komentarze :* dzięki niej ukazała się moja poprzednia notka :) Dzięki za wszystkie komentarze! Mam nadzieję że podoba wam się rozdział. Zapraszam zainteresowanych  co dokładnie Harry powiedział Sophie przez piosenkę do notki : http://2s-i-1d.blogspot.com/2012/08/rozdzial-9-cz1_25.html wkleiłam przetłumaczony tekst piosenki :)
Oczywiście proszę was o komcie i do następnego miśki :*
Hazza ^^

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdzial 9 cz. 2


---Sydney---
Zaczynałam odzyskiwać świadomość. Na początku nie mogłam otworzyć oczu ani zorientować się, gdzie jestem. Wciąż pozostawałam na wpół nieprzytomna, ale poczułam straszliwy ból głowy. Minęło kilka minut nim się całkiem obudziłam. Nogi miałam związane razem, a ręce skrępowane za plecami. Byłam zamknięta w bagażniku jadącego samochodu. W bagażniku... Przecież ja mam klaustrofobie!!! Przerażona wcale nie mniej niż gdyby mi ktoś rzucił mi garść pająków na głowę, zaczęłam się rzucać, kopać i krzyczeć.
-Uspokój się- dobiegł męski głos (na100% nie był to ten chłopak, z którym gadałam) gdzieś z przodu samochodu, najpewniej od kierowcy- bo będę musiał ci przywalić jeszcze raz!- znieruchomiałam i zamknęłam oczy st
arając się zapomnieć o tym, gdzie jestem. A on chwilę milczał, po czym spytał drwiącym tonem:- Sophie, tak?
-Nie- warknęłam.- Sydney. Sydney Fox.
-Aaa, to ty- chociaż go nie widziałam po jego glosie słyszałam, że jest rozbawiony.- Też mi wystarczysz.
-Czego chcesz? Pieniędzy??
 -Ha! A niby czego? Jakbym chciał towarzystwa, nie musiałbym jechać kilkaset kilometrów.
-Ile?
- Masz nieźle zarabiających rodziców.Myślę, że... sześć milionów funtów wystarczy.
Przeliczyłam szybko w myślach, po czym krzyknęłam:
- Dziesięć milionów dolarów?! To lepiej od razu mnie zastrzel, bo ani moi rodzice, ani Sophie nie mają takich pieniędzy.
Zaśmiał się.
-Zobaczymy, Sid. Zobaczymy...
---Niall---
Bylo juz po polnocy, a Sydney nie dawala znaku zycia. Siedzielismy we troje -ja, Sophie i Harry- w stadninie. Kazde z nas kurczowo sciskalo swoj telefon.
-Dosc tego!- krzyknalem rozdrazniony.- Mamy tu czekac na... na co wlasciwie? Az nam ktos przysle pod drzwi jej glowe? Nie wiem jak wy, ale ja ide jej poszukac.
-Czego chcesz szukac?- spytal Harry.- Igly w stogu siana? Przeszukanie samego Londynu (jesli sie rozdzielimy) moze nam zajac wiele godzin. A jaka masz gwarancje, ze ktos - jesli to jest porwanie- nie wywiozl jej z miasta?
-Wedlug tego, co mowila Sophie, Sid pojechala konno. Kon nie moze rozplynac sie w powietrzu.
-Masz racje- powiedziala Sophie- ale jest cos, co znacznie ulatwi nam  poszukiwania- unioslem brew pytajaco.- O ile pamietam Vervada ma, tak samo jak Winter,wszczepionego GPS-a. To sa drogie konie, a takie rzeczy sie przydaja podczas kradziezy. Nigdy z tego nie korzystalysmy,ale mam takiego pilota do namierzenia go - pogrzebala w szafce i wyjela z niej prostokatne urzadzenie wielkosci dloni. Przyjrzala mu sie poczym powiedziala:- Ooo, jest. Nie rusza sie z miejsca. Ze wspolrzednych wynika,ze to jest gdzies w centrum Londynu. Chyba kolo sklepu, w ktorym Sid miala zrobic zakupy.
-No to idziemy?- spytalem.
-Niall- Harry usiadl na sofie (caly czas bylismy tacy zdenerwowani, ze nie moglismy usiedziec)- nie zrozum mnie zle, ale ktos powinien zostac, na wypadek, gdyby Sydney wrocila...
-Wiec zostan- wtracila Sophie- ale ja nie...
-Sophie! Badz realistka. Sydney ma bogatych rodzicow i przyjazni sie z toba, ale nie odgrywa zadnej roli politycznej w Wielkiej Brytanii. Ty jestes w kolejce do tronu.
- Na siudmym miejscu.
-Ale jednak. Jesli Sid porwali, to ty tez mozesz miec klopoty. Zostan. A ja ci dotrzymam towarzystwa.
-Jasne!- krzyknalem i wybieglem z domu.
Wiedzialem, ze tak czy inaczej oni zdecyduja sie zostac, a ja tylko tracilem czas. Nigdy nie bieglem tak jak wtedy. Cala droge liczaca ponad 10 kilometrow przebieglem sprintem. Zajelo mi to niewiele wiecej niz 20 minut. Na miejscu nie moglem zlapac oddechu. Dopiero po dluzszej chwili udalo mi sie pozbierac. Zobaczylem Vervade. Klacz przywiazana pod sklepem spozywczym byla kompletnie przzerazona. Kladla uszy po sobie, probowala stawac deba, ale Sydney wodze przywiazala na wysokosci chrap klaczy, uniemozliwiajac jej nadmierne unoszenie glowy. Z tego samego powodu nie mogla sie tez polozyc. Na poczatku poczulem zlosc. Sid tak potraktowala swojego konia. Przywiazala go glodnego,spragnionego, wykonczonego, na krotkiej wodzy... Ale zaraz przypomnialem sobie powage sytuacji. Przeciez ona myslala, ze zaraz wroci. Gdy sie zblizylem klacz zaczela wariowac, ale musiala mnie poznac, bo blyskawicznie zlagodniala. Sid zdazyla zrobic juz zakupy , pomyslalem widzac torbe przywiazana do leku. Odwiazalem Verve, a ona wyrwala mi sie i podbiegla do kraweznika. Myslalem, ze ucieknie, ale tam sie zatrzymala grzebiac nosem w trawie.
-Co tam masz, Ver?- spytalem, przeszukujac trawe.
Wyciagnalem... telefon. Na 100% nalezal on do Sydney, ale jakim cudem tu sie znalazl? Sid mogla go zgubic, okay, ale w dzisiejszych czasach to naprawde niezwykle, ze przez tyle godzin nie znalazl sie nikt, komu przydalaby sie komorka za 500 funtow.
Odblokowalem telefon. 20 polaczen nieodebranych. 10 od Sophie, 10 ode mnie. Wtedy telefon zaczal dzwonic. Numer zastrzezony. Instynktownie odebralem.
~Przekaz swoim przyjaciolom- uslyszalem w sluchawce- zedo konca tygodnia macie uzbierac szesc milionow funtow jesli chcecie  jeszcze kiedys zobaczyc kolezanke.
-Kim jestes?- spytalem zszokowany.
~Kims, kto moze odebrac zycie pewnej dziewietnastolatce rownie latwo, jak zdeptac mrowke. I nie probujcie wzywac policji, bo wiecej jej nie zobaczycie. Jestesmy lepiej przygotowani niz ci sie zdaje.
Mezczyzna po drugiej stronie zasmial sie.
-Ale... dajmi z nia porozmawiac... Skad mamy wziac tyle kasy...!
~Wymysl cos. Za tydzien powiem wam, jak macie przekazac pieniadze.
Rozlaczyl sie.
A tak w ogole skad on wiedzial, ze trzymam telefon Sid w rece. Czyzby ktos mnie sledzil? Rozejrzalem sie. Dookola oprocz mnie i Vervady nie bylo zywej duszy. Wtedy moja uwage przykula kamerka na sklepie spozywczym. Wydawalo mi sie, ze wczesniej byla skirowana bardziej wbok, a teraz jej obiektyw ,,patrzyl" wprost na mnie. I na moich oczach kamerka sie przechylila. Podlaczyli sie do monitoringu!
Naprawde sa dobrze przygotowani, pomyslalem.
--------------------
Teraz akcja sie troche rozwinela. (; Mysle, ze scena porwania zajmie mi jeszcze ze dwie czesci (moje 2 czesci. Razem z Sophie.N bedzie trzy: moja, Sophie, moja), ale trudno na razie to ustalic. Zalezy czy bede miala jakies pomysly na wieksze rozwiniecie. (:
Do konca wakacji zdazymy wstawic jeszcze najwyzej ze 4-5 notek, potem kazda z nas bedzie wstawiala najwyzej jedna notke tygodniowo, poniewaz czeka nas duzo nauki w gimnazjum: 3 klasie {ja} i 2 {Sophie}.
W imieniu nas obu dziekuje za komentarze i, nieco zmalala ale wciaz duza, liczbe dziennych wejsc. ;-*

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdzial 9 cz.1

---Sophie---
Monica wróciła do siebie mówiąc ze musi sie przygotować na randkę. Ja właśnie zabrałam się za rozpakowywanie. Poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam go z kieszeni
@Bądź za pół godziny na polanie w twoim  lesie. Proszę przyjedź tam na koniu xHarry 
Zaciekawiło mnie co wymyślił więc postanowiłam pójść.  Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w granatowe rurki i obcisłą szarą
bluzeczkę z dekoldem i rękawami trzy czwarte. Rozpuściłam włosy, pomalowałam usta błyszczykiem i nałożyłam trochę różu na kości policzkowe. Po czm pobiegłam do stajni po Wintera. Ruszyłam galopem w dobrze znane mi miejsce. Uwielbiałam tam siedzieć w ciszy i spokoju wśród kwiatow polnych. Pięć minut później dotarłam do
skraju polany. Zsiadłam z Wintera. Bardzo zaskoczyło mnie to co
tam ujrzałam. Świetnie przygotowany piknik. A przy najbliższym drzewie przywiązana kara klacz. Zdziwiona przywiązałam Wina do drzewa obok. Podeszłam do koca. Leżał na nim piękny bukiet. Wzięłam go do ręki. Była do niego doczepiona karteczka na której pisało: ,,Dla najpiekniejszej dziewczyny na świecie" Uśmiechnęłam się.  
-A teraz zaśpiewam ci piosenkę która idealnie opisuje to co do ciebie czuję.-Usłyszałam za plecami głos Harry'ego. Odwróciłam się. Tuż za mną stał chłopak z gitarą w rękach. Zaczął grac i śpiewać piosenkę One Thing:
Próbowałem dobrze to rozegrać
Ale kiedy patrzę na ciebie
Nie potrafię być nawet odważny
Bo sprawiasz że moje serce galopuje

Postrzeliłaś mnie z nieba
Jesteś moim kryptonitem
Ciągle sprawiasz, że jestem słabszy
Tak, jestem zastygły i bez oddechu

Coś właśnie się wydarzyło,
Bo umieram, żebyś tylko zobaczyła,
Że potrzebuję Cię tu ze mną teraz.
Bo ty masz To Coś.

Więc, wyjdź, wyjdź, wyjdź z mojej głowy
I zamiast tego wpadnij w moje ramiona
Nie wiem, nie wiem, nie wiem co to jest
Ale potrzebuję Tego Czegoś
A ty masz To masz

Teraz wspinam się po ścianach
Ale ty tego wcale nie dostrzegasz,
Że odchodzę od zmysłów
Cały dzień i całą noc

Coś właśnie się wydarzyło
Bo umieram, żeby dowiedzieć się jak masz na imię
I potrzebuję Cię tu, ze mną teraz.
Bo ty masz To Coś

Więc, wyjdź, wyjdź, wyjdź z mojej głowy
I zamiast tego wpadnij w moje ramiona
Nie wiem, nie wiem, nie wiem co to jest
Ale potrzebuję Tego Czegoś

Więc wyjdź, wyjdź, wyjdź z moich myśli
I no dalej, wejdź do mojego życia
Nie wiem, nie wiem, nie wiem co to jest
Ale potrzebuję Tego Czegoś
A ty masz To masz

Ty masz To Coś

Wyjdź, wyjdź, wyjdź z mojej głowy
I zamiast tego wpadnij w moje ramiona

Więc, wyjdź, wyjdź, wyjdź z mojej głowy
I zamiast tego wpadnij w moje ramiona
Nie wiem, nie wiem, nie wiem co to jest
Ale potrzebuję Tego Czegoś.
A ty masz To masz

. łzy stanęły mi w oczach. To było niesamowite. Jeszcze nikt sie dla mnie tak nie wysilił. I ten tekst! Z tego wynika ze nie jestem dla niego pierwszą lepszą dziewczyną spotkaną na ulicy...No niech będzie na drzewie ale nie ma chyba dużej różnicy.  Harry skończył śpiewać.
-Naprawdę przepraszam cię Sophie.Wybaczysz mi?-spytał Harry odkładając gitarę i przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
-Oczywiście że tak!-odparłam. Chłopak uśmiechnął się szeroko podniósł mnie i zakręcił-Przygotowałeś dla mnie to wszystko..Brak mi słów dziękuję ci.
-Zjesz ze mną obiad?-spytał chwytając mnie za rękę i prowadząc w stronę rozłożonego koca.
-Jasne-odparłam. Chłopak wyciągnął z koszyka jedzenie. Zaczęliśmy jesc. Było jeszcze ciepłe.
-I jak ci smakuje? Sam gotowałem.
-Pyszne! Musisz mi częściej gotować-zaśmiałam się. Zjedliśmy i popiliśmy  czerwonym winem.
-A teraz mi powiedz co tu robi ta klacz?-Spytałam się.
-To moja Meg. Kiedy ciebie nie było nauczyłem się jeździć. Pamiętasz jak mi obiecałaś że odwiedzisz mnie i chłopaków. To dobra okazja zróbmy sobie małą wycieczkę konną i później pojedźmy do mnie.
-Dobrze ale najpierw zadzwonię  do Sid jej o tym powiedzieć.-odparłam  próbując dodzwonić sie do Sydney. Niestety włączała się poczta glosowa. Więc wsiedliśmy na konie i  pogalopowaliśmy przez las.
---Godzinę później---
Przywiązaliśmy konie do domu i weszliśmy do środka. Tam przywitał nas na wstępie Niall oraz dwóch innych chłopaków.
-Cześć!- powiedzieli razem szczerząc się do mnie.
-Ja jestem Liam- powiedział pierwszy.
-A ja Zayn- powiedział czarnowłosy.
-Hej! Nazywam sie Sophie- odparłam z uśmiechem.
-Może obejrzymy jakiś film?- spytał się Liam.
-Pewnie. Idziemy przygotować jedzenie- odparł Harry. Chłopak zaprowadził mnie do kuchni. Zaczęliśmy robić popcorn.
-Wyjmiesz Pepsi z lodówki?- spytał się Harry.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam picie. Poszliśmy do salanu razem z jedzeniem.
---Ok. 2 godziny później.---
W trakcie filmu doszedł do nas Louis, ktorego bardzo polubiłam. Film sie skończył i musiałam zbierać sie już do domu. Lou, Zayn i Liam przytulili mnie na pożegnanie.
-Wpadnij do nas niedługo!-powiedział Zayn.
-Koniecznie. Będę miał nową psiapsiółę!-wyszczerzył się Louis. Harry zaproponował, że mnie odprowadzi. A Niall wyszedł z nami, mówiąc, że przy okazji porozmawia z Sydney. Wsiedliśmy na konie (Harry siadł za mną na Winterze, a Niall na Meg). Po jakimś czasie dojechaliśmy do domu. W środku nie zastaliśmy Sydney. Zaczęłam sie o nia martwić. Kilka godzin na szybkie zakupy to troche za długo... Harry zaproponował, że ze mną zaczeka aż Sid wróci.
----------------------
No to macie plan Harry'ego ;) To tyle z mojej strony. Więc do następnego :*

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdzial 8 cz.2

---Sydney---
Wylądowałyśmy na lotnisku w Londynie. Powitała nas tam Monica trzymająca wodze stojących obok Wintera i Vervady. Sophie dosiadła ogiera (Monica siadła za nią), a ja miałam jeszcze jeden pomysł.
-Emmm...-zastanowiłam się chwilę.- Wyjechałyśmy bardzo nagle, więc mamy pełną lodówkę jedzenia, ale przez półtoratygodnia pewnie się już zepsuło. To ja może pojadę do sklepu... A wy jedzcie do domu i rozpakujcie walizki.
-Jasne- Sophie skinęła głową z aprobata.-I kup jeszcze poduszki- dodała ze śmiechem.
Nie zrozumiałam od razu o co jej chodzi. Chciałam zapytać ,,jakie poduszki", ale po chwili zrozumiałam. Przecież pierze z ostatnich naszych poduszek jeszcze do dzisiaj latają po pokoju.
-Nie ma sprawy- powiedziałam z uśmiechem.- Wy jedzcie do domu, a ja za 10, góra 20 minut do was dołączę. Wezmę Vervadę.
Kilka sekund później siedziałam na klaczy. Ruszyłam galopem z podwórka. Najbliższy sklep spożywczy był kilkadziesiąt metrów od lotniska. Czasem tam robimy zakupy. Obok tez jest sklep o przyjemnej typowo angielskiej nazwie 1000 things (czyt. tauzynd fings [tysiac rzeczy]). Mały sklepik, ale maja tam różne rzeczy, z poduszkami łącznie.
Zatrzymałam Vervę przed spożywczakiem. Przywiązałam wodze do drzewa obok sklepu, a sama poszłam zrobić zakupy. Kilka bułek, masło, ser, wędlina, jogurt... aaa i ulubione ciasteczka Sophie. Tyle powinno wystarczyć. Zapłaciłam i wyszłam do Vervady. Przywiązałam reklamówkę do siodła. Wylałam klaczy na pysk trochę wody z butelki tak, żeby mogla się napić.
Okay, teraz poduszki.
-Zaraz wrócę, kochanie- szepnęłam klepiąc ja po łopatce.
1000 Things był kilka kroków dalej, wiec nie było sensu odwiązywać konia. Zanim doszłam do sklepu zatrzymał się przy mnie jakiś samochód. Zignorowałam to, ale on na mnie zatrąbił. Rzuci lam mu pytające spojrzenie i zobaczyłam, że za kierownica siedzi najwyżej dwudziestopięcioletni chłopak.
-Hej, mała- powiedział.- Możesz tu podejść, nie chce mi się krzyczeć.- zbliżyłam się na tyle, że prawie włożyłam głowę przez otwarte okno od strony pasażera.-Możesz mi powiedzieć...- każdą samogłoskę przeciągał maksymalnie, a w jego oczach widziałam, że próbuje coś wymyślić.-Która godzina?
Nie miałam zegarka, wiec wyciągnęłam telefon. Usłyszałam kroki, ale je zignorowałam.
-Jest... - zaczęłam, ale nagle poczułam pulsujący ból z tyłu głowy. Upuściłam komórkę, wzrok mi się zamglił. Nie mogłam ustać na nogach. Poleciałam do tylu. Wydawało mi się, że ktoś mnie łapie i delikatnie kładzie na ziemi. A potem nie wiedziałam już, co się dalej ze mną dzieje...
------------------------------
 Oto jest moja część kolejnego rozdziału. Trochę nudne, wyszło mi gorzej niż oczekiwałam. Wiec jeśli czytając to, doszliście aż tutaj, to dziękuje za wyrozumiałość. (:
Następna notka Sophie jest gotowa, a moją już zaczęłam pisać, ale dodamy je dopiero wtedy, jak pod tą moją i Rozdziałem 8 cz. 1 pojawi się chociaż po jednym komciu. (;

Rozdzial 8 cz. 1

---Harry---
Właśnie skończyłem ostatnia lekcje jazdy konnej. Lou nadal się uczył. Sam wróci do domu. Ja muszę załatwić kolejną część planu. Prosto ze stadniny pojechałem do kwiaciarni. Wszedłem do środka.
-Dzień dobry. Chciałbym zamówić na jutro rano bukiet. Z białych róż. Okrągły średniej wielkości. Łodyżki niech będą niezbyt długie i obwiązane niebieską wstążką.
 -Dobrze,proszę po niego przyjechać jutro o 9:00.
-Dziękuje, do widzenia.
-Do widzenia.
Doskonale pamiętałem jakie kwiaty Sophie lubi najbardziej. Wspominała mi o tym, kiedy siedzieliśmy na drzewie. Swoja droga także o jej ulubionym kolorze czyli niebieskim. Teraz pojechałem do supermarketu kupić parę spożywczych rzeczy i koszyk.
---Louis---
Obolały zsiadłem z konia. Monica zaproponowała mi, że mnie podwiezie. Zgodziłem się. Nie przepadam za jazdą autobusem. Poza tym spędzę z nią jeszcze trochę czasu. To najsuperowsza marchewka jaka kiedykolwiek widziałem! Pora wkroczyć do akcji. Po drodze jak  zwykle żartowaliśmy.  W pewnej chwili przerwałem fale dowcipów
-Mam do ciebie  pytanie... Czy lubisz marchewki?-spytałem. Zaskoczyłem ja tym. Czekałem w napięciu, co odpowie.
-No tak, bardzo...-odparła. Jest! Dziewczyna idealna.
-W takim razie... Umówisz się ze mną na randkę?
-Tak, jasne- odpowiedziała uśmiechając się nieśmiało.
-Pasuje ci jutro o 13:00? Przyjadę po ciebie i pojedziemy razem na obiad do restauracji.
-Pewnie.
Dojechaliśmy pod willę moja i chłopaków.
-Dzięki za podwózkę. Do jutra- powiedziałem i cmoknąłem ja w policzek.
-Do zobaczenia- odparła.
---Sophie---
Włączyłam komórkę. Miałam ją wyłączoną przez te wszystkie dni. 10 wiadomości od :Harry oraz 7 nieodebranych połączeń od: Harry.
Przeczytałam wszystkie. Były niesamowicie miłe. Zaczęłam żałować, że wyłączyłam telefon na te dni. Najbardziej wzruszył mnie jeden.
@Już ósmy dzień, a ty nie dajesz znaku życia. Tęsknię bardzo za Tobą. Dobrze, że mam co robić, bo bym zwariował. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz. Nie oczekuję, że mi odpiszesz, ale mam nadzieję, że spotkasz się ze mną jak wrócisz. Do zobaczenia, moja królewno xHarry
-------------------------
:) No moja część gotowa. Sydney F. doda swoja jeszcze dzisiaj. Proszę o dalsze komcie :* i do następnego !

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdzial 7 cz. 2

---8 dni później---
---Niall---
Minęło już 9 dni od wyjazdu dziewczyn. Jutro wracają do Londynu. Nauczyłem Harry'ego grać na gitarze, już na pamięć zna piosenkę ,,One thing". Nie chciał   mi powiedzieć dlaczego chce grać, ale to mnie nie obchodziło. Teraz myślałem tylko o Sydney. Co będzie jak znów się spotkamy? Czy mi wybaczy. Nie chcę mieć innej dziewczyny. Może oficjalnie ze sobą nie chodziliśmy, ale czuje jakbyśmy byli razem. Byliśmy nawet na randce... Bo jak to inaczej nazwać? A poza tym ona od samego leciała na mnie... dosłownie.  Chłopaki znowu siedzą w stadninie. To już ostatnia lekcja Harry'ego, ale Lou musi się jeszcze wiele nauczyć. Czasami mam wrażenie, że on to robi specjalnie. Jakby lubił, kiedy ta cała Monica musi mu wszystko pokazywać po sto razy. Od czasu mojej pierwszej wiadomości, którą wysłałem Sid na skrzynkę e-mailowa, którą podała mi gdy byliśmy na pizzy, codziennie wysyłałem jej jedną krotką wiadomość, by wiedziała, że mi na niej zależy. Chociaż nigdy nie odpisała... Teraz też otworzyłem laptopa i wziąłem się do pisania.
---Sydney---
-Jutro wreszcie  będziemy  w domu- powiedziałam radośnie.
Właśnie pakowałyśmy walizki. Dzisiaj w nocy mamy już samolot. Wspaniale spędziłyśmy ten czas, ale 10 dni bez koni to prawdziwe tortury.
-Czyżbyś nie mogla się doczekać aż zobaczysz Nialla?- Sophie zamrugała rozbawiona.
-Chyba żartujesz?! Stęskniłam się za Vervadą.- zaśmiałam się, żeby rozluźnić sytuację, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
Sophie wyczula sytuacje, bo podała mi laptopa i uśmiechnęła się lekko, by odwrócić moja uwagę od kłopotów. Czasem tak robi, kiedy jest mi smutno.
-Masz- powiedziała.- Pograjmy sobie w coś.
Ja włączałam laptopa, a ona jeszcze na chwilę wyszła do łazienki. Laptop już się załadował, a Sophie jeszcze nie było. Postanowiłam więc, po raz pierwszy od chwili wyjazdu, sprawdzić sobie skrzynkę e-mailowa. Miałam na niej osiem wiadomości, wszystkie od Nialla. Pochłonęłam się w czytaniu pierwszej.
@ Cześć, Sydney, to ja Niall. Pamiętasz mnie jeszcze? Raczej tak, ja o Tobie myślałem przez cala noc. Wiem, ze najlepiej rozmawiać w cztery oczy, ale wyjechałaś na drugi koniec świata, telefonu tez nie odbierasz. Wybacz mi, błagam. Kocham Cię, Sid, i nic tego nie zmieni. Oczywiście nie mam gwarancji, że od razu nie skasujesz tej wiadomości, ale dopóki mi nie odpiszesz będę Ci wysyłał codziennie jedną krotką wiadomość. 
I tak następne 7 wiadomości było krótkich, każda taka sama jak poprzednie sześć:
@Sid, wybacz mi i odpisz chociaż kilka slow.
-Zależy mu na tobie.- powiedziała Sophie stojąca za moimi plecami.
Nie mam pojęcia, kiedy weszła do pokoju.
-Odpisać?- spytałam.
-Daj spokój. Jak naprawdę kocha to poczeka, a i tak za kilka godzin mamy samolot. Teraz lepiej sobie pograjmy. Billard, tenis czy wyścigi konne.
-Wyścigi. Przynajmniej tutaj w porównaniu do realnego życia, mogę z tobą wygrać i teraz też będę pierwsza.
-Zobaczymy- odparła.
Zanim całkiem wyłączyłam pocztę dostałam nową wiadomość od Nialla:
@Sid, wybacz mi i odpisz chociaż kilka slow.
 ------------------------------
Hej, to znowu ja. Chciałam Wam tylko przedstawić dwójkę nowych bochaterów:

Król Marchewka Pierwszy.- Malutki konik Lousisa. Ma jedyne 2,05 m w kłębie i piękną, karo-srokatą sierść. Jest bardzo spokojny (w przeciwieństwie do swojego właściciela) i mieszka w pensjonacie w stadninie Sophie i Sydney.

 

 Meg- kara klacz arabska należąca do Harry'ego. Jest piękna, ale ma swój ,,charakterek" aczkolwiek Harry (w przeciwieństwie do Lou na jego łagodnym Królu) świetnie sobie daje z nią radę.













PS  Niestety nowa notka Sophie.N pojawi się najwcześniej pojutrze, ale gwarantuję Wam dość ciekawe notki. Ja sama mam fajny pomysł, który zrealizuję po powrocie dziewczyn (w mojej następnej notce, tj. w piątek albo w sobotę), a i jest jeszcze plan Harry'ego. Dla Sophie to jest największa tajemnica. Nawet ja prośbą i groźbą niczego się nie dowiedziałam. A ,,najlepsze" jest to, że ona zna wszystkie moje pomysły. Zresztą z nią je obgadywałam. Ha! Do następnej notki... Galopem do piątku!
Hmmm... Co wy na to, żebym pod każdą notką dodawała gif z koniem [tak jak Sophie ma Harry'ego]? Czekam na opinie.

Rozdzial 7 cz.1

---Harry---
Monica  zrobiła wielkie oczy widząc konia Lou. Pokazała nam jak osiodłać konia. Podała Louisowi jakąś rozkładaną drabinę. Przez cały czas ukradkiem się sobie przyglądali. Od razu przed oczami stawała mi Sophie. Sam często się tak jej przyglądałem. Przygasłem i zasmuciłem się. Strasznie dłuży się czas bez niej. Tak bardzo bym chciał żeby tu była! Odechciewa mi się tej nauki ale robię to dla niej. Druga część mojego planu musi zaczekać aż wrócimy do domu. Musieliśmy z Niallem pomoc Louisowi dosiąść Marchewki Pierwszego. Kiedy Louis znalazł się na górze opuściła go odwaga.
-Tutaj jest trochę za wysoko jak na mój gust. Nie da się go trochę zmniejszyć?
-Pogrzało cię? Konia chcesz zmniejszać? Było kupić mniejszego- odparł na to. Niall śmiejąc się z miny Lou.
-No co ty innego?! Nie mów tak przy Królu Marchewce Pierwszym! Jeszcze się obrazi.
-Przepraszam to ty sugerowałeś skrócenie mu nóg. Stracił by swoja godność i jeszcze najpewniej życie
-Focham się na ciebie! Ty zawsze przeciwko mnie. Harryyy zabierz go  stąd!-odparł krzyżując ręce na piersi Lou wysuwając język w stronę Nialla.
--Około trzy godziny później--
Byliśmy już po kursie. Dojeżdżaliśmy do domu. Louis nadal był obrażony na Nialla, gdyż ten pod koniec, kiedy Lou schodząc z Króla wylądował na ziemi z bolącymi pośladkami, nie zostawił na nim suchej nitki. Pobiegłem na górę do mojego pokoju słysząc kawałek kłótni Nialla z Liamem.
 -Zjadłeś moja Nutellę ty podły skrzacie! Nie wybaczę ci tego tak łatwo ty ty ..złyyy!-mówił oburzony Niall.
-No już dobrze nie gniewaj się. Już idę do sklepu kupie ci dwa słoiki.-odparł zrezygnowany Liam
-Będę tu na ciebie czekał skrzacie! Wiec bez numerów.
Uśmiechnąłem się rozbawiony. Cały Niall! Na codzień spokojny, ale jak się ruszy jego jedzenie! Zamknąłem drzwi do pokoju. Rzuciłem się na łóżko. Wszystko mnie bolało. Monica dala nam niezły wycisk! Ale Lou znosił wszystkie jej zadania z wielkim zapałem. Aż dziwne on zwykle nie lubi się ,,przepracowywać" Wziąłem do ręki komórkę. Zero wiadomości od Sophie. Postanowiłem do niej napisać.
@Co tam u ciebie? Mam nadzieje ze jeszcze o mnie pamiętasz :) xHarry
Czas na drugi etap planu. Zostawiłem telefon na łóżku i pobiegłem do kuchni. Oczywiście zastałem tam naszego żarłoka.
-Niall czy mógłbyś nauczyć mnie grac na gitarze?
-------------------------
Ponad 1000 odwiedzin WOW! Dzięki, dzięki, dzięki :* Te notkę dedykuje naszej kochanej Sydney F. za udostępnienie mi swojego tabletu i za to że chce jej się wraz ze mną pisać te opowieść ^^
No i oczywiście proszę o komentarze ^^ do następnego miski!

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdzial 6 cz.2

---Niall---
Harry i Louis pojechali do stadniny, ja postanowiłem zostać. Sami sobie dadzą rade, a ja spróbuję dodzwonić się do Sydney, opcjonalnie mogę wysłać jakiegoś maila z przeprosinami. Telefon miała wyłączony, więc jedynie zostawiłem jej wiadomość.
Wrócili po niecałej godzinie.
-I co?- spytałem.
-Wykupiłem karnet- powiedział Harry- na lekcje jazdy konnej, Louis tez. Kupimy konie i jutro mamy pierwsza lekcje jazdy.
-Wy w siodle?- mimo  sytuacji zgiąłem się wpół ze śmiechu.
-A co?- wtrącił Louis.- Przeszkadza ci to?
-Nie... nie. Po prostu wyobraziłem sobie was jeżdżących konno. Mogę iść z wami.
-Możesz, jeśli nie masz innych zajęć- Harry wyglądał na podirytowanego.
-Okay. Nigdy nie zaszkodzi mi się trochę pośmiać.
-A ty może tez byś pojeździł...?
-Nie. Umiem jeździć, a jeśli mam wsiąść na konia to tylko przy Sid.
---Następnego dnia---
Pojechaliśmy we troje (Zayn i Liam woleli zostać) samochodem Harry'ego po konie do Bristolu. Dobrze trafiliśmy, bo w mieście właśnie organizowany był targ koni. Nie będę za dużo o tym opowiadał.W skrócie: Harry wziął kara klacz rasy koń arabski o imieniu Meg, a Louis karo-srokatego ogiera rasy shire.
-Moja klacz ma już nadane imię przez poprzedniego właściciela, ale twój jest bezimienny. Więc jak go nazwiesz?
-A więc- chłopak zwrócił się do konia- szajerze, chrzczę cię na Króla Marchewkę Pierwszego.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Musieliśmy wynająć dwie przyczepy do przewozu koni. Jedna była sama przyczepa przyczepiona do samochodu Harry'ego, w niej umieściliśmy Meg. Druga była ciężarówka wystarczająco dużą by zmieścić Króla (nie będę wymawiać tego imienia w całości, bo jego brzmienie grozi niepohamowanym wybuchem śmiechu ;-) ), za której kierownicą zasiadł Louis. Prosiłem, żeby dal mi poprowadzić,ale nie moglem się nawet zbliżyć do kierownicy.
-Z twoim talentem?- żartował Lou.- Nie ma to jak utopić trzy samochody w ciągu wakacji...
-Wypraszam sobie!- udałem focha.- Dwa. Trzecim nie wyrobiłem na zakręcie i się trochę przeturlał. Ale miałem na to cale wakacje...
-Mamy 7 lipca! A poza tym już 4-go mieliśmy z głowy twoją trzecią brykę. Masz szlaban na prowadzenie samochodów do końca wakacji. A potem idź wreszcie zrobić sobie to prawo jazdy, bo kiedyś w końcu cię złapią.
To zakończyło rozmowę.
---2 godziny później---  ---w stadninie Świat Koni---
Szybko ,,wypakowaliśmy" konie. Nadszedł właśnie czas na lekcje jazdy. Pierwszy był Louis. Osiodłał Króla, któremu sięgał zaledwie do boku.
-To przypomnij mi... Ile ten twój konik ma wzrostu?
-205 cm w kłębie.
-A tam, taki kucyk- dopowiedział Harry i znów zaczęliśmy się śmiać.
-------------------------
Dzisiaj mija dopiero 11dni odkąd powstał nasz blog i dzisiaj tez całkowita liczba wejść przekroczyła 1.000 (z naszym wczorajszym rekordem 193 wejść). Zarówno ja, jak i Sophie jesteśmy Wam za to bardzo wdzięczne. KoChAmY WaS. :-* I prosimy o dalsze wejścia, komentarze i obserwowanie. Ze względu na nasz tysięczny jubileusz, tę notkę dedykuje każdemu, kto w ciągu tych 11 dni zostawił nam chociaż jednego komcia.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 6 cz.1

---Harry---
Dławiło mnie w gardle. Całe półtora tygodnia...Wróciliśmy do domu. Nie mogłem siedzieć z założonymi rękoma. Postanowiłem się jakoś dostać do tej całej dziewczyny o której nam powiedziała ta Peny. Skierowałem swoje kroki do pokoju Louisa.
-Czy mógłbyś ze mną pojechać do stadniny koni? No wiesz tej największej na obrzeżach Londynu.
-Jasne, czemu nie? Ale po co chcesz się nauczyć jeździć?-hmm to nie taki zły pomysł.
-Może. To się jeszcze okaże.
-Ok. No to komu w drogę temu czas. Ruszaj mój cny rycerzu! Na koniec świata i jeszcze dalej!-wydarł się na cały dom i zaczął udawać że lata. Wybiegł z pokoju a później z domu i wsiadł do mojego auta(każdy z nas ma swoje) od strony pasażera. Wsiadłem od strony kierowcy. Ruszyliśmy.
--Jakieś 25 minut później--
Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do budynku obok stadniny z napisem: STADNINA "ŚWIAT KONI" INFORMACJA. W środku za  biurkiem siedziała jakaś młoda ruda dziewczyna. Właśnie przeglądała jakieś papiery. Louis nawet jej nie zobaczył skupił się nad jakimś kolorowym plakatem.
-Dzień dobry. Szukam dziewczyny o imieniu Monica. Wiesz może gdzie jej szukać?-spytałem.
-Dzień dobry. To ja. O co chodzi?-Powiedziała nie podnosząc wzroku znad papierów.
-Chciałem się zapytać o..-Spojrzała na mnie i nie dała mi dokończyć.
-O Sophie Colins tak? Poznaję cię ty jesteś Harry Styles. Uwielbiam twój zespół .
-Tak właśnie.. Chciałem się ciebie zapytać dlaczego wyjechała.
-Mi powiedziała tylko tyle że właśnie przez ciebie.-odparła
-Ahh..rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie czy mógłbym zapisać się na kurs jazdy konnej?-spytałem. Louis odkleił wzrok od plakatu i podszedł do mnie
-I ja z nim!-powiedział i spojrzał na Monicę. Spojrzał? Nie on wręcz pożerał  ją wzrokiem. Dziewczyna popatrzyła się na niego niedowierzającym wzrokiem. Jej policzki pod wpływem spojrzenia Lou zrobiły się szkarłatne.
-T-y Ty jesteś Louis? Na-naprawdę to t-y?
-Tak to ja. A ty jesteś?-zapytał patrząc jej głęboko w oczy.
-Mo-Monica Nix-zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Wywróciłem oczami. Nie czas na takie sceny.
-Więc co z tą nauką?-spytałem zniecierpliwiony.
-A tak oczywiście. Sama was mogę uczyć jeśli chcecie.
-Ok. No to przyjedziemy jutro o 10:00. Przy okazji kupimy też dwa konie. Oczywiście będziemy też płacić za trzymanie ich tutaj-powiedziałem.
-Dobrze w takim razie do zobaczenia!-powiedziała bardziej do Louisa niż do mnie.
-Cześć-powiedzieliśmy i wyszliśmy. Lou jakoś tak przycichł. To jak nie on!
-Ej! Co ci jest?
-Harry. Zakochałem się w marchewce.
---Sophie---
Leciałyśmy już od dobrych paru godzin. Sydney spała w najlepsze. Włączyłam laptopa. Weszłam na stronę z Newsami. Na pierwszej stronie zobaczyłam wielki tytuł:  CZY HARRY STYLES ZNALAZŁ NOWĄ MIŁOŚĆ? Kliknęłam. "Harrego widziano ostatnio jak jechał do kina z jakąś obcą dziewczyną. Nasz reporter mówi że mieli zarezerwowaną prywatną salę kinową. Pracownik kina twierdzi że nie szczędzili sobie czułości. To seansie Harry pojechał z nią do jej domu. Widziano go jak wychodził z niego rano. Czy to oznacza upojną noc z nową partnerką? Nie znamy jeszcze imienia dziewczyny ale jesteśmy na dobrym tropie do poznania go" Pod spodem nasze zdjęcia. Kilka jak mnie przytulał, jedno jak wchodziliśmy do mojego domu i jedno jak z niego wychodził wraz z Niallem. Zobaczyłam link do kolejnego artykułu "NIALL HORAN W TOWARZYSTWIE ATRAKCYJNEJ DZIEWCZYNY"
--------------------------------
:)  Jednak udało mi się napisać ponieważ jednak wyjeżdżam jutro. Skoro już tak dedykujemy to tym razem rozdział dedykuję DirectiionersForeveer która ostatnio cały czas komentuje :) wielkie dzięki. I tradycyjnie proszę was o dalsze komentowanie :* Do następnego miśki

Uwielbiam ten gif z Hazzą *.*




Rozdzial 5 cz. 2

---Niall---
Zaczekałem na Harry'ego przed stajnią. Chciałem pozwolić mu porozmawiać z Sophie w cztery oczy. Wrócił po dwóch minutach. Z jego miny wywnioskowałem, że nic nie wskórał. Postanowiłem powiedziec na głos to, co obaj myśleliśmy:
-One nam tego nie wybacza...
-Nieee...- rzekl Harry niemal niedoslyszalnie.- Moze powinnismy dac im  troche czasu. Doznaly lekkiego szoku, gdy odkryly prawde i zadzialaly impulsywnie. Niech sie z tym przespia. Wrocmy jutro.
---mniej wiecej jakas dobe pozniej---
Poszliśmy do stadniny. Zapukałem do drzwi od domu. I nic. Staliśmy tam z 15 minut jak kretyni. Nikt nam nie otworzył.
Daj spokój, Niall- Harry pociągnął mnie za ramię.- Nie ma ich albo nie chcą otworzyć. Co za różnica ile będziemy tu stać? I tak nic nie  zdziałamy.
Wtedy ze stajni dobiegło głośne rzenie. Jednego z koni. Nie znam ich jeszcze zbyt dobrze, ale jestem na 90% pewny, że to klacz Sydney.
-Vervada- rzuciłem i pobiegłem w stronę stajni. Harry biegł zaraz za mną.
Stanąłem w drzwiach stajni. Tam jakaś dziewczyna siłowała się z klacza. Nie zauważyła nas.
-Spokojnie- powiedziała.- Ver, nie wariuj...
-Co robisz z tym koniem?- spytałem.
Dziewczyna aż podskoczyła ze strachu.
-Och... Wystraszyliście mnie. Mogę w czymś pomóc?
-Kim jesteś?
-Pracuje tutaj przy koniach.Jestem tez znajomą Sophie i Sydney.
-A dziewczyny są w domu?
-Nie- dziewczyna sie usmiechnęła.- Wyjechały z samego rana na Wyspy Kanaryjskie. Wracają dopiero za półtora tygodnia.
Harry aż jęknął.
-Mówiły dlaczego?- spytał.
-Nie wiem. Sophie rozmawiała z Monicą. Ja jestem Peny. Monice możecie znaleźć w stadninie. Cała praca Sophie nad trenowaniem jest teraz na mojej głowie. Vervada nigdy nie sprawiała kłopotów, ale teraz nie mogę jej nawet wyprowadzić z boksu, a za 10 minut dziewczyna jest umówiona na lonzowanie. Wiec jeśli nie macie nic przeciwko, wrócę do pracy.
Skinąłem głową. Wyszliśmy ze stajni i poszliśmy w stronę naszego BMW zaparkowanego przy ogrodzeniu od strony lasu. Może Harry ma racje i dziewczyny pogodzą się z nami. Ale co, jeśli nam nie wybaczą???
----------------------------
Ostatni rozdział Sophie dedykowała dla Merry Styles i lumondry12, więc nie obrazicie się jeśli mój rozdział zadedykuję tylko zulci112. ;)  (:

Rozdział 5 cz.1

---Sophie---
Głaskałam Wintera po szyi. Moje oczy się zaszkliły.
-Ty mnie nigdy nie oszukasz prawda?-spytałam.-kocham cię Win
-Sophie?-odwróciłam się. Za mną stał Harry-Ty już wiesz prawda?
-Tak wiem. I nie mogę uwierzyć  że mnie okłamałeś.
-Nie skłamałem ja..
-W prost nie ale nie powiedziałeś prawdy.-odparłam
-Ja tylko nie chciałem abyś miała mnie za rozpuszczoną gwiazdeczkę.
-Naprawdę myślałeś że tak bym cię potraktowała? Czy my się znamy?! A może miałam być tylko  zabawką w twoich rękach?
-Nie to nie tak. Ja..
-No powiedz co masz na swoje wytłumaczenie?
-...Ja..
-Tak myślałam.-chłopak zaczynał tracić cierpliwość
-Nie dasz mi się nawet wytłumaczyć. Przecież nie popełniłem przestępstwa!-krzyknął na mnie. Moje oczy ponownie zwilgotniały-Ja chciałem dobrze-powiedział łamiącym się głosem. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Chłopak posłał mi oczami nieme pytanie
-Wyjdź Harry-powiedziałam.-Muszę sobie wszystko spokojnie przemyśleć.-chłopak spuścił głowę
-Ja..-urwał tak jakby się zastanawiał czy mi coś powiedzieć-Dobrze. Do zobaczenia Sophie.-Pocałował mnie w policzek i wyszedł. Teraz nie mogłam i nie musiałam powstrzymywać łez. Popłynęły stróżkami po policzkach. Właściwie dlaczego? Dlaczego płaczę przez kolegę..kolegę hm hm. Nie do końca. Kim on dla mnie jest? Kiedy myślę że miałabym go już nigdy nie zobaczyć ściska mi się w gardle. Kiedy myślę o jego głębokich zielonych oczach serce mi przyśpiesza. Czyżbym się zakochała? NIE. Koniec kropka. Znam go od dwóch dni to na pewno nie jest zakochanie. Nie możliwe. Czyżby? Ale to już nie ważne. Wszystko się posypało. Wróciłam do domu. Łkałam nieustannie. Co ja narobiłam? W drzwiach czekała na mnie Sydney. Przytuliła mnie mocno do siebie. Po jej policzkach też spłynęły łzy.
-Sid wyjedźmy. Zróbmy sobie wakacje od Londynu. Pojedziemy na jakieś dziesięć dni , przemyślimy wszystko, odpoczniemy.
-Tylko gdzie?
-Zawsze chciałyśmy jechać na wyspy Kanaryjskie. Nie brakuje mi pieniędzy. Zafunduję nam wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu. Proszę zgódź się sama nie pojadę
-No dobrze. Co z końmi?
-Odstawimy je na ten czas do stadniny. Monica się nimi zaopiekuje
---Harry---
Wkurzony zrzuciłem wszystko co leżało ni biurku na podłogę. Co ja najlepszego narobiłem? Sam chciałem. Mogłem jej wcześniej powiedzieć o zespole. Jestem idiotą. Powinienem jej był powiedzieć że zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Jestem głupkiem i debilem! Do pokoju wpadł Louis
-Lou zarżnij mnie siekierą proszę-powiedziałem załamany
-Harry co się stało?-opowiedziałem mu całą historię.
---Sophie---
Wszystkie formalności zostały załatwione. Właśnie odstawiałyśmy konie do stadniny.
-Sophie dlaczego tak nagle wyjeżdżasz?-spytała Monica dwudziestoletnia kierowniczka mojej stadniny. Bardzo ją lubiłam znałyśmy się już bardzo długo.
-Mam pewne problemy. Znasz Harrego Stylesa z zespołu One Direction?
-Pytanie. Oczywiście że tak
-Więc znasz powód. Wybacz ale Sid na mnie czeka. Wylatujemy jeszcze dzisiaj a nie jesteśmy jeszcze spakowane. Niech moje obowiązki trenerki przejmie chwilowo Peny. Do zobaczenia Monica. Dzięki za wszystko-powiedziałam i przytuliłam ją krótko.
------------------------
:) no i jest nowy. Dedykuję go Marry Styles i lumondra12 :* Za obserwacje i wytrwałe komentowanie. Reszcie komentujących też bardzo dziękuję :* Jesteście kochani!
 Chciałam was poinformować że puki Sid i Sophie są na wakacjach będziemy pisały od strony chłopaków włączając do opowieści resztę zespołu. Następną notkę napisze SydneyF. :) Ale ja jeszcze kolejną nie wiem kiedy. Jeszcze dzisiaj wyjeżdżam do babci(Zero internetu). Będę tam najprawdopodobniej do poniedziałku. Ale może Sydney mi użyczy swojego komputera  :* gdyż oczywiście nie przegapiłabym spotkania z nią skoro już będę w jej mieście(jesteśmy przyjaciółkami od dobrych paru lat)

+Nowa bohaterka
Monica Nix-Ma 20 lat. Jest bardzo miła i zwykle wesoła. Uwielbia żartować.Można jej zaufać nie jest plotkarą. Jest wielką fanką One Direction. Marzy by poznać Louisa Tomlisona.


To tyle na dziś :* dziękuję za komentarze i proszę o więcej :) !
Hazza ;)



niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdzial 4 cz. 2

---Sydney---
-Już idę- odparłam cicho, żeby nie zbudzić chłopaków.
Podeszłam do Sophie. Uniosła moją ulubiona plyte One Direction tak, że w tym samym momencie mogłam spojrzeć na zdjecie zespołu i na chłopaków.
-Właśnie- powiedziała Sophie dokładnie wymawiając każdą literę, bardzo spokojnie- spędziłyśmy całą noc z chłopakami z  One Direction. Nasi Harry i Niall to Harry Styles i Niall Horan.
-Zwariowałaś?!- pokręciłam głową.- śledzę postepy One Direction odkąd wydali oni swoja pierwszą płytę, znam na pamięć każdą ich piosenkę, a ty myślisz, że nie poznałabym  moich dwóch ulubionych członków zespołu?!
-Spokojnie, Sid- powiedziala Sophie.- Nie musisz krzyczeć.
-Ja nie krzyczę!
-W takim razie nie musisz NIE krzyczeć- przyjaciółka dała mi do ręki płytę ze zdjęciem zespołu i oznajmiła:- Idę do Wintera. Przemyśl to, co ci powiedziałam... Zawołaj mnie jak chłopaki sie obudzą. Wtedy z nimi porozmawiamy.
Zostawiła mnie samą (nie licząc Nialla i Harry'ego).
Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie zespołu i porównałam je z moim przyjacielem. Przyjacielem? Przecież ten na zdjęciu to on. A skoro tak, to ja nic nie wiedziałam o chłopaku, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Ze złości kopnelam garczek leżący na podłodze (nie mam pojęcia skąd on sie tam znalazł), który przeturlał sie z hukiem, budząc chłopaków.
-Wszystko okay, Sid? -spytał Niall zaspanym głosem.
Podałam mu płytę w taki sposób, by od razu zobaczył zdjęcie.
-Możesz mi to wytłumaczyć, HORAN?
-Ja... Nie chcialem znów mieć dziewczyny kochającej się w członku One Direction, zamiast w zwykłym Niallu, ale chciałem ci wyznać prawdę...
-Byłeś dla mnie ważny, bardzo ważny... A ty po prostu sie mną bawiłeś?    Chciałeś zobaczyć jak to jest być z kimś, kto nie wie, kim jesteś?
-Ja tylko...
-Zamknij się! A w ogole wynos sie z mojego domu, obaj sie wynoscie!- Poszli do drzwi, a ja zamykając za nimi dodałam:- Sophie jest w stajni, Harry Styles. Chcesz to idź do niej, ale ode mnie trzymajcie sie z dala!
--------------------------------
I jest moja część kolejnego rozdziału. :) Przepraszam, ze taka krótka, ale nie miałam za bardzo czasu na pisanie, a nie chcialam dluzej kazac czekac Wam na czytanie tej czesci, a Sophie- na pisanie kolejnej. (:

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 4 cz.1

---Sophie---
-Może zacznę od początku. Tylko może usiądźmy spokojnie na kanapie a ja ci wszystko opowiem.-powiedziałam starając się zachować spokojnie. W tej chwili najchętniej bym płakała ze śmiechu. Nieźle to musiało wyglądać z ich perspektywy. Harry wydawał się myśleć podobnie. Widziałam to po jego rozbawionych zielonych oczach.
-No dobrze-odparła Sid przyglądając się nam podejrzliwie. Usiedliśmy wszyscy na kanapie.
-Opowiem ci to w dużym skrócie. A więc tak pamiętasz jak wczoraj wróciłam do domu w męskiej bluzie?Algo jak ci dzisiaj powiedziałam że ma przyjść do mnie kolega? To właśnie jego bluza. I to właśnie ten chłopak. A nazywa się Harry. Poznaliśmy się wczoraj w parku. A dokładniej to było tak, zaczął padać deszcz aja nie chcąc zmoknąć wdrapałam się na drzewo. Tam Spotkałam Harrego. Trochę gadaliśmy a późnej odprowadził mnie do domu. Było zimno więc po drodze zaproponował mi bluzę, której później zapomniał ode mnie zabrać. Dzisiaj wpadł do nas i dał mi tę różę-wskazałam na kwiat-po czym pojechaliśmy do kina. Kiedy wróciliśmy zaproponowałam mu herbatę. Niestety znowu mi się cukier pomylił z karmą dla rybek-Sid puściła facepalm-Za karę chłopak zaczął mnie łaskotać a później wpadliście wy. To tyle.-powiedziałam
-No dobrze wierzę ci. Cześć Harry jestem Sydney-powiedziała
-Cześć-chłopak podał jej rękę i uśmiechnął się przyjacielsko.
-Może urządzimy sobie noc filmową?-spytałam się-Tylko proszę bez horrorów.
-Świetny pomysł ja mogę zostać-odparł Harry
-Ja też. Zgódź się Sid prooszę!-powiedział Niall
-No dobrze, czemu nie?-odparła Sydney-Sophie ty i Harry przygotujcie filmy i rozłóżcie kanapę w pokoju do oglądania  a my zrobimy popcorn i przyniesiemy picie.
-Ok-złapałam Harrego za rękę i pociągnęłam za sobą na koniec korytarza. Otworzyłam drzwi. W tym pokoju znajdowała się tylko ogromna plazma(wymiary 2m na 2,5m), szafka na DVD i na płyty z muzyką, stolik na przekąski, duża kanapa oraz wieża stereo i głośniki do niej. Zaczęłam rozkładać kanapę. Chłopak poszedł do szafki i zaczął szukać jakiś fajnych filmów. Wyciągnęłam jeszcze dwa koce i kanapa była gotowa by nas wszystkich pomieścić a nawet jeszcze ze dwie dodatkowe osoby. Harry skończył wybierać filmy.
-I co myślisz?-spytał. Spojrzałam na nie. Same komedie plus dramat i jakaś anime.
-Super mi pasuje-odparłam i posłałam mu uśmiech. Chłopak odpowiedział mi tym samym. Po chwili do pokoju wszedł Niall z dwoma wielkimi miskami popcornu a za nim Sydney trzymająca tacę ze szklankami i dwulitrową pepsi. Sid położyła tacę na stoliku wzięła filmy od Harrego i włączyła pierwszy. Niall podał mi jedną miskę i położył się na kanapie. Wraz z Harrym poszliśmy w jego ślady. Chłopak przykrył mnie i siebie kocem. Pod koc Nialla za chwilę wślizgnęła się Sydney.
---Harry---
---Kilka godzin później---
Było już sporo po trzeciej. Pół leżałam przytulając do siebie Sophie. Dziewczyna niedawno zasnęła. Jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Wyjąłem z jej dłoni miskę i położyłem ją na ziemi. Niall właśnie wstał puścić jakiś kolejny film. Nie pamiętam który to już. Sid nie spała. Przyglądnęła się nam podejrzliwie. Widać zauważyła jak patrzę się na Sophie kiedy nie wie że to robię. Po chwili odwróciła wzrok a Niall położył się obok niej. Zapatrzyłem się w ekran. Po jakimś czasie poczułem się bardzo senny. Chwilę później odpłynąłem do krainy snów.
---Sophie---
Otworzyłam oczy. Spojrzałam na zegar. Dochodziła dziesiąta. Reszta towarzystwa jeszcze spała. Delikatnie wyplątałam się z objęć Harrego. Wyszłam cicho z pokoju. Skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic. I ubrałam się w TO . Następnie poszłam do kuchni i zrobiłam gofry z bitą śmietaną, czekoladą i żelkami dla całej naszej czwórki. Wyjęłam talerze, widelce i postawiłam to wszystko włącznie z jedzeniem na tacy. Wróciłam do pokoju w którym spali. Sid właśnie wstawała z kanapy. Chłopaki jeszcze spali. Położyłam tacę na stole. Chciałam puścić jakąś  muzykę by obudzić śpiochów. Wzięłam jakąś płytę Sid to ręki. Spojrzałam na okładkę. Zamurowało mnie. One Direction-Up All Nigth. A pod spodem zdjęcie pięciu chłopaków...Dwóch z nich znam, jestem tego pewna
-Sydney podejdź tu na chwilkę i zobacz to zdjęcie-powiedziałam spokojnie..za spokojnie.
-------------------------------
:) No i jest kolejny rozdział! Dziękuję wam za wszystkie komentarze i proszę o więcej! Jesteście super!

Nasz Hazza  :)