czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 11 cz. 2

---Niall--- 
Demi Lovato poprosiła nas, żebyśmy zagrali jedną z naszych piosenek. Chciałem wybrać ,,Gotta be you", ale chłopaki byli innego zdania.
-Niall, proszę cię, stary- powiedział Harry.- Sydney wróci cała i zdrowa. Nie możesz cały czas o nie myśleć, bo zwariujesz. Osobiście bardzo lubię tą piosenkę, ale weźmy coś weselszego.
-No to jak, chłopaki?- spytał Lou, który słyszał naszą rozmowę.- ,,Forever young"?
-Może być- mruknąłem pod nosem.
Niechętnie zgodziłem się z nimi wystąpić.
Zaśpiewaliśmy piosenkę i nie miałem ochoty na nic innego. Wtedy podeszła do nas Demi.
-Byliście świetni!- powiedziała.- Moglibyście jeszcze raz wystąpić?
-Jasne- Lou puścił do niej oczko.- Teraz?
-Tak.
-No to jak?- spytał Harry.- ,,Another world"?
Wszyscy z naszego zespołu zaaprobowali to, ale ja już nie wytrzymałem. Nie będę udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest. Już mieli wyjść na scenę, kiedy powiedziałem:
-Wiecie co? Śpiewajcie co chcecie, ale beze mnie. Odchodzę z zespołu.
Odwróciłem się na pięcie by wyjść i... nie wiem, czego chciałem, ale czułem, że jeszcze chwila na tym przyjęciu i się publicznie rozkleję.
Wtedy drogę zaszedł mi Zayn.
-Co ty wyprawiasz?!- spytał.
Byłem wdzięczny, że Demi, widząc moje zachowanie, puściła na scenę inny zespół, tak więc nikt nie słyszał naszej kłótni.
-Słyszałeś!- warknąłem.- Zejdź mi z drogi!
-Zastanów się dobrze, bo jak odejdziesz, możesz już nie wracać...
Odepchnąłem go i poszedłem w stronę wyjścia. Nie mogłem wrócić do domu, przyjechaliśmy tu samochodem Harry'ego i to on ma kluczyki, więc siadłem w kącie najbliżej drzwi. Nie ruszam się stąd do końca przyjęcia. Różne dziewczyny prosiły mnie do tańca, ale ja zawsze odmawiałem...
---Sydney---
-Dobre pieski- powiedziałam. Na razie mnie nie atakowały, ale muszę zapanować nad sobą i nie próbować uciec. Pogrzebałam trochę w kieszeni i wyjęłam kabanosa. Przypomniałam sobie, że włożyłam go tam po wyjściu ze sklepu. Wcześniej kręcił się tam taki mały piesek i chciałam mu dać kiełbaskę. Teraz było to dla mnie wybawienie. Podniosłam kabanosa do góry, żeby psy zobaczyły. Gdy tak się stało wystawiły jęzory i aż im ślina pociekła- Głodni? To łapcie!- podzieliłam kabanosa na kilka małych kawałków, żeby zajęło im trochę czasu szukanie jedzenia w trawie, i rzuciłam go najdalej jak umiałam.
Psy pobiegły z dale ode mnie, a ja pobiegłam wzdłuż ogrodzenia (uważając, by go nie dotknąć) do furtki. Facet, który mnie porwał już się powoli otrząsnął. Zobaczyłam jak wychodzi z domu.
Czas się pospieszyć, pomyślałam.
Po wewnętrznej stronie posesji stał piękny izabelowaty ogier (chyba tennessee wolking horse) przywiązany do furtki. Nie był osiodłany, ale nie raz wracałam późno ze szkoły i chcąc pojeździć na Vervadzie nie siodłałam jej. Odwiązałam konia, otworzyłam furtkę i szybko wskoczyłam mu na grzbiet (co nie było łatwe, bo rana na ramieniu osłabiła mi ręce, a ponieważ krew wciąż z niej leciała, czułam, że zaraz mogę zemdleć). Porywacz strzelił w nas, ale w tym samym momencie spięłam konia do galopu, więc chybił. Już w pełnym pędzie obwiązałam sobie ranę kawałkiem sweterkiem, który wcześniej miałam na sobie.
Gdzie ja jestem?, zastanawiałam się.
Pojechałam na najbliższy komisariat policji i zadałam to samo pytanie komisarzowi.
-W Dublinie- odparł.- Ty jesteś Sydney Fox?
-Tak, to ja. Skąd pan wie? Aha, czyli to Dublin... że co?! Chce pan powiedzieć, że to Irlandia?
-No, raczej nie Hawaje. Twoja przyjaciółka bała się zadzwonić na policję, bo porywacz zagroził, że cię zabije, więc zadzwoniła do twoich rodziców, oni poszli na policję w Londynie, a teraz poszukuje cię prawie cała Europa- policjant spojrzał krytycznym wzrokiem na moje ramię.- Chodź, musimy to opatrzyć, a potem podwiozę cię do domu, nie będziemy kłopotać twoich rodziców.
Bandażując mi ranę (na szczęście nie było w niej kuli) opowiedziałam mu o moim porwaniu, a także dowiedziałam się czegoś o poprzedniej właścicielce palominego ogiera. Ponoć wybrała się ona na krótką, kilkuminutową przejażdżkę konną, a po miesiącu jej ciało przyszło paczką do rodziców, a konia nie odnaleziono... aż do dzisiaj...
-Według tego, co nam powiedziałaś doszliśmy do miejsca, w którym cię przetrzymywano. Zarówno były jak i niedoszły morderca jeszcze tam był. Dzięki twojej odwadze wciąż żyjesz, a on już nikogo nie skrzywdzi, bo właścicielka konia, nie była jedyna. Niestety on nie działał sam, ale może wsypać innych. To tylko kwestia czasu. Chodźmy, helikopter na ciebie czeka.
Policjant sam nie leciał. Wsadził mnie do maszyny z samym pilotem i polecieliśmy do Londynu. Zastanawiałam się, co będzie z tym koniem. Był śliczny, uratował mi życie, chciałabym go mieć. Wylądowaliśmy pod samym moim domem. Wbiegłam do willi. Tam czekali na mnie moi rodzice i Sophie. Uściskaliśmy się, opowiedziałam im o porwaniu (wspomniałam też o koniu, któremu zawdzięczam życie), a Sophie powiedziała jak razem z Niallem próbowali mnie odnaleźć.
-Potem zadzwoniłam po twoich rodziców- powiedziała Sophie.- Niall poszedł na całonocne przyjęcie z chłopakami, a ja wzięłam resztę pieniędzy z mojego domu. Z tego wszystkiego zapomniałam zamknąć drzwi i jak wróciłam tutaj zobaczyłam w salonie twoich rodziców, którzy wylądowali w Londynie mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ja wyjechałam po kasę.
Skinęłam głową.
-A teraz się nie obraźcie, ale muszę jeszcze coś załatwić?
-Sama?- oburzyła się mama.
-Tak, sama. Zaraz wracam.
Wzięłam Vervadę (jakie szczęście, że Niall ją przyprowadził do domu!) i pogalopowałam do miejsca, w którym według słów Sophie miał być Niall.
Stanęłam w drzwiach klubu. (na szczęście wstęp był wolny dla wszystkich). Na scenie stały chłopaki z One Direction, ale nie było z nimi Nialla. Wtedy spojrzałam w bok. Chłopak siedział pod ścianą obejmując kolana rękami i przykładając do nich głowę.
Harry mnie zauważył. Powiedział coś do chłopaków, po czym zaczęli śpiewać ,,Same Mistakes". Podeszłam do Nialla.
-Zatańczysz?- spytałam wyciągając rękę ku niemu.
Podniósł głowę, a kiedy na mnie spojrzał wyglądał jakby zobaczył ducha. Jednak podał mi rękę, przytuliliśmy się i zaczęliśmy tańczyć walc angielski. Co jest dziwne, bo nie umiem tańczyć walca. Niall prowadził mnie tak to dobrze, że wiedziałam, kiedy w danej chwili zrobić krok i jaki.
Położył mi głowę na ramieniu i skierował usta do mojego lewego ucha.
-Myślałem, że cię straciłem- powiedział.
-Serio?- spytałam w ten sam sposób.- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz...
-Nie zamierzam- na sali zrobiło się cicho, a chłopaki z 1D zeszli ze sceny.- Muszę jeszcze coś załatwić. Idziesz ze mną?
Skinęłam głową.
Podeszliśmy do przyjaciół Nialla.
-Zachowałem się jak kretyn- zwrócił się do Zayna.- Po prostu tęskniłem za Sid. Przyjmiecie mnie znów do zespołu?
Tym razem odpowiedział Harry:
-Pytanie! Witaj z powrotem.
-Lubię miłe zakończenia- powiedziałam, przytulając się do Nialla.

5 komentarzy:

  1. super rozdział :) dobrze, że Sid znów jest z nimi

    OdpowiedzUsuń
  2. Happy End! No ciekawe co tym razem się wydarzy, bo jak mam na dzieję, na tym się nie skończy.

    http://from-hatred-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno się nie skończy, prawda Sydney? O.O
    Rozdział jak zwykle super, na szczęście wszystko się dobrze skończyło, tka jak to powiedziała Zulcia "Happy End" x D
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie. (; Mam jeszcze kilka pomysłòw. Ale jeśli chcecie zobaczyć jakich, musicie trochę poczekać. (:

      Usuń
    2. Oh, no to się cieszę i cierpliwie czekam x D
      one-direction-wonderful-story.blogspot.com

      Usuń