piątek, 19 października 2012

Rozdział 19 cz. 2

---Sydney---
Nieprzytomna (jeśli można to tak nazwać) byłam przez kilka sekund.  Po chwili zdałam sobie w pełni sprawę z tego, co zaraz może się stać. Wstałam szybko, próbując uciec, ale Jack mnie złapał i objął od tyłu. Wtedy zebrałam w sobie całą siłę oraz odwagę i, wyrzucając stopę za siebie do góry, kopnęłam go w czułe miejsce. Krzyknął, znieruchomiał, ale nie puścił mnie, więc szybko dorzuciłam do tego jeszcze uderzenie łokciem w brzuch. Z łatwością go odepchnęłam. Wpadł na łóżko, a ja złapałam w ręce wcześniej zdjętą ze mnie bluzkę po czym wybiegłam z domu. Ubrałam się po drodze do... nie mam pojęcia. Biegłam przed siebie przez ciemny las. Czułam się jak w horrorze. Przecież nie mam pojęcia, czy ten zboczeniec nie otrząsnął się zaraz po mojej ucieczce. Może teraz czai się gdzieś za drzewami z bronią, chcąc się zemścić za to, że go tak załatwiłam. Kiedyś sama bym się z siebie śmiała za scenariusz jak z serialu kryminalnego, ale po tym co przeszłam przez ostatnie 2 miesiące... mogę się spodziewać wszystkiego. Biegłam tak przed siebie aż wreszcie wyszłam z lasu. Wiedziałam, gdzie jestem. Stamtąd nie miałam problemu ze znalezieniem drogi do domu. Próbowałam powstrzymać łzy, wypłakać się, gdy zostanę sama, ale już wchodząc na posesję zaczęłam płakać. Zwolniłam, miałam nadzieję, że mi przejdzie zanim dojdę do domu, ale było jeszcze gorzej. Przechodząc przez próg miałam już spuchnięte oczy, a i tak nie udało mi się powstrzymać potoku łez. W holu stali moi rodzice, być może zauważyli mnie przez okno albo po prostu tu stali, rozmawiając. Było już dobrze po 10.00 pm i wcale nie zdziwiłoby mnie, gdybym usłyszała, że się o mnie martwili.
-Matko Boska!- krzyknęła mama na mój widok.- Sid, co się stało?!
Bezdźwięcznie poruszyłam ustami, jakbym chciała odpowiedzieć, ale zmieniłam zdanie. Pobiegłam do swojego pokoju, skoczyłam no rozłożone łóżko, wtuliłam twarz w poduszkę... Naturalnie rodzice przyszli za mną.
-Sydney- oznajmił ojciec stanowczym głosem, ale usłyszałam w nim też lekki niepokój.- Dopóki nie powiesz nam, o co chodzi, żadne z nas nie opuści tego pokoju.
Jaki miałam wybór? Łamiącym się głosem wszystko im opowiedziałam.
-Ale do niczego... nie doszło?- spytała mama. 
Pokręciłam głową.
-A-a-ale chcę wra-a-cać do Sophie, do Niaaala, do koonii... do A-A-Anglii- powiedziałam szlochając.
Tata objął mnie lekko.
-Oczywiście, kochanie. Ale najpierw musimy to zgłosić na policję.
-Nie! Mam juuuż d-d-dość! Chcę wreszcie... nor- malnie ż-żyć. 
-Dochodź ten tydzień do końca do szkoły, zamówię ci bilety na samolot na sobotę.
---nazajutrz w szkole---
Już mi przeszło po wczorajszym. chyba wypłakałam wszystkie łzy, bo nie mogłam się zmusić do chociażby tylko jednej. Ale żal po tym wciąż pozostał, chociaż miałam wrażenie jakby to wydarzyło się już tak dawno temu. Oczywiście powiedziałam o wszystkim moim KOCHANYM koleżaneczkom.
-Wiedziałaś- rzuciłam oskarżycielsko do Amandy, na zakończenie moich wywodów.
-Nie...- wysapała, patrząc mi prosto w oczy.- Sama chciałam pójść do niego. Gdybym to zrobiła już bym nie żyła...
Nie miałam powodów jej nie wierzyć. Patrzyła mi w oczy i omal nie zaczęła płakać. Cóż... może jednak pójdę na policję, żeby ten chłopak nie skrzywdził już żadnej dziewczyny... A potem witaj Anglio!
---5 dni później---
Siedzę już w samolocie. Mija dopiero dwunasta, ale ja jestem na nogach od ponad 6 godzin. Jakoś nie mogłam wyleżeć... Dzięki mojemu oskarżeniu błyskawicznie złapali Jacka. W jego piwnicy znaleźli jeszcze 5 dziewczyn. Żadna nie była żywa... Podobno trzeba się otrzeć o śmierć, żeby docenić to, co się ma. Przeżyłam porwanie i pękniętą czaszkę, ale dopiero ,,wizyta" u tego człowieka dała mi wiele do myślenia. Jak wiele miałam szczęścia... Samolot właśnie startuje. Jack został skazany na karę śmierci, którą mają wykonać za miesiąc, a ja zaczynam życie od nowa...
----------------------------------------
Hmm... I jest kolejna notka. (: Miałam jej dzisiaj nie publikować, bo nawet nie była zaczęta, a dzisiaj najpierw byłam w szkole od 7.10 przez 7 godzin, potem koleżanka wyciągnęła mnie na półtora godzinny spacer z psami, a na koniec miałam spotkanie z wolontariatu. 
Ale jutro bym jej nie dodała, bo mam jazdę konną, a do niedzieli chyba bym nie wytrzymała, więc włączyłam komputer zaraz po powrocie do domu i po 2 godzinnej robocie jest. xD (wiem, strasznie cienko jak na 2 godziny, ale jakoś nie miałam weny. Myślę o kolejnym rozdziale przez cały tydzień, a gdy wreszcie siadam i zaczynam pisać to wychodzi mi takie marne kilka linijek. ): Cóż... Tak już jest.). (; Mam nadzieję, że napisany 'na kolanie' (jakbym mogła powiedzieć w takiej sytuacji o wypracowaniu z polskiego) nie jest taki zły. A dedykuję go zulci112, Marry Styles oraz GirlLovesOneDirection.  Bardzo dziękujemy Wam za liczne komcie. (:  
Po każdym rozdziale planuję wstawiać po aforyzmie. Szczególnie o miłości, ale nie tylko. I nie zawsze (prawie nigdy) będą niezwiązane z moją notką. Po prostu wtawiam ten, który mi się spodoba. (: To pierwszy z nich:
 ,,Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie."
J. Twardowski

4 komentarze:

  1. Hm... Nie jest zły! Matcher Of God! Jak mi serce waliło na początku! Ja myślałam, że on chce ją tylko zgwałcić a to seryjny morderca! Już się nie mogę doczekać powrotu Sydnej do Angli! Ciekawe co powie na to, że Soph straciła pamięć?
    Dziękuję za dedykację ;* Pozdrowionka ;)

    http://from-hatred-to-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny ; ) Podczas czytania początku byłam tak samo podekscytowana jak Zulcia ; ) Dobrze, że Sydney nic się nie stało ; ) Czekam na następny rozdział i dzięki za dedykację ; )
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń