piątek, 14 września 2012

Rozdział 14 cz. 2

---Sydney---
Miałam bardzo dziwny sen... Stałam w baaardzo długim tunelu. Tunel był pełen wody, rzeki o potężnym nurcie, która mi sięgała aż do szyi. Po jednej stronie widziałam mgłę, nie wiedziałam, co tam jest, ale po drugiej stronie było jasne błękitnobiałe światło. Właśnie w tamtą stronę płynęła woda, ciągnąc mnie ze sobą. Z trudem udawało mi się utrzymać w miejscu. Wtedy z zamglonego końca tunelu dobiegły mnie głosy moich rodziców. Jak to zwykle lubię, chciałam zrobić im na złość, poza tym wciąż byłam na nich wściekła, że zmuszają mnie do powrotu do Ameryki. Więc poszłam tam, gdzie było światło. Nie czułam już bólu, szłam lekko, jakbym leciała. Wtedy w moich myślach poczułam coś niepokojącego. Po chwili w głowie usłyszałam potężny głos (na pewno nie należący do żadnej znanej mi osoby): Stój! Coś w tym głosie było takiego... władczego. Mimowolnie zatrzymałam się i przeciwstawiłam nurtowi rzeki. To jeszcze nie jest czas na ciebie, zagrzmiał Głos. Idź za głosami. Sid, żyj! Wtedy oprócz rodziców we mgle usłyszałam też Sophie i Nialla. Chyba płakali, ale trudno było powiedzieć. Jakże łatwo byłoby się położyć i popłynąć z nurtem. Ale ten Głos był zbyt przekonywujący.
~Sydney, błagam, nie zostawiaj mnie...~mówił Niall.
~Sid, nie odchodź!~ usłyszałam Sophie.
Nie zamierzam, pomyślałam.
Brnęłam pod prąd i miałam wrażenie, że brnę po szyję w śniegu- woda była taka gęsta i zimna... Ale ja się nie poddaje! Weszłam w mgłę. Wtedy uderzyła we mnie błyskawica...
Usiadłam na łóżku oddychając ciężko. Nie obchodziło mnie co teraz się dzieje. Czułam się jakbym zanurkowała do wody i nie mogła się z niej wydostać, a w ostatniej chwili, omal nie utonąwszy, wypływam na powierzchnię. Wtedy wszyscy obecni na sali (oprócz lekarzy) zaczęli się do mnie przysuwać. Sala? Lekarze? Ach, jestem w szpitalu, przypięta do niezliczonej ilości rurek. Lekarze trzymali w rękach defibrylator i prąd z niego był moją senną błyskawicą. Ostatecznie zapomniałam o tym śnie, ale zanim całkiem się rozpłynął pomyślałam, że znaczenie ,,widzieć długi tunel" i ,,iść w stronę światła" nabrało nowego, realniejszego znaczenia.
Okazało się, że kiedy Vervada skręciła, ja wypadłam z siodła i bardzo mocno, jak to opisywał Niall ,,z siłą taką, iż myślał, że mnie zmiażdżyło" uderzyłam w drzewo. Cudem przeżyłam, ale chwilę nim się ocknęłam serce mi stanęło, na szczęście teraz jest wszystko w porządku.
Na chwilę wszyscy będący na sali (moi rodzice, Sophie i Niall) zostali wyproszeni przez lekarzy, bo musiałam zostać zbadana. Kilka prześwietleń, pobieranie krwi, ruszanie rękami, nogami, głową...Krótko mówiąc totalna strata czasu. Pół godziny wyjęte z życia, którego omal nie straciłam. Cierpliwie to zniosłam, układając sobie w głowie pytania, które chcę zadać później moim przyjaciołom.
Sophie i Niall weszli na salę. Mama rozmawiała właśnie z lekarzem na korytarzu, a tata poszedł przeparkować samochód, bo przed chwilą dostał mandat, więc zostałam z przyjaciółmi sama.
-Długo byłam nieprzytomna?- rzuciłam od niechcenia.
Odpowiedziała mi Sophie:
-Trzy tygodnie...
-Aha...-zastanowiłam się chwilę- Że ile?!
Sama nie wiem, co spodziewałam się usłyszeć, ale myśl o spaniu przez 3 tygodnie i to w wakacje mną wstrząsnęła.
-Sydney- powiedziała Soph śmiertelnie poważna.- Omal nie zginęłaś, po tym porwaniu mogę jedynie stwierdzić, że jesteś choler... wielką szczęściarą. Ale czy ty musisz celowo komplikować sobie życie? Co się takiego stało? Dlaczego wylądowałaś w szpitalu na OIOM-ie? To przez Vervadę, spłoszyła się?
Pokręciłam głową i opowiedziałam im, czego chcą ode mnie rodzice.
-Nie wyjadę- zakończyłam niemal płacząc.- Chcę być z wami, nawet nie pamiętam już mojego starego domu w Ameryce. Anglia jest moim domem!
-Jedź, Sid- oznajmił Niall. Spojrzałam na niego wilkiem (Sophie zresztą też), a on zniżył się do wyjaśnień. Powiedział mi cały swój plan.
---Niall---
Nie musiałem słuchać opowieści Sydney. W końcu sam na własne uszy słyszałem jej rozmowę z rodzicami. Musiałem coś wymyślić. Tyle wysiłku włożyłem w to, by Sid mi wybaczyła zatajenie przed nią mojej tożsamości,  potem myślałem, że ją straciłem, gdy przyszła na tę imprezę czułem się, jakbym zobaczył ducha, a kiedy dziewczyna wleciała w drzewo nie miałem nadziei na zobaczenie jej żywej. Po tylu ,,przygodach" ona nie może tak po prostu wyjechać. A może i może...? Przyszedł mi do głowy świetny plan. Ułożyłem go w głowie. Wystarczyło teraz powiedzieć o tym Sydney.
-Nie wyjadę- zakończyła dziewczyna niemal płacząc.- Chcę być z wami, nawet nie pamiętam już mojego starego domu w Ameryce. Anglia jest moim domem!
-Jedź, Sid- oznajmiłem.
Dziewczyny wyglądały, jakby chciały zabić mnie wzrokiem. Muszę im to szybko wyjaśnić, bo inaczej skończę jak nieszczęsny Liam, który jakiś czas temu wyszedł ze szpitala. (Sam miałem ochotę rozbić mu butelkę po drugiej stronie głowy, gdy dowiedziałem się, za co oberwał, ale udało mi się opanować.)
-Jeśli posłuchasz tatusia i grzecznie wyjedziesz- zwróciłem się do Sydney- uśpisz czujność rodziców. Zayn jedzie na kilka tygodni do Nowego Jorku na wymianę, więc miałabyś towarzystwo. Kilka tygodni przeżyjesz bez nas, prawda? A potem wrócisz z nim. O pieniądze się nie martw. Ja albo Sid moglibyśmy cię przetrzymać u siebie, potem wystartowałabyś w jakichś zawodach jeździeckich czy poszłabyś do pracy. Będziesz samowystarczalna.
---Sydney---
Zatkało mnie. Chciałam podać  chociaż jeden argument przeciw, ale nie mogłam takiego znaleźć. Cłopak pomyślał dosłownie o wszystkim. Pozostawało mi tylko się zgodzić. Ale co z koniem? Przetransportować takie duże zwierzę przez pół świata? To duży kłopot, tym bardziej, jeśli chce się wkrótce wracać. Podzieliłam się tymi myślami z przyjaciółmi.
-Może zostaw Vervę u mnie- zaproponowała Sophie.- A rodzicom powiedz, że zabierzesz ją, kiedy już zaaklimatyzujesz się w Stanach.
Rozmawialiśmy  jeszcze chwilę. Właśnie Niall (stojący równolegle do drzwi) mówił mi, co robił, kiedy byłam nieprzytomna, ale nagle umilkł. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mamę. Stała w drzwiach. Była strasznie blada, zbielał nawet róż na jej policzkach.
-Zmieniłam olany co do twojego wyjazdu- powiedziała łamiącym się głosem, budząc we mnie iskrę nadziei na zostanie w Anglii. Ale po jej dalszych słowach zmieniłam zdanie.- Mówiliśmy, że weźmiemy konia i wyjedziemy do USA. Zmieniłam zdanie. Sophie ma sprzedać twoją kobyłę i nigdy więcej nie wsiądziesz na konia.
Mama odwróciła się i odeszła. Zobaczyłam lekarza, który najpewniej stał za nią.
Spojrzałam na Soph, nie mogłam wymówić ani słowa. Teraz już nie tylko ze względu na jej słowa, ale też sposób, w który to wypowiedziała. Zaczęłam myśleć o najgorszym. Czyżby coś mi groziło?, pomyślałam. Może umieram... A co jeśli zostało mi kilka dni życia? A ja głupia snuję plany na daleką przyszłość, jak nawet nie wiem, czy jej dożyję! Ale co ze słowami ,,To jeszcze nie jest czas na Ciebie. Sid, żyj!", przypomniałam sobie swój sen.

Z tych rozmyśleń wyrwała mnie Soph. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
-Nie martw się. Nie sprzedam klaczy.
-Dzięki- odparłam krótko.- A mogłabyś się dowiedzieć, co doprowadziło moją mamę do takiego stanu?
-Ja to zrobię- zaoferował Niall, korzystając z okazji wykazania się. Wybiegł na korytarz, szukając lekarza.
-Wszystko będzie dobrze- pocieszyła, a raczej próbowała mnie pocieszyć Soph. Chociaż sama nie wiem, czy próbowała przekonać mnie, że będzie dobrze, czy bardziej samą siebie.
Znów zapanowała niezręczna cisza, gdy wrócił Niall. Był równie blady jak mama, a jego oczach lśniły łzy. Czegoś się dowiedział i czułam, że mi się to może nie spodobać.
-Sid- oznajmił- nie znam szczegółów, ale masz pękniętą czaszkę... Bez operacji możesz nie dożyć jutra.
-------------------------------------
Tak, wiem, ostatnio same nudy. Najpierw porwanie, teraz wypadek, mało zabawnie, ale jeszcze kilka rozdziałów muszę poświęcić tego typu rozdziałom. Jak już zaczęłam, to ich nie mogę pominąć. (; Chętnie pisałabym częściej (uwielbiam to robić!), tak jak w wakacje, ale nie mogę... ): Za dużo szkolnych obowiązków.W tym tygodniu miałam aż 3 kartkówki (chemia, angielski i matma)! Chyba ich po... pogięło. A do tego jeszcze chodzę na kółko z chemii i muszę chodzić na matmę, chcę też chodzić na matmę, bo się nauczycielka czepia, że ma chodzić cała klasa (mamy 25 osób), a nie jedna osoba tak jak ostatnio i jeśli na następne nie przyjdzie co najmniej 10 osób, to ona zacznie zadawać pracę z tego, co ona przerabia na kółku. I jeszcze nauczyciele mnie kwalifikują do konkursów (na razie) z biologii, fizyki i chemii. Biologia ok, fizyka może być, ale z chemii?! Do tego trzeciego nie będę się przygotowywać, wezmę tylko udział w tym, żeby nauczycielka widziała, że się staram i wzięła to pod uwagę przy wystawianiu ocen. :-@
Tyle z normalnych lekcji, ale jeszcze mam w tym roku szkolnym bierzmowanie. Chodzę na wolontariat, więc jestem zwolniona z pytań, ale i tak muszę latać niemal co dzień do kościoła (msze, majówki, drogi krzyżowe, różańce, roraty i wieeele innych).
Ja chcę wakacje!!!
A i 2 razy w tygodniu mam jazdy konne (najprzyjemniejsze lekcje w moim życiu).
Zresztą, po co ja was tym zanudzam. Krótko mówiąc nie mam czasu pisać na tygodniu, chociaż bardzo bym chciała. Ale następna moja notka w przyszły piątek. Ale przecież w między czasie jeszcze nasza kochana Sophie.N wstawi swoją część rozdziału.
Więc do następnej notki! *-:




3 komentarze:

  1. Super rozdział! Uuuuu! Pęknięta czaszka. To nie brzmi dobrze... Mam nadzieję,że z tego wyjdzie.

    http://from-hatred-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział i wcale nie jest nudny

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział i wcale nie nudny ; ) Pęknięcie czaszki, kurde ale wymyśliłaś! ; ) Czekam na next, już się nie mogę doczekać ; D
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com- zapraszam, wczoraj pojawiła się nowa notka ; )

    OdpowiedzUsuń