piątek, 5 października 2012

Rozdział 17 cz. 2.

---Sydney---
Przylecieliśmy do Londynu, po czym skierowaliśmy się do najlepszego szpitala w tym mieście i w całej Anglii. To tam leżała Sophie. Moja przyjaciółka wciąż pozostawała nieprzytomna, a nawet gorzej. Jeszcze ją operowali i nie było wiadomo, czy przeżyje. Lekarze mówili, że Soph miała wielkie szczęście. Gdyby Harry się pojawił u niej kilka sekund później lub karetka, by się minimalnie spóźniła, nie mogliby zrobić nic.
Moi rodzice szybko zorientowali się, gdzie jestem, szczególnie po tym jak poprosiłam ich o zgodę na wyjazd, i przyjechali za mną. Tata nie zamierzał ustąpić, ale mama, wiedząc, że siłą nie zatrzyma mnie w Ameryce, poszła ze mną na pewien układ.
-Mam pomysł- oznajmiła, kiedy tata poszedł ,,na jednego papieroska".- Wylatujemy jutro do Nowego Jorku. Teraz grzecznie polecisz z nami. I tam pójdziesz do szkoły i zaliczysz ostatnią klasę szkoły średniej. Przez ten rok będziesz bez słowa wypełniać polecenia ojca jak również mieć dobre oceny. Jeśli po tym czasie nadal zechcesz tu wrócić- rozłożyła ręce- proszę bardzo.
-Hmm- zastanowiłam się chwilę, a raczej udawałam, że myślę, bo znałam już odpowiedź. Mama praktycznie nie zostawiła mi wyboru.- Zgoda. Tylko... chcę tu zostać póki Soph się nie obudzi. Potem do was dołączę. 
-Masz max 3 tygodnie- rzuciła mama i zostawiła mnie samą.
Tak więc zostało. Czemu życie musi być takie skomplikowane? Szczególnie, że jest takie krótkie. Nigdy nie czułam czegoś takiego jak od chwili porwania. Może dlatego, że 2 razy w bardzo krótkich odstępach czasu otarłam się o śmierć. A teraz mam zostawić to wszystko? Mieszkam tu krótko, ale nie chce wyjeżdżać!
Rodzice Sophie pokazali się tylko raz, gdy ta jeszcze była nieprzytomna. Ale jedynie zorientowali się w sytuacji zapłacili lekarzom i zniknęli.
Harry przesiadywał w szpitalu cały dzień i noc. Ja starałam się ograniczyć czas spędzony przy Soph. Moja obecność jej nie uratuje, a po prostu nie mogłam tu być... patrzeć jak życie z niej ucieka. 
-Chętnie zajęłabym jej miejsce...
-Chciałabyś- powiedział siedzący obok mnie Zayn.
Uśmiechnęłam się (a raczej wygięłam usta w imitacji uśmiechu) nieśmiało, gdy zorientowałam się, że zaczęłam ,,myśleć" na głos. Odwróciłam wzrok od chłopaka i znów pogrążyłam się w myślach, ale tym razem uważając, by nie wypowiadać ich na głos.
Chętnie zajęłabym jej miejsce... O tak! Jakże by to było łatwo. Sophie ma wielką wolę życia, widać jak walczy z ranami, a ja? Nie radzę sobie już z tym wszystkim...
---3 tygodnie później---
Sophie jeszcze się nie obudziła, lekarze nie dawali jej zbyt dużych szans na przeżycie. A ja musiałam lecieć do USA. Próbowałam uprosić rodziców o jeszcze kilka dni, chociażby tydzień, ale nie mogli się zgodzić. Podobno zaraz po swoim powrocie zapisali mnie do najlepszego liceum w Nowym Jorku. A ja ie byłam w tej szkole ani razu. Jeszcze kilka dni i mnie z niej wyrzucą. Tak więc wyjechałam z Anglii... Po raz który w tym roku? To się zaczyna robić nudne. Zayn oczywiście leciał ze mną. To dobrze. Przez czas mojego pobytu w Londynie Niall był prawie cały czas przy mnie. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Ale ceniłam sobie przyjaźń Zayna. Między nami nic nie było i mam nadzieję, że on też o tym wie.
Noto czas na nową szkołę. Kto by pomyślał, że kiedyś przyjdzie mi chodzić do szkoły z... dziećmi.

-----------------------------------
Och, strasznie krótki wyszedł mi ten rozdział! Przepraszam. W planach miał być dłuższy, ale w realu nie za bardzo chciało mi się pisać. Po prostu opisałam wydarzenia z rozdziału Sophie.N z punktu widzenia Sid i dodałam kilka własnych rzeczy. Wiem też, że nikt w ankiecie nie zaznaczył wyjazdu do USA, ale w ostatniej chwili przyszło mi do głowy kilka nowych, fajnych pomysłów. Ale spokojnie, to tylko chwilowe, nawet nie będzie trwać roku... Ekhm... I tak już za dużo powiedziałam.
 Jak Wam idzie w szkole po pierwszym miesiącu nauki? Ja nie narzekam, chociaż przez tą szkołę w końcu osiwieję. Ostatnio podpadłam pani od biologii, bo zgłosiłam się do konkursu, a potem przez 2 tyg nie chciało mi się pójść na zajęcia. I nauczycielka mnie ochrzaniła tak, że aż mi w pięty poszło. (-;  Ale co mam poradzić na to, że jestem dosyć leniwa, a codziennie (razem z kółkami itp.) mam od 7.10 do 14.15?  Na szczęście już załatwiłam sprawę z biolożką. 
Żeby w szkole mieć święty spokój muszę załatwić jeszcze sprawę z moimi troskliwymi koleżaneczkami, które znalazły mi na internecie chłopaka. Dobrze przeczytaliście. Trzy dziewczyny z mojej klasy bardzo chcą mnie zeswatać z chłopakiem (i to kilka lat starszym ode mnie), którego dwie z nich poznały na fotce i te same już widziały się z nim w realu, a ja nie widziałam nawet jego zdjęcia. I chcą, żebym ja teraz się z nim spotkała.To dobrze, że się o mnie troszczą, ale mają swoje życie prywatne, to czemu czepiają się mojego?

3 komentarze:

  1. Ha ha ha! To niezłe masz koleżanki. Nie martw się, moja Ada jest tak samo troskliwa w tej sprawie... Koniecznie chce mnie zeswatać z kolegom z klasy-Marcinem. jest spoko. Lubimy się, ale żeby od razu chodzić?! Ani ja, ani on nie chcemy! No, ale oczywiście Ada wie lepiej i już jej się nawet po nocach śnimy. Ta... Ona ma zboczone sny!

    Jak na razie w rozdziale się za dużo nie działo, ale i tak miło się czytało. Poprawiłaś mi tym rozdzialikiem humorek! Bardzo fajny!
    A tak w temacie szkoły... To ja bez kółek mam lekcje tak ok. 8:00-14:30 codziennie. A oprócz tego chodzę na kółko fotograficzne, plastyczne, dziennikarskie i informatyczne, a oprócz tego mam w planach wolontariat i w poniedziałek ide na rozmowę do przedszkola ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :) fajne masz koleżanki nie ma co :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super masz koleżanki ; ) Moje chciały mnie raz zeswatać z dawnym nauczycielem polskiego, ale na szczęście już im przeszło ; DD Sama nie wiem, skąd im się to wzięło, one to mają głupie pomysły, zresztą ja też, więc się dobrze dobrałyśmy ; ))
    Ooo, nie gadaj mi o szkole bo zaraz oszaleję ; DD Dopiero miesiąc minął, a mi już się wydaje, jakbym ze sto lat chodziła x DD Ja w poniedziałki, wtorki i czwartki mam 7 lekcji, w środy 6, a w piątki 5. Nie chodzę na żadne kółka, bo bym już chyba do reszty zdziczała ; DD
    Co do rozdziału, to świetny i genialny. Rodzicie Sydney mnie wkurzają -,- Powinni liczyć się z jej zdaniem, a nie tak wszystko na przymus! No nic, w tych czasach zdarza się to coraz częściej, że my dzieci czegoś nie chcemy, ale rodzice chcą, więc my też musimy chcieć x D
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń