piątek, 7 września 2012

Rozdzial 13 cz. 2

---3 dni później---
---Sydney---
Siedziałam z Niallem na sofie w domu moim i Sophie. Chłopak patrzył na mnie tym swoim czarującym wzrokiem. Chciał mnie pocałować, widziałam to w jego oczach, ale brakło mu odwagi. A ja muszę przyznać, że trochę bawiłam się jego kosztem. Nie dawałam mu żadnych sygnałów, chciałam by sam wiedział, co może zrobić, a po czym się wkurzę.
Od czasu mojego porwania i chwili, gdy wybaczyłam mu jego małe kłamstewko bardzo się ze sobą zżyliśmy. Oddalam mu Oksforda i czasem jeździliśmy tylko we dwoje w las, ale najbardziej lubiłam siedzieć tak jak teraz i... rozmawiać. My dwoje na zmianę z Sophie i Harrym zajmowaliśmy dom tak, by móc zostać sam na sam. Raz ja z Niallem wychodziliśmy z domu, zostawiając Sophie i Harry'ego tutaj, drugim razem było odwrotnie. Akurat teraz była nasza kolej. Zaparzyłam nam słynnej angielskiej herbaty (tym razem zupełnie niegroźnej, bo Sophie wyniosła wreszcie tą karmę dla rybek z kuchni, a mianowicie schowała ja w stajni. Wszystko będzie w porządku, dopóki Niall nie weźmie jej za jakiś fajny rodzaj końskiej paszy) i rozmawialiśmy o wszystkim możliwym. W te kilka dni poznałam na wylot mojego przyjacie... To znaczy chłopaka. Tak! Wczoraj poprosił o chodzenie, a ja poczułam, jakby właśnie mi się oświadczył. Na początku nie mogłam nic powiedzieć, a potem z trudem wykrztusiłam jedno: ,,tak".
Moi rodzice mieli zostać w Londynie jeszcze półtora tygodnia, a na czas swojego pobytu wynajęli malutki domek w centrum miasta. Sophie dała im klucze do naszego domu, żeby mogli nas odwiedzać kiedy zechcą, co mnie trochę zirytowało, bo oni wzięli sobie to na poważnie i czasem zachciało im się nas odwiedzić w najmniej oczekiwanym momencie. Na przykład dzisiaj... Ja i Niall nie robiliśmy nic złego, ale miałam ochotę krzyczeć, kiedy mój tata wpadł (bo słowo wszedł, jest w tym momencie za delikatne) do salonu. Zmierzył nas niecierpliwym spojrzeniem i powiedział:
-Sid! Świetna wiadomość!  Córeczko!- mówił podnieconym głosem, a ja kompletnie nic nie zrozumiałam.
-Mógłbyś nauczyć się pukać- powiedziałam, a kiedy uśmiech nie znikł mu z twarzy, spytałam:- Co się stało?
Poprosił o rozmowę na osobności, więc przeszliśmy do drugiego pokoju. Potem musieliśmy czekać aż mama do nas dojdzie.
-A więc- powiedział- Mam dobrą i złą wiadomość. Którą chcesz najpierw?
Chciałam dobrą.
-Kupiłem firmę na Manhattanie!- krzyknął radośnie.-  Będę zatrudniał w niej najlepszych architektów z całego świata, będziemy zarabiać kupę kasy!
- Wspaniale- udawałam, że mnie to cokolwiek obchodzi.- Ale co to ma ze mną wspólnego.
-To właśnie jest ta trochę gorsza wiadomość.- wtrąciła mama, pozwoliła jednak kontynuować ojcu.
- Tylko mi nie przerywaj. Ta firma, żeby była najlepsza musi pracować bez przerwy przez wiele pokoleń- słuchałam w napięciu, domyślając się, do czego on zmierza.- Kiedy przejdę na emeryturę musi mnie ktoś zastąpić. Najlepsza będzie moja jedyna córka. Rozumiesz chyba? Masz studiować architekturę i zastąpić mnie.
-Ale to jeszcze ze trzydzieści lat...
- Nie do końca. Musisz w przyszłości wiedzieć, co zrobić, jak poprowadzić moją firmę. Dlatego teraz, to znaczy za dziewięć dni polecisz z nami do USA, tam skończysz studia i odbędziesz praktyki w nowej aczkolwiek rozwijającej się firmie FOX&C-IP* Oczywiście weźmiemy ze sobą Vervadę, a Sophie będzie mogła cię odwiedzać.
-Nigdzie nie jadę!- oznajmiłam wysokim głosem.- Zostaję tutaj.
Ojciec złapał mnie za ramiona.
-Nie masz nic do gadania, Sydney. Jesteś moją córką i zrobisz, co ci każę!
-Puść mnie!!!- pisnęłam i bliska płaczu wybiegłam z pokoju i, mijając po drodze Nialla, wybiegłam z domu.
---Niall---
Sid poszła z tatą do sąsiedniego pokoju, a ja rozsiadłem się na kanapie. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy doszła do nich mama Sid. Zżerała mnie ciekawość. Co mogło się stać? Sydney na pewno mi potem wszystko opowie, ale zanim skończy rozmawiać z rodzicami, ja tu się zanudzę na śmierć.
Hmm, pomyślałem, skoro Sid i tak mi powie o co chodzi, to na pewno by się nie obraziła, gdybym od razu usłyszał o czym mówią. Oszczędziłoby jej to późniejszego tłumaczenia.
Stanąłem przy drzwiach od pokoju, do którego weszła i przystawiłem doń ucho. Wszystko doskonale usłyszałem...
Przecież ona nie może wyjechać!
Martwiłem się nie na żarty, ale nie miałem czasu na dalsze rozmyślania, bo Sydney omal mnie nie stratowała z impetem otwierając drzwi i wybiegając z domu.
---Sydney---
Nie patrząc za siebie pobiegłam prosto na padok, gdzie pasły się wszystkie konie z naszej stajni. Wyszukałam wzrokiem moją Vervę i wskoczyłam na jej śliski, pozbawiony siodła grzbiet.
 Łąkę dowypasu koni ogradzało wysokie na dwa metry, drewniano-metalowe, twarde jak kamień ogrodzenie. A ja skierowałam klacz prosto na nie. Kątem oka dostrzegłam przerażone spojrzenia, sparaliżowanych ze strachu (najpewniej o mnie) rodziców i Nialla. Zdawali się mówić: ,,Przecież ona tego nie przeskoczy, konia zabije na miejscu, a siebie poważnie uszkodzi."
Nie muszę więc chyba mówić, że Vervada wszystkich zadziwiła z wielką elegancją, dumnie przeskoczyła ogrodzenie, wydostając się na otwarty obszar. Kazałam jej biec cwałem przed siebie. Odwróciłam głowę, by wykrzyknąć, że nigdy nie wyjadę z Anglii, ale w tym momencie moja klacz zarżała przerażona, rozpaczliwie próbując skręcić, na co jej nie pozwalałam dosiadem. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wielki dąb, od którego przy takim tempie dzieliło nas kilka sekund. Vervada skręciła na mój sygnał, ale ja ześliznęłam się jej z grzbietu. Poleciałam prosto, zostawiając konia i najpewniej uderzyłam w to drzewo. Chociaż nie byłam pewna. Wzrok zastąpiła mi czarna plama i nie mogłam się poruszyć, nic nie czułam. Złamałam kręgosłup! Taka była moja pierwsza myśl. Na drugą już nie miałam czasu, bo straciłam świadomość.

*C-IP- wymyślony przeze mnie skrót słowa CopartnershIP (Spółka), mój angielski odpowiednik polskiego skrótu S-KA

3 komentarze:

  1. O mój Boże, niech tylko Sydney nie wyjeżdża i niech nic się jej nie stanie! Bardzo mi jej żal ; < Rozdział super, czekam na next ; )
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń