piątek, 28 września 2012

Rozdział 16 cz. 2

 ---Sydney---
Zaskakujące, jak szybko rodzice zdecydowali się na wylot do Stanów. Dwa lata prosiłam ich o nowy komputer i 10 o własnego konia. Ale gdy zgodziłam się z nimi polecieć, już następnego dnia pojechaliśmy na lotnisko. Pożegnałam się z przyjaciółmi i wylecieliśmy. Zaynowi, który miał być w Nowym Jorku na wymianie, udało się zamówić bilety na ten sam lot. To głównie z nim siedziałam w samolocie. Mieliśmy czas, żeby się lepiej poznać. Opowiadaliśmy sobie o wszystkim. I tak przyjemnie minęło te kilka godzin. Z całego zespołu to Zayna lubiłam najmniej, ale gdy już się poznaliśmy, bardzo mi się spodobał. Chociaż nie dorównuje ani mojemu Niallowi, ani Harry'emu. Rozstaliśmy się na lotnisku, ale wcześniej wymieniliśmy się swoimi nr-ami telefonów.
Rodzice byli cali w skowronkach. Zaprowadzili mnie do pięknej, wielkiej willi, przy której dom Sophie to zabaweczka.
Ale to mnie nie interesowało...
-Tutaj mieszkałem z twoją mamą- zaszczebiotał ojciec.- Ten dom nie jest tylko naszą własnością, oprócz nas mieszkają w nim jeszcze trzy rodziny, ale to nie to samo co domek w Londynie. Nie wiem dlaczego chcesz tam mieszkać.
-Tam zostawiłam przyjaciół!- warknęłam.
-Przyjaciele, przyjaciele- prychnęła matka lekceważąco.- Dziś są jutro ich nie ma, a tutaj znajdziesz sobie nowych.
Oboje odeszli zostawiając mnie samą. Rzuciłam się do tyłu na soczyście zieloną trawę i leżałam na niej na plecach chwilę. Potem usiadłam i, grzebiąc gałązką w ziemi, rozejrzałam się dookoła.
Nie ma nawet basenu, pomyślałam wspominając chwile spędzone z  Sophie w naszym wielkim, podgrzewanym basenie.
Upał był nie do zniesienia. Pod koniec sierpnia temperatura w Ameryce dochodziła niemal do 40 kresek, czyli prawie dwa razy więcej niż w Anglii.
Ja nie mogę tak żyć!, wrzało we mnie, gdy zdejmowałam z siebie spodnie, zostając w samej bieliźnie.
Nigdzie nie było żadnych ludzi ani zwierząt. Zobaczyłam bezdomnego psa, który przyglądał mi się ciekawie. Miałam do niego podejść albo wziąć coś do jedzenia dla niego, ale w tej chwili lokaj (przynajmniej wyglądał na lokaja) przepędził go.
-Panienko- oznajmił lokaj- rodzice wołają panienkę na obiad.
Nie miałam zamiaru się stąd ruszyć, ale mężczyzna nie zamierzał mnie zostawić.
-Powiedz im, że zaraz przyjdę- powiedziałam, żeby się go pozbyć.
Gdy odszedł, położyłam się na trawie.
Boże, zabij mnie, pomyślałam. Jednak zrozumiałam, że (przynajmniej przez jakiś czas) muszę tu żyć.
---Niall---
Samolot zniknął nam z oczu, a ja już poczułem, że tęsknię za Sid. Dopiero omal jej nie straciłem, teraz musieliśmy się rozstać. Sophie po kryjomu przecierała oczy. Chłopaki z zespołu (byliśmy wszyscy oprócz Zayna, który oczywiście też poleciał i Harry'ego, będącego po za Londynem) wyglądali na smutnych. Jedynie Liam uśmiechał się pod nosem. Myśli kretyn, że tego nie zauważyłem?! Phi! Oczywiście, że widziałem. To jak zaleca się do Sophie też zauważyłem. Co się z nami stało? Kiedyś byliśmy najlepszymi kumplami, a teraz? Miłość naprawdę potrafi wszystko pogmatwać.
---8 września---
---Sydney---
Jeszcze od tego roku nie poszłam na studia*. Okazało się, że było już za późno na składanie papierów. Ale rodzice nie zamierzali pozwolić mi siedzieć cały rok bezczynnie. Co dzień chodziłam na praktyki do ich ,,firmy". A potem spotykałam się z Zaynem. 
Tego pamiętnego dnia siedziałam właśnie z Malikiem i rozmawialiśmy, jednocześnie słuchając radia. Właśnie umilkliśmy na chwilę, bo leciała piosenka ,,One thing". Gdy piosenka dobiegła końca, sięgnęłam, by wyłączyć radio. Wtedy usłyszałam zapowiedź wiadomości.
~W Londynie w swojej willi została napadnięta nastoletnia dziewczyna Sophie C. Uratował ją jej chłopak Harry S. Dziewczyna żyje, ale jej stan jest tragiczny. Nie doszły morderca jest wciąż na wolności. Szczegóły w faktach za godzinę.
Poczułam się sparaliżowana.
***
Wbiegłam do domu razem z Zaynem i opowiedziałam tacie (tylko na niego się natknęłam), aby pozwolił mi jechać do Sophie.
-Nie- powiedział lodowatym tonem.- Ona bez ciebie przeżyje, a nawet jeśli nie, to co cię to obchodzi? Masz tu zostać i tyle.
-Nienawidzę cię!!!- krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Chłopak biegł za mną.
-Czyli musimy zostać?- chciał się upewnić.
-Oczywiście... że nie- uniosłam brew.- Jedziemy.

* wiem, że rok akademicki zaczyna się inaczej niż rok szkolny w gimnazjum, ale ja i Sophie na potrzeby bloga zmieniamy niektóre fakty.
---------------------------------
A więc tak. Mam do Was, kochani, kilka spraw, chyba trzy, ale zaraz policzymy. A więc tak:
1}Po pierwsze i najważniejsze wybaczcie mi brak komentarzy na Waszych blogach. Szczególnie przepraszam Marry Styles, Zulcię112 i GirlsLoveOneDirection. Naszego bloga (w tym moje notki) komentujecie regularnie, a ja na Waszych blogach już chyba ze trzy tygodnie nie byłam i nie komentowałam. Nic mnie nie usprawiedliwia, ale chcę tylko powiedzieć, że ostatnio nie wchodziłam na kompa, a jak wchodziłam, to tylko, żeby napisać nową notkę. Mam nadzieję, że wystarczającym wynagrodzeniem będzie zadedykowanie Wam tej notki (oraz wszystkim, którzy podawali nam link do swojego bloga, na które nie wchodziłam).
2} Dziękuję za komentarze i czytanie tych naszych ,,bazgrołek". (;
3}Jeśli chcecie mieć jakikolwiek wpływ na dalszą akcję to proszę Was o głosowanie w mojej nowej ankiecie (otwartej do 30 października). Specjalnie dałam możliwość udzielenia kilku odpowiedzi, ponieważ są w niej różne możliwości. Jednak wolałabym, żebyście nie udzielali więcej niż 4 odpowiedzi i żeby one sobie nie zaprzeczały (tak jak np. piąta i szósta odpowiedź).

Hmm. Czyli jednak to są trzy sprawy. Dziękuję, że doszliście aż tutaj w czytaniu, a ja biorę się za komentowanie (punkt pierwszy).
See you. *-:









wtorek, 25 września 2012

Rozdział 16 cz.1

--Sophie--
-Li gadasz od rzeczy. Za dużo alkoholu-zaśmiałam się nerwowo i próbowałam odejść.
-Doskonale wiesz że nie mogę dużo pić! Mówię to na trzeźwo. Pomyśl o tym-powiedział po czym objął dłońmi moją pupę i namiętnie pocałował mnie w usta. Wyrwałam się mu. Aż się we mnie zagotowało.
-Liam czy ciebie powaliło?! Jak śmiesz?-przydzieliłam mu siarczystego policzka. Złapałam się za rękę przerażona.-Li! Przepraszam nie powinnam była..Ale ty też nie-wydukałam zmieszana
-Nie trzymam urazy Soph. Przemyśl na spokojnie przez kilka dni całą sprawę. Kiedy będziesz wiedziała zadzwoń-odparł. Wybiegłam na salę. Wzrokiem znalazłam Lou.
-Louis odwieziesz mnie?-zapytałam błagalnie.
-Jasne siostrzyczko!-odparł-Monica wrócę jak odwiozę Soph ok?
-Jasne. Dla mnie spoko zabawię się trochę ostrzej-zażartowała dziewczyna.
-Dasz kluczyki od mojego auta Danielle? Powiedz jej że to taka mała pożyczka-powiedziałam do niej.
-Spoko idę jej poszukać. Pa Soph. Wracaj szybko Marcheweczko!-odparła i odeszła w swoją stronę.
---W aucie--
Dlaczego wszystko mi się wali na głowę?! Harry się do mnie nie odzywa, mój przyjaciel mi wyznał miłość, Sid wyjechała a mój były mnie wkurza. Po prostu tylko zamknąć się w wierzy...No ewentualnie domku na drzewie i czekać na przybycie księcia! Dlaczego życie stawia tyle problemów? Po policzku ściekła mi pojedyncza łza. Szybko ją starłam. Jednak Lou ją zauważył.
-Soph co jest?-popatrzył się na mnie ze zmartwieniem.
-Nic.. Muszę odpocząć i poukładać sobie wszystko w głowie-odparłam cicho.
-Liam ci powiedział?-odgadł
-Uhm..
-Nie przejmuj się zrozumie to że wolisz Hazzę-uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
-A ty skąd o tym wiesz?-zapytałam zdziwiona czerwieniąc się.
-To po tobie widać-zaśmiał się
---Ranek dziewięć dni później---
Leniwie zwlekłam się z łóżka. Harry wrócił tej nocy. Napisał mi wczoraj że wpadnie poważnie porozmawiać około jedenastej. Spojrzałam na zegarek. Dziewiąta trzydzieści. Pora wstać. Wzięłam półgodzinną relaksującą kąpiel. Ubrałam się i zeszłam na dół. Skierowałam się do kuchni. Zaparzyłam wodę na herbatę i rozpoczęłam robienie omleta na śniadanie. Stałam przy blacie.
-Sophie..-usłyszałam dobrze znany mi głos. Nie to nie możliwe.. Co on tutaj robi?
-Josh! Skąd się tutaj wziąłeś? Wiesz że to włamanie? I skąd wiesz gdzie mieszkam?-powiedziałam
-Obserwowałem każdy twój ruch. Wiem co robisz, gdzie pracujesz, z kim się spotykasz i także to że jesteś wolna-podkreślił ostatni wyraz-Więc zgódź się być ze mną! Kocham cie. Nie mogę się uwolnić od ciebie. Zawładnęłaś moją  duszą. Pragnę całej ciebie!-z jego oczu biło szaleństwo.
-Nie ma mowy! Nic do ciebie nie czuję-krzyknęłam. Zbliżył się do mnie i potrząsnął mną.
-Zakochałaś się w kimś innym prawda?-zapytał. Odwróciłam głowę zaciskając usta-Odpowiedz!-wrzasnął i wymierzył mi siarczystego policzka. Poczułam wstręt do tego człowieka
-Tak-odparłam siląc się na spokój. Popchnął mnie na blat. Uderzyłam w niego z całej siły. Chłopak wyciągnął zza pasa wielki nóż kuchenny. Patrzyłam się na niego przerażona. To wariat! Niebezpieczny! Próbowałam wstać i uciec. Moja próba zdała się na nic. Znowu zderzył mnie z blatem. Zaśmiał się
-Zaraz poczujesz to co ja kiedy złamałaś mi serce-powiedział. Zbliżył się do mnie unosząc wysoko nóż. Straszny ból wstrząsnął mną całą. Świat przez chwilę zawirował. Ponowne pchnięcie. Wrzasnęłam.  Złapałam się za brzuch. Fala bólu rozlewała się po moim ciele. Czułam pod palcami wypływający z niego szybko płyn. Spojrzałam na dłonie. Przymknęłam oczy. Krew, wszędzie krew.
-Sama jesteś sobie winna. Jeśli nie będziesz ze mną to nie będziesz też z nikim innym!-podniósł wysoko rękę z nożem chcąc zadać śmiertelny cios. Wszystko mi się zamazało. Czułam się coraz słabsza. Rób swoje! Szybka śmierć jest sto razy lepsza niż powolne konanie od pierwszych ciosów. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i  krzyk napastnika. Osunęłam się na  ziemię. Poczułam że ktoś mnie obejmuje.
-Trzymaj się Soph! Karetka już jedzie-usłyszałam TEN głos. Nie mogę w to uwierzyć.
-Królewicz przybył-szepnęłam. Przez chwilę odzyskałam ostrość widzenia. Przyglądał się mi płaczący Harry.  Nie chcę żeby cierpiał. Otarłam jego policzki.
-Co? Chyba majaczysz. Wytrzymaj-załamał mu się głos-Kocham cię-powiedział te słowa, które tak bardzo chciałam usłyszeć z jego ust. Poczułam rozlewającą się po moim ciele falę szczęścia. Pocałował mnie. Tak o tym marzyłam. Oddałam pocałunek na tyle ile miałam siły. Jednak po chwili zamazało mi wzroki i poczułam że spadam w ciemność. Ona cała mnie pochłaniała. Przynajmniej jeśli zginę to z uśmiechem na ustach.
-Sophie!-usłyszałam przez mgłę załamany krzyk Harry'ego
-------------------------
Tam tam tam tam :P Wyszło nie do końca tak jak chciałam ale myślę że jest ok.
Czy chcecie żeby Soph się już nie obudziła? Piszcie w komentarzach :)

Do następnego :*




piątek, 21 września 2012

Rozdział 15 cz. 2

---20 sierpnia (kontynuacja rozdziału 14 cz. 2)---
---Sydney---
Tkwiłam tak na łóżku pół leżąc, pół siedząc, podpierając się rękami i wpatrywałam się w Nialla wielkimi oczami. Umieram, pomyślałam z takim samym nastrojem jak wówczas, gdy przychodziło mi wejść po schodach na trzecie piętro, ale teraz to nabrało sensu. Nie miałam pojęcia, co teraz zrobiła Sophie, jak zareagowała na tą wiadomość.  W tej chwili to było nieważne. Świat zawirował mi przed oczami. Kiedy byłam mała lubiłam kręcić się w kółko, a po dłuższej chwili takiego kręcenia położyć na kanapie albo podłodze. Lubiłam uczucie, które następowało później. Czułam, jakby wszystkie meble leciały na mnie, po prostu ,,świat wirował". Teraz miałam podobnie, ale jednak było jakoś inaczej... Może dlatego, że życie to nie zabawa, a ja mogę umrzeć. Nie straciłam przytomności, ale nie byłam świadoma otoczenia, a to prawie to samo. Co z tego, że wciąż (chyba) siedziałam odchylona do tyłu podpierając się łokciami skoro widziałam tylko jedną wielką plamę.
-Sydney... Ziemia do Sid. Hej!- Sophie potrząsnęła mną mocno. Nie wiem, czy długo próbowała się ze mną skontaktować, ale jej głos był mocno zirytowany.- Spójrz na mnie do licha! Nie panikuj wszystko będzie dobrze...
Nie mówiła zbyt przekonująca, ale ważne, że ona jedna nie straciła głowy. Jest silna. Zawsze była. Ja straciłam orientację w świecie, a Niallowi już płynęły łzy po policzkach. W sumie zareagował na to zbyt... przesadnie. Wyglądał jakby w tym momencie był na moim pogrzebie, a przecież operacja to nie koniec świata. Sophie też zauważyła, że coś jest nie tak. Uśmiechnęła się do mnie lekko i poszła w stronę przeciwległej ściany, po drodze łapiąc go za rękę i ciągnąc ,,na stronę".
-Co jest?- spytała zniżając głos.- Czego jeszcze się dowiedziałeś, o czym nie chcesz nam powiedzieć?
Myślała, że nie słyszę. Jednak maksymalnie wytężyłam słuch i usłyszałam jak Niall mówi przez łzy:
-Czaszka jest pęknięta, wystarczy lekki, najlżejszy wstrząs, żeby przebiła mózg, co zabije Sid. Dlatego trzeba operować jak najszybciej. Ale... to bardzo ryzykowne. Ma tylko 50 % szans na przeżycie... Nawet jeśli przeżyje to, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zostanie kaleką.
-Jak duże?- Soph przełknęła ślinę.
-90%.
Załamałam się i zaczęłam żałować, że podsłuchiwałam. Jestem dorosła, więc osobiście mogę podpisać zgodę na operację. Mam się zgodzić, skoro może mogę po tym być kaleką? Przecież na świecie są gorsze rzeczy niż śmierć!
---2 godziny później---
-Nie podpiszę tego- oznajmiłam lekarzowi próbującemu (bez rezultatów) wymusić na mnie zgodę na operację.
-Nie wygłupiaj się, Sid- mruknął zirytowany już tym wszystkim Niall.
Sophie z moimi rodzicami wyszli na chwilę przed szpital, żeby ochłonąć, a Niall uparł się na dotrzymanie mi towarzystwa. Znów odmówiłam podpisania zgody, a na dodatek wyprosiłam lekarza z sali (dość niegrzecznie).
-Sydney, już to przerabialiśmy- chłopak spojrzał mi w oczy.- Ceną twojego życia jest jeden podpis, jedna operacja... Więc dlaczego nie możesz się zgodzić?!
-Chcesz wiedzieć?- spytałam i szybko odparłam:- Słyszałem, co mówiłeś do Sophie. Praktycznie nie ma szansy, że wyjdę z tej operacji w pełni zdrowa.
Oczy Nialla błysnęły ze zrozumieniem. Wyglądał jakby chciał powiedzieć ,,To o to chodzi." jednak milczał. W końcu postanowił ratować sytuację:
-Kiedy chodziłem jeszcze do liceum...- zaczął.
-Niall -przerwałam-to może być ciekawe, ale co mam zrobić z wiedzą jak wyglądały twoje szkolne dni?
-Jeszcze nie skończyłem. A więc w liceum nigdy nie miałem czasu się uczyć. Nauczyciele często szli nam na rękę i dawali nam testy z odpowiedziami A, B, C i D do wyboru, ale ja zawsze byłem nieprzygotowany. Niektórzy moi koledzy się poddawali i oddawali pustą kartkę, jednak ja próbowałem jakoś z tego wybrnąć. Więc strzelałem w odpowiedzi. Liczyłem po kilka czasem od daty, czasem od ilości liter w nazwie jakiegoś koloru. Po prostu kombinowałem. I dostawałem trójki wówczas, gdy moim kolegom pozostawało zaliczyć ten test na dodatkowych zajęciach. Zrób, Sid, tak jak ja. Jestem pewien, że wygrasz, to znaczy wyzdrowiejesz...
Zostawił mnie samą, żeby przemyśleć jego słowa, ale ja byłam nieugięta. Wszystkich musiałam zdenerwować ciągłymi odmowami, ale ,,mój los moja sprawa, moje życie moja zabawa" jak to mówiła jedna dziewczyna chodząca ze mną do podstawówki. Po kolejnej godzinie przyszedł do mnie lekarz. Mówiąc, że za słabo oddycham, przyłożył mi maskę tlenową do twarzy. Nim się zorientowałam o co chodzi,  było już za późno. Po prostu... zasnęłam.
---Niall---
Wyszedłem od Sydney. Miałem nadzieję, że zmieni zdanie. Niestety wystarczyło kilka minut, bym zrozumiał, że nic z tego. Wtedy Sophie rzuciła hasło, by nie pytać Sid o zgodę. W końcu można ją uśpić, a potem nie będzie miała już nic do gadania.
Z początku byłem temu przeciwny. Jaka będzie jej reakcja na operację bez pozwolenia. Jednak oboje rodziców Sydney podpisało zgodę, a ja nie miałem nic do gadania. Ale Sid wciąż nie chciała operacji, więc zrozumiałem, że musimy zrealizować plan Soph. I udało się. Niczego nieświadoma Sid pozwoliła sobie założyć maskę do narkozy i zasnęła.
Zaczęła się operacja trwało to dość długo, ale wreszcie skończyli. Nie było żadnych komplikacji. Tylko ciekawe jak dziewczyna zareaguje, gdy się dowie, co zrobiliśmy i to wbrew jej woli.
---Sydney---
Otworzyłam oczy. Wystarczyło kilka sekund, żebym wszystko zrozumiała.
Zanim kogoś zabiję, pomyślałam, zobaczę czy mam jakieś problemy.
Poruszyłam się bez problemu.
Nie miałam racji, wciąż jestem w pełni sprawna. Dam im spokój.
-A więc jedziemy do Ameryki jak stąd wyjdziesz- powiedział tata.- Pamiętasz?
Chciałam przekonać rodziców do zostania, ale widać nic z tego. Czas na realizację planu Nialla.
-Oczywiście- mruknęłam i dodałam bez entuzjazmu:- Witajcie Stany...

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 15 cz.1

--Sophie--
---29 sierpnia---
Dziś są urodziny Liama. Sydney wyjechała zgodnie z planem Nialla do ameryki. Ja zamieszkałam chwilowo w domu One Direction. Louis mnie nakłaniał aż się zgodziłam. Harry od tamtego dnia odezwał się tylko raz.
@Nie pisz tyle bo nie mam czasu. Nie jestem teraz w Anglii. Wrócę pewnie gdzieś we wrześniu xHarry
Taką mi wysłał wiadomość. Martwiłam się o niego. W dzień próbowałam udawać że wszystko jest ok. W nocy za to.. Cóż zupełnie inaczej. Kiedy nie ma go przy mnie poczułam jak bardzo mi na nim zależy. Na każdym kroku czuję jego brak. Zakochałam się. Myślałam nawet że on też ale teraz to już sama nie wiem. Jedyną moją pociechą jest reszta zespołu. Zwłaszcza Louis i Liam. Ten drugi prawie nie odstępuje mnie na krok. Daddy jest bardzo opiekuńczy. Na szczęście ta butelka to nie było nic poważnego. Jednak dałam mu i Zaynowi porządny ochrzan. Mogło się to gorzej skończyć. Dzisiaj jest wielka impreza urodzinowa Liama. Kupiłam mu drogi srebrny zegarek na rękę z jego wygrawerowanymi inicjałami i datą urodzin na denku oraz nagrałam dla niego wraz z Niallem i Louisem Happy Birthday, które wgrałam na iphone, którego również mu kupiłam. Właśnie ubierałam się na imprezę. Ubrałam się w TO. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół chwytając w dłonie zapakowany podarek.
-Hej Danielle!-powiedziałam. Zdążyłam się zapoznać z nową koleżanką Liama. Okazało się że będziemy chodzić do tej samej szkoły. Zakolegowałam się z nią. Moim zdaniem idealnie pasuje do Li. On niestety twierdzi inaczej. A ona wręcz oszalała na jego punkcie!
-Cześć! Jedziemy?-odparła przytulając mnie-wyglądasz ślicznie!
-Jasne chodź. Ty też niesamowicie się  odstrzeliłaś-odpowiedziałam.
--Harry--
Wyjechałem z mamą na wakacje. Jesteśmy w Australii. Nie czerpię z tego wyjazdu przyjemności. Bo to ucieczka..od problemów. Jestem mięczakiem. Nigdy wcześniej nie uciekałem. Mama widzi że jestem przygnębiony mimo że staram się w jej towarzystwie udawać szczęśliwego. Cały czas myślę o Soph. Kocham ją a ona jest najprawdopodobniej z Liamem. Moim przyjacielem. Nie chcę mu ukraść dziewczyny. Byłbym chamem. Dziś są jego urodziny. Wysłałem mu życzenia urodzinowe. Szkoda że ominie mnie wielka impreza. Jednak i tak nie jestem w nastroju do zabawy. Wracam za mniej niż dwa tygodnie..I sam nie wiem co wtedy zrobię. Cały czas noszę przy sobie nasze wspólne zdjęcie. Nie mam siły to mnie przerasta!
--Sophie--
---Dziewczyny właśnie weszły do klubu gdzie była impreza Liama---
-Siema dziewczyny!-przywitał nas Li
-Liam wszystkiego najlepszego!-krzyknęłyśmy jednocześnie przytulając go. Podałyśmy mu prezenty.
-Dziękuję wam!-przejechał po mnie wzrokiem-Sophie wyglądasz olśniewająco-powiedział cmokając mnie w policzek. Danielle odwróciła twarz udając że się za kimś rozgląda. Jednak zdążyłam zauważyć jej zaszklone oczy. Kurde Liam rusz swoją dupę! Spojrzałam na nią i na niego śląc mu porozumiewawcze spojrzenie.
-Tobie Dan też niczego nie brakuje-powiedział przytulając ją. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
-Ja was zostawię. Parkiet wzywa!-powiedziałam i odbiegłam w stronę tańczących ludzi. Zaczęłam robić to co kocham. Przymknęłam do połowy oczy  i dałam się ponieść muzyce. Po chwili zorientowałam się że śpiewam a piosenka ustała. Zakończyłam mój przypadkowy ,,pokaz". Ludzie wokół mnie zaczęli klaskać. Zaczerwieniłam się. Ktoś mnie złapał za łokieć i wciągnął na scenę. Okazało się że to Louis.
-A teraz zaśpiewa dla was moja przyjaciółka Sophie Colins!-zawołał chłopak. Zgromiłam go moim spojrzeniem typu: Jeszcze cię dorwę więc lepiej wiej! Bałam się publicznego śpiewania.
-Co puścić?-zapytał DJ
-Only Hope-odparł do niego Louis, który dobrze wiedział co lubię wykonywać.
-Lou wiedz że nawet Kevin cię prze de mną nie obroni-szepnęłam mu melodyjnie do ucha. Chłopak zwiał ze sceny. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki wersji karaoke. Zaczęłam śpiewać *piosenka:*

Włożyłam w śpiew moje wszystkie uczucia. Przed twarzą majaczyła mi twarz Harry'ego. Zakończyłam występ. Klub trząsł się od oklasków. Zeszłam chwiejnie ze sceny. Z głośników popłynęły zwykłe imprezowe kawałki. Ruszyłam wśród roztańczonego tłumu. Starałam sobie oszczędzać wymyślnych ruchów. Po jakimś czasie na scenę wszedł kelner wraz z ogromnym pięknym tortem. Wywołano Liama na scenę. Wszyscy zaczęli śpiewać Happy Birthday To You! Zdmuchnął świeczkę z wielką dziewiętnastką. Rozległy się wiwaty.
Po czym zaproszono nas do wyglądnięcia przez okna. A na niebie zaroiło się od wspaniałych fajerwerków.
---parę godzin później---
Przez ten czas tańczyłam na zmianę z rozmowami z Niallem, Liamem, Danielle i Louisem. Bawiłam się w najlepsze. Już mnie nogi bolały.
Padnięta podeszłam do baru. Usiadłam na wysokim krześle i zamówiłam drinka. Wypiłam go powoli. Poczułam dotknięcie na plecach. Odwróciłam się. Nie do wiary!
-Josh! Co ty tu robisz?!-powiedziałam głośno do mojego byłego.
-Przyszedłem cię odzyskać! Wróć do mnie.. Popełniłem błąd zrywając z tobą!-odparł. Zagotowało się we mnie. Kiedyś wydawało mi się że jestem w nim zakochana. A on mnie zdradzał, spijał się, ćpał aż w końcu zerwał ze mną kontakt. I dobrze.
-Jak śmiesz! Nie ma takiej opcji-powiedziałam wściekła.
-Będziesz żałować!-odpowiedział z furią w oczach. Wiedziałam że nie wróży to nic dobrego-Zastanów się dobrze. Możesz drogo zapłacić za odmowę!
-Nie sądzę-chłodno na niego spojrzałam, dopiłam napój i wyszłam na klubowy taras. Pff! Co on sobie wyobraża? Wraca po półtorej roku chce do mnie wrócić i jeszcze mi grozi!
-Soph!-usłyszałam za sobą głos Liama. Odwróciłam się do niego wymuszając uśmiech. Straciłam cały dobry humor i chęć do tańca. No, ale to w końcu jego urodziny!
-Tak Li?-spytałam
-Muszę ci  coś powiedzieć! Od kiedy cię poznałem zbieram się żeby ci to powiedzieć. Sphie, ja.. Zakochałem się w tobie.-po jego słowach zamurowało mnie.
----------------
Macie obiecane urodziny Liama! No mam nadzieję że was nie zanudziłam! Tę notkę dedykuję SydneyF. która poszła mi na rękę z pozwoleniem na ominięcie paru dni ;) Dzięki :*
Dziękuję wam za ponad 3000 wejść! Jesteście kochani :*
Z piątku na sobotę organizowałam nocowanie urodzinowe :D Brałyśmy w butelkę. Miałyśmy pełno dziwnych zadań. Przykład: Bieganie wokół domu wrzeszcząc na cały głos ,,KOCHAM CIĘ KEVIN"
i wiele innych ^^ ogólnie było super. A w niedzielę byłam prawie cały dzień poza domem. Śpiew, msza święta a reszta czasu u koleżanki :* Piekłyśmy babeczki! I wiele innych. Na przykład oglądałyśmy bardzo wzruszający świetny film ,,Szkoła uczuć"(bardzo polecam!). I umówiłyśmy się że za tydzień w sobotę idziemy razem do kina i do Bonarki(taka Krakowska galeria handlowa) na zakupy! Kocham ją normalnie! Tego mi właśnie potrzeba :))

:DD Musiałam to wkleić!

A tak przy okazji...
Widzę że ktoś ma niezłą determinację! Pod każdym naszym ostatnim postem kliknął ,,słabee"  To godne podziwu :) Mnie by się nie chciało. Dwie osoby zaznaczyły opcję ,,Tragedia" w sondzie. Więc niech napiszą w komentarzach co robimy źle :)) Jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Jednak jeśli chcecie dodać coś w stylu jednego z ostatnich komentarzy: ,,do dupy"-To niech zostawią takie ,,uzasadnione" odpowiedzi dla siebie. Nie chodzi o to że nie chcę żeby było zaznaczone ,,Tragedia" abo ,,słabee" tylko żebyśmy miały okazję poprawiać błędy musicie nam napisać co jest źle! Nie jesteśmy zawodowymi pisarkami. Na 100% robimy błędy a wasza rola to pokazywać nam je.

Dziękuję za uwagę :) do następnego!

piątek, 14 września 2012

Rozdział 14 cz. 2

---Sydney---
Miałam bardzo dziwny sen... Stałam w baaardzo długim tunelu. Tunel był pełen wody, rzeki o potężnym nurcie, która mi sięgała aż do szyi. Po jednej stronie widziałam mgłę, nie wiedziałam, co tam jest, ale po drugiej stronie było jasne błękitnobiałe światło. Właśnie w tamtą stronę płynęła woda, ciągnąc mnie ze sobą. Z trudem udawało mi się utrzymać w miejscu. Wtedy z zamglonego końca tunelu dobiegły mnie głosy moich rodziców. Jak to zwykle lubię, chciałam zrobić im na złość, poza tym wciąż byłam na nich wściekła, że zmuszają mnie do powrotu do Ameryki. Więc poszłam tam, gdzie było światło. Nie czułam już bólu, szłam lekko, jakbym leciała. Wtedy w moich myślach poczułam coś niepokojącego. Po chwili w głowie usłyszałam potężny głos (na pewno nie należący do żadnej znanej mi osoby): Stój! Coś w tym głosie było takiego... władczego. Mimowolnie zatrzymałam się i przeciwstawiłam nurtowi rzeki. To jeszcze nie jest czas na ciebie, zagrzmiał Głos. Idź za głosami. Sid, żyj! Wtedy oprócz rodziców we mgle usłyszałam też Sophie i Nialla. Chyba płakali, ale trudno było powiedzieć. Jakże łatwo byłoby się położyć i popłynąć z nurtem. Ale ten Głos był zbyt przekonywujący.
~Sydney, błagam, nie zostawiaj mnie...~mówił Niall.
~Sid, nie odchodź!~ usłyszałam Sophie.
Nie zamierzam, pomyślałam.
Brnęłam pod prąd i miałam wrażenie, że brnę po szyję w śniegu- woda była taka gęsta i zimna... Ale ja się nie poddaje! Weszłam w mgłę. Wtedy uderzyła we mnie błyskawica...
Usiadłam na łóżku oddychając ciężko. Nie obchodziło mnie co teraz się dzieje. Czułam się jakbym zanurkowała do wody i nie mogła się z niej wydostać, a w ostatniej chwili, omal nie utonąwszy, wypływam na powierzchnię. Wtedy wszyscy obecni na sali (oprócz lekarzy) zaczęli się do mnie przysuwać. Sala? Lekarze? Ach, jestem w szpitalu, przypięta do niezliczonej ilości rurek. Lekarze trzymali w rękach defibrylator i prąd z niego był moją senną błyskawicą. Ostatecznie zapomniałam o tym śnie, ale zanim całkiem się rozpłynął pomyślałam, że znaczenie ,,widzieć długi tunel" i ,,iść w stronę światła" nabrało nowego, realniejszego znaczenia.
Okazało się, że kiedy Vervada skręciła, ja wypadłam z siodła i bardzo mocno, jak to opisywał Niall ,,z siłą taką, iż myślał, że mnie zmiażdżyło" uderzyłam w drzewo. Cudem przeżyłam, ale chwilę nim się ocknęłam serce mi stanęło, na szczęście teraz jest wszystko w porządku.
Na chwilę wszyscy będący na sali (moi rodzice, Sophie i Niall) zostali wyproszeni przez lekarzy, bo musiałam zostać zbadana. Kilka prześwietleń, pobieranie krwi, ruszanie rękami, nogami, głową...Krótko mówiąc totalna strata czasu. Pół godziny wyjęte z życia, którego omal nie straciłam. Cierpliwie to zniosłam, układając sobie w głowie pytania, które chcę zadać później moim przyjaciołom.
Sophie i Niall weszli na salę. Mama rozmawiała właśnie z lekarzem na korytarzu, a tata poszedł przeparkować samochód, bo przed chwilą dostał mandat, więc zostałam z przyjaciółmi sama.
-Długo byłam nieprzytomna?- rzuciłam od niechcenia.
Odpowiedziała mi Sophie:
-Trzy tygodnie...
-Aha...-zastanowiłam się chwilę- Że ile?!
Sama nie wiem, co spodziewałam się usłyszeć, ale myśl o spaniu przez 3 tygodnie i to w wakacje mną wstrząsnęła.
-Sydney- powiedziała Soph śmiertelnie poważna.- Omal nie zginęłaś, po tym porwaniu mogę jedynie stwierdzić, że jesteś choler... wielką szczęściarą. Ale czy ty musisz celowo komplikować sobie życie? Co się takiego stało? Dlaczego wylądowałaś w szpitalu na OIOM-ie? To przez Vervadę, spłoszyła się?
Pokręciłam głową i opowiedziałam im, czego chcą ode mnie rodzice.
-Nie wyjadę- zakończyłam niemal płacząc.- Chcę być z wami, nawet nie pamiętam już mojego starego domu w Ameryce. Anglia jest moim domem!
-Jedź, Sid- oznajmił Niall. Spojrzałam na niego wilkiem (Sophie zresztą też), a on zniżył się do wyjaśnień. Powiedział mi cały swój plan.
---Niall---
Nie musiałem słuchać opowieści Sydney. W końcu sam na własne uszy słyszałem jej rozmowę z rodzicami. Musiałem coś wymyślić. Tyle wysiłku włożyłem w to, by Sid mi wybaczyła zatajenie przed nią mojej tożsamości,  potem myślałem, że ją straciłem, gdy przyszła na tę imprezę czułem się, jakbym zobaczył ducha, a kiedy dziewczyna wleciała w drzewo nie miałem nadziei na zobaczenie jej żywej. Po tylu ,,przygodach" ona nie może tak po prostu wyjechać. A może i może...? Przyszedł mi do głowy świetny plan. Ułożyłem go w głowie. Wystarczyło teraz powiedzieć o tym Sydney.
-Nie wyjadę- zakończyła dziewczyna niemal płacząc.- Chcę być z wami, nawet nie pamiętam już mojego starego domu w Ameryce. Anglia jest moim domem!
-Jedź, Sid- oznajmiłem.
Dziewczyny wyglądały, jakby chciały zabić mnie wzrokiem. Muszę im to szybko wyjaśnić, bo inaczej skończę jak nieszczęsny Liam, który jakiś czas temu wyszedł ze szpitala. (Sam miałem ochotę rozbić mu butelkę po drugiej stronie głowy, gdy dowiedziałem się, za co oberwał, ale udało mi się opanować.)
-Jeśli posłuchasz tatusia i grzecznie wyjedziesz- zwróciłem się do Sydney- uśpisz czujność rodziców. Zayn jedzie na kilka tygodni do Nowego Jorku na wymianę, więc miałabyś towarzystwo. Kilka tygodni przeżyjesz bez nas, prawda? A potem wrócisz z nim. O pieniądze się nie martw. Ja albo Sid moglibyśmy cię przetrzymać u siebie, potem wystartowałabyś w jakichś zawodach jeździeckich czy poszłabyś do pracy. Będziesz samowystarczalna.
---Sydney---
Zatkało mnie. Chciałam podać  chociaż jeden argument przeciw, ale nie mogłam takiego znaleźć. Cłopak pomyślał dosłownie o wszystkim. Pozostawało mi tylko się zgodzić. Ale co z koniem? Przetransportować takie duże zwierzę przez pół świata? To duży kłopot, tym bardziej, jeśli chce się wkrótce wracać. Podzieliłam się tymi myślami z przyjaciółmi.
-Może zostaw Vervę u mnie- zaproponowała Sophie.- A rodzicom powiedz, że zabierzesz ją, kiedy już zaaklimatyzujesz się w Stanach.
Rozmawialiśmy  jeszcze chwilę. Właśnie Niall (stojący równolegle do drzwi) mówił mi, co robił, kiedy byłam nieprzytomna, ale nagle umilkł. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mamę. Stała w drzwiach. Była strasznie blada, zbielał nawet róż na jej policzkach.
-Zmieniłam olany co do twojego wyjazdu- powiedziała łamiącym się głosem, budząc we mnie iskrę nadziei na zostanie w Anglii. Ale po jej dalszych słowach zmieniłam zdanie.- Mówiliśmy, że weźmiemy konia i wyjedziemy do USA. Zmieniłam zdanie. Sophie ma sprzedać twoją kobyłę i nigdy więcej nie wsiądziesz na konia.
Mama odwróciła się i odeszła. Zobaczyłam lekarza, który najpewniej stał za nią.
Spojrzałam na Soph, nie mogłam wymówić ani słowa. Teraz już nie tylko ze względu na jej słowa, ale też sposób, w który to wypowiedziała. Zaczęłam myśleć o najgorszym. Czyżby coś mi groziło?, pomyślałam. Może umieram... A co jeśli zostało mi kilka dni życia? A ja głupia snuję plany na daleką przyszłość, jak nawet nie wiem, czy jej dożyję! Ale co ze słowami ,,To jeszcze nie jest czas na Ciebie. Sid, żyj!", przypomniałam sobie swój sen.

Z tych rozmyśleń wyrwała mnie Soph. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
-Nie martw się. Nie sprzedam klaczy.
-Dzięki- odparłam krótko.- A mogłabyś się dowiedzieć, co doprowadziło moją mamę do takiego stanu?
-Ja to zrobię- zaoferował Niall, korzystając z okazji wykazania się. Wybiegł na korytarz, szukając lekarza.
-Wszystko będzie dobrze- pocieszyła, a raczej próbowała mnie pocieszyć Soph. Chociaż sama nie wiem, czy próbowała przekonać mnie, że będzie dobrze, czy bardziej samą siebie.
Znów zapanowała niezręczna cisza, gdy wrócił Niall. Był równie blady jak mama, a jego oczach lśniły łzy. Czegoś się dowiedział i czułam, że mi się to może nie spodobać.
-Sid- oznajmił- nie znam szczegółów, ale masz pękniętą czaszkę... Bez operacji możesz nie dożyć jutra.
-------------------------------------
Tak, wiem, ostatnio same nudy. Najpierw porwanie, teraz wypadek, mało zabawnie, ale jeszcze kilka rozdziałów muszę poświęcić tego typu rozdziałom. Jak już zaczęłam, to ich nie mogę pominąć. (; Chętnie pisałabym częściej (uwielbiam to robić!), tak jak w wakacje, ale nie mogę... ): Za dużo szkolnych obowiązków.W tym tygodniu miałam aż 3 kartkówki (chemia, angielski i matma)! Chyba ich po... pogięło. A do tego jeszcze chodzę na kółko z chemii i muszę chodzić na matmę, chcę też chodzić na matmę, bo się nauczycielka czepia, że ma chodzić cała klasa (mamy 25 osób), a nie jedna osoba tak jak ostatnio i jeśli na następne nie przyjdzie co najmniej 10 osób, to ona zacznie zadawać pracę z tego, co ona przerabia na kółku. I jeszcze nauczyciele mnie kwalifikują do konkursów (na razie) z biologii, fizyki i chemii. Biologia ok, fizyka może być, ale z chemii?! Do tego trzeciego nie będę się przygotowywać, wezmę tylko udział w tym, żeby nauczycielka widziała, że się staram i wzięła to pod uwagę przy wystawianiu ocen. :-@
Tyle z normalnych lekcji, ale jeszcze mam w tym roku szkolnym bierzmowanie. Chodzę na wolontariat, więc jestem zwolniona z pytań, ale i tak muszę latać niemal co dzień do kościoła (msze, majówki, drogi krzyżowe, różańce, roraty i wieeele innych).
Ja chcę wakacje!!!
A i 2 razy w tygodniu mam jazdy konne (najprzyjemniejsze lekcje w moim życiu).
Zresztą, po co ja was tym zanudzam. Krótko mówiąc nie mam czasu pisać na tygodniu, chociaż bardzo bym chciała. Ale następna moja notka w przyszły piątek. Ale przecież w między czasie jeszcze nasza kochana Sophie.N wstawi swoją część rozdziału.
Więc do następnej notki! *-:




1000000 lat dla Nialla!

Niall obchodził wczoraj swoje 19 urodziny :)) Z tej okazji życzę ci wszystkiego najlepszego, żebyś znalazł sobie tę jedną jedyną,  abyś nigdy nie został zraniony i żeby nigdy ci nie zabrakło apetytu ;))) ! 

Prawda że słodkie zdjęcie? *.*

*Dodałabym ten wpis wczoraj ale mi internet świrował -,-

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 14 cz.1

--Harry--
Siedziałem sobie na moim łóżku rozmyślając nad życiem. Moja ręka nadal jeszcze spoczywała w gipsie.
-Nie wierzę!-usłyszałem krzyk Sophie z dołu. Wstałem z łóżka. Nie wiedziałem że przyszła. Zszedłem cicho po schodach i popatrzyłem do kuchni skąd dobiegał jej głos. Dziewczyna trzymała coś w rękach. Liam stał obok niej uśmiechając się szeroko.
-Ale serio się pytasz?-zapytała poważnie ale widziałem roziskrzenie w jej oczach.
-Jak najbardziej. Wiem, że o tym marzysz-zrobiłem minę wtf?! O czym oni gadają?
-Jej Li... Tak, tak, tak! Uwielbiam cię!-dziewczyna promieniała szczęściem i rzuciła się mu na szyję mocno go obejmując. Chłopak oddał uścisk. A więc to tak! Czyżby chodziło o związek? Nie wierzę w to! Wybiegłem  z domu trzaskając drzwiami. Poczułem dziwną wilgotność na policzkach. Liam urwę ci głowę! Nie, nie, NIE! Tak nie może być! Dlaczego mi to robisz? Spojrzałem z wyrzutem w niebo. Dlaczego?
--Sophie--
-Nie wierzę!-krzyknęłam kiedy Liam podał mi kartkę.
-To uwierz-powiedział szczerząc się-Więc pójdziesz na ten casting? Doskonale wiem jak tańczysz. Idealnie się nadajesz!
-Ale serio się pytasz?
-Jak najbardziej. Wiem że o tym marzysz-odparł.
-Jej Li... Tak, tak, tak! Uwielbiam cię!-rzuciłam się go przytulić. Chłopak właśnie dał mi zaproszenie na casting do ich tancerzy. To dla mnie wielka szansa! Tak jak powiedział to moje marzenie. Kocham tańczyć i chciałabym to robić na poważnie. Usłyszałam huk drzwi. Zdziwiona puściłam Liama. Wyszłam do ogrodu i szukałam tego kogoś wzrokiem. Wyszłam przez bramę i zobaczyłam oddalające się auto Harry'ego. Dziwne. On zwykle zachowuje się cicho. I nie mówił mi że gdzieś wyjeżdża. Postanowiłam do niego zadzwonić.
-Halo, Harry co się stało?
~Jadę do mojej matki. Może mnie nie być kilka dni-odpowiedział chłodno.
-Co ale..-nie zdążyłam. Rozłączył się. To już bardzo dziwne. Wysłałam mu sms.
@Harry coś się stało? Proszę odpisz. Martwię się o ciebie! xSophie
Wróciłam d domu chłopaków. Mój cały entuzjazm gdzieś wyparował. Zamyśliłam się. Co mogło mu się stać? Może coś nie tak z jego Mamą?
-Hej! Co jest?-spytał Liam przyglądając się mi. Poczułam wibracje telefonu. Dostałam odpowiedź
@Sama się domyśl. Może Liam ci pomorze xHarry
Co jest? Czy coś złego mu powiedziałam? Nie możliwe. Nie widzieliśmy się dzisiaj. A wczoraj wszystko było ok. W tej chwili zadzwonił mój telefon.
--Liam--
Dziewczyna miała przerażoną minę.
-Co?! Już tam jadę!-krzyknęła spanikowana. Wybiegła z domu. Usłyszałem jak odjeżdża z piskiem opon. Co mogło się stać? Po schodach zbiegł Zayn.
-Słyszałeś już? Sydney jest w szpitalu!-powiedział wyraźnie poruszony. Aaa to dlatego wybiegła.
-Nie słyszałem, ale Sophie tak. Właśnie wybiegła. Na 99% chodzi o Sid. Moim zdaniem za bardzo się przejęła.
-Za bardzo? Podobno to poważne.-odparł Zayn patrząc na mnie jak na kretyna.
-Nie rusza mnie to za bardzo. Ta dziewczyna i tak już jej przysporzyła mnustwa kłopotów. Najlepiej by było gdyby zostawiła Soph w spokoju i wyjechała do ameryki.-zaśmiałem się chłodno. Tak dokładnie! Tego jej życzę. Sophie się o nią bardzo martwiła kiedy tamta została porwana. Sydney tak po prostu ją wykorzystywała. Wakacje na koszt Soph, rachunki za willę również, darmowa miejscówka dla jej konika i masa innych rzeczy.
-Jak możesz tak mówić?-oburzył się Zayn.
-Normalnie. Z Sydney jest pie**ona  egoistka! We wszystkim wykorzystuje Soph. Przyjaźni się z nią dla kasy!-zawołałem zaciskając pięści.
-Jak śmiesz?!-odparł chłopak i uderzył mnie w twarz. I tak się zaczęło.
--Sophie--
Siedziałam jak na szpilkach. Jestem przerażona! Z Sid jest bardzo źle.. Może nawet umrzeć. Łzy zaczęły mi spływać po poleczkach. Niall widząc to objął mnie ramieniem. Zadzwonił mój telefon.
-Halo?
~Hej! Wiem że masz teraz inne sprawy na głowie ale Liam...-usłyszałam głos Zayna
-Co się stało?
~Hm..hm Właśnie został przywieziony do szpitala w którym jesteś. Butelka mu się rozbiła na głowie. Zemdlał i stracił dużo krwi-powiedział wyraźnie przygaszony i zdenerwowany.
-Co?!
----------------------
Tak wiem Liam nie wydaje się być pozytywnym bohaterem, ale to tylko tak wygląda. :) To z jego zafascynowania. Robi wszystko z myślą o Sophie.
Dziękuję że nadal z nami jesteście :* Do następnego! I proszę o komcie! <3
Taki tam Hazza *.*




piątek, 7 września 2012

Rozdzial 13 cz. 2

---3 dni później---
---Sydney---
Siedziałam z Niallem na sofie w domu moim i Sophie. Chłopak patrzył na mnie tym swoim czarującym wzrokiem. Chciał mnie pocałować, widziałam to w jego oczach, ale brakło mu odwagi. A ja muszę przyznać, że trochę bawiłam się jego kosztem. Nie dawałam mu żadnych sygnałów, chciałam by sam wiedział, co może zrobić, a po czym się wkurzę.
Od czasu mojego porwania i chwili, gdy wybaczyłam mu jego małe kłamstewko bardzo się ze sobą zżyliśmy. Oddalam mu Oksforda i czasem jeździliśmy tylko we dwoje w las, ale najbardziej lubiłam siedzieć tak jak teraz i... rozmawiać. My dwoje na zmianę z Sophie i Harrym zajmowaliśmy dom tak, by móc zostać sam na sam. Raz ja z Niallem wychodziliśmy z domu, zostawiając Sophie i Harry'ego tutaj, drugim razem było odwrotnie. Akurat teraz była nasza kolej. Zaparzyłam nam słynnej angielskiej herbaty (tym razem zupełnie niegroźnej, bo Sophie wyniosła wreszcie tą karmę dla rybek z kuchni, a mianowicie schowała ja w stajni. Wszystko będzie w porządku, dopóki Niall nie weźmie jej za jakiś fajny rodzaj końskiej paszy) i rozmawialiśmy o wszystkim możliwym. W te kilka dni poznałam na wylot mojego przyjacie... To znaczy chłopaka. Tak! Wczoraj poprosił o chodzenie, a ja poczułam, jakby właśnie mi się oświadczył. Na początku nie mogłam nic powiedzieć, a potem z trudem wykrztusiłam jedno: ,,tak".
Moi rodzice mieli zostać w Londynie jeszcze półtora tygodnia, a na czas swojego pobytu wynajęli malutki domek w centrum miasta. Sophie dała im klucze do naszego domu, żeby mogli nas odwiedzać kiedy zechcą, co mnie trochę zirytowało, bo oni wzięli sobie to na poważnie i czasem zachciało im się nas odwiedzić w najmniej oczekiwanym momencie. Na przykład dzisiaj... Ja i Niall nie robiliśmy nic złego, ale miałam ochotę krzyczeć, kiedy mój tata wpadł (bo słowo wszedł, jest w tym momencie za delikatne) do salonu. Zmierzył nas niecierpliwym spojrzeniem i powiedział:
-Sid! Świetna wiadomość!  Córeczko!- mówił podnieconym głosem, a ja kompletnie nic nie zrozumiałam.
-Mógłbyś nauczyć się pukać- powiedziałam, a kiedy uśmiech nie znikł mu z twarzy, spytałam:- Co się stało?
Poprosił o rozmowę na osobności, więc przeszliśmy do drugiego pokoju. Potem musieliśmy czekać aż mama do nas dojdzie.
-A więc- powiedział- Mam dobrą i złą wiadomość. Którą chcesz najpierw?
Chciałam dobrą.
-Kupiłem firmę na Manhattanie!- krzyknął radośnie.-  Będę zatrudniał w niej najlepszych architektów z całego świata, będziemy zarabiać kupę kasy!
- Wspaniale- udawałam, że mnie to cokolwiek obchodzi.- Ale co to ma ze mną wspólnego.
-To właśnie jest ta trochę gorsza wiadomość.- wtrąciła mama, pozwoliła jednak kontynuować ojcu.
- Tylko mi nie przerywaj. Ta firma, żeby była najlepsza musi pracować bez przerwy przez wiele pokoleń- słuchałam w napięciu, domyślając się, do czego on zmierza.- Kiedy przejdę na emeryturę musi mnie ktoś zastąpić. Najlepsza będzie moja jedyna córka. Rozumiesz chyba? Masz studiować architekturę i zastąpić mnie.
-Ale to jeszcze ze trzydzieści lat...
- Nie do końca. Musisz w przyszłości wiedzieć, co zrobić, jak poprowadzić moją firmę. Dlatego teraz, to znaczy za dziewięć dni polecisz z nami do USA, tam skończysz studia i odbędziesz praktyki w nowej aczkolwiek rozwijającej się firmie FOX&C-IP* Oczywiście weźmiemy ze sobą Vervadę, a Sophie będzie mogła cię odwiedzać.
-Nigdzie nie jadę!- oznajmiłam wysokim głosem.- Zostaję tutaj.
Ojciec złapał mnie za ramiona.
-Nie masz nic do gadania, Sydney. Jesteś moją córką i zrobisz, co ci każę!
-Puść mnie!!!- pisnęłam i bliska płaczu wybiegłam z pokoju i, mijając po drodze Nialla, wybiegłam z domu.
---Niall---
Sid poszła z tatą do sąsiedniego pokoju, a ja rozsiadłem się na kanapie. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy doszła do nich mama Sid. Zżerała mnie ciekawość. Co mogło się stać? Sydney na pewno mi potem wszystko opowie, ale zanim skończy rozmawiać z rodzicami, ja tu się zanudzę na śmierć.
Hmm, pomyślałem, skoro Sid i tak mi powie o co chodzi, to na pewno by się nie obraziła, gdybym od razu usłyszał o czym mówią. Oszczędziłoby jej to późniejszego tłumaczenia.
Stanąłem przy drzwiach od pokoju, do którego weszła i przystawiłem doń ucho. Wszystko doskonale usłyszałem...
Przecież ona nie może wyjechać!
Martwiłem się nie na żarty, ale nie miałem czasu na dalsze rozmyślania, bo Sydney omal mnie nie stratowała z impetem otwierając drzwi i wybiegając z domu.
---Sydney---
Nie patrząc za siebie pobiegłam prosto na padok, gdzie pasły się wszystkie konie z naszej stajni. Wyszukałam wzrokiem moją Vervę i wskoczyłam na jej śliski, pozbawiony siodła grzbiet.
 Łąkę dowypasu koni ogradzało wysokie na dwa metry, drewniano-metalowe, twarde jak kamień ogrodzenie. A ja skierowałam klacz prosto na nie. Kątem oka dostrzegłam przerażone spojrzenia, sparaliżowanych ze strachu (najpewniej o mnie) rodziców i Nialla. Zdawali się mówić: ,,Przecież ona tego nie przeskoczy, konia zabije na miejscu, a siebie poważnie uszkodzi."
Nie muszę więc chyba mówić, że Vervada wszystkich zadziwiła z wielką elegancją, dumnie przeskoczyła ogrodzenie, wydostając się na otwarty obszar. Kazałam jej biec cwałem przed siebie. Odwróciłam głowę, by wykrzyknąć, że nigdy nie wyjadę z Anglii, ale w tym momencie moja klacz zarżała przerażona, rozpaczliwie próbując skręcić, na co jej nie pozwalałam dosiadem. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wielki dąb, od którego przy takim tempie dzieliło nas kilka sekund. Vervada skręciła na mój sygnał, ale ja ześliznęłam się jej z grzbietu. Poleciałam prosto, zostawiając konia i najpewniej uderzyłam w to drzewo. Chociaż nie byłam pewna. Wzrok zastąpiła mi czarna plama i nie mogłam się poruszyć, nic nie czułam. Złamałam kręgosłup! Taka była moja pierwsza myśl. Na drugą już nie miałam czasu, bo straciłam świadomość.

*C-IP- wymyślony przeze mnie skrót słowa CopartnershIP (Spółka), mój angielski odpowiednik polskiego skrótu S-KA

sobota, 1 września 2012

Rozdział 13 cz.1

---Liam---
Aż mnie zwijało z zazdrości. Przyszła ze mną a teraz Harry nie odstępuje jej na krok! A ta salsa.. Sam chciałbym z nią tak kiedyś zatańczyć... odeszła do mnie jakaś dziewczyna i poprosiła o taniec. Zgodziłem się. A co miałem zrobić nie wyrwę Harry'emu z rąk Sophie mówiąc że teraz moja kolej. Aż kuło kiedy patrzyłem na ich ukradkowe spojrzenia. O nie Hazzo! Tak ławo się nie dam... Jeszcze się przekonasz. Tańczyłem z tą dziewczyną wolnego. Jedak ani na chwilę nie spuszczałem wzroku z Soph.
-A właśnie nazywam się Danielle Peazer.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Liam Payne.-odpowiedziałem jej szczerząc zęby. Starałem się żeby to wyglądało naturalnie.Odwróciłem na chwilę wzrok szukając Soph. Zniknęła! Grr Harry oberwiesz jeszcze..-dasz mi swój numer?-zapytałem się jej. Owszem zakochałem się w Sophie, ale co to już zabawić się mi nie wolno?!
-Jasne!
---Harry---
-Harry duszno tu.. Możemy na chwilę wyjść do ogrodu?-szepnęła mi Sophie do ucha.
-Oczywiście-Wyprowadziłem z willi. Dziewczyna chyba nie zauważyła schodów. Potknęła się i poleciałaby głową na ziemie ale na szczęście zdążyłem ją złapać. Dziewczyna objęła mnie za szyję. Wisiała tak teraz zdana na moją łaskę. Spojrzałem jej w oczy. Schyliłem głowę. Dotknąłem ustami jej szyi. Dziewczyna zadrżała. Jeździłem wargami w górę i w dół a później pocałowałem ją  delikatnie w szyję...
-Hej Harry...AAA ON JEJ WYSYSA KREW! ZABIERZCIE TEGO WAMPIRA!-usłyszałem krzyk. Sophie wystraszona puściła moją szyję. Straciłem równowagę. BUM! Spadłem na schody a dziewczyna na mnie. Sturlaliśmy się po schodach lądując na samym dole dziwnie zaplątani.
---Louis---
Wyszedłem za nimi na dwór zapytać Harry'ego czy będziemy się już zbierać. Ale zamiast nich zobaczyłem na  schodach wampira który przyssał się do szyi jakiejś dziewczyny(było ciemno więc Lou nie widział ich  zbyt dokładnie)trzymając ją na rękach. Dziewczyna zaraz umrze. Wydarłem się ile sił w płucach. Wtedy wampir stracił orientację. Sturlał się z nią na sam dół tworząc wspaniałą plątaninę rąk i nóg.
-Lou co się stało? Jaki znowu wampir?!-z budynku wypadła Monica którą ze sobą tu zabrałem.
-Tam! Lepiej uciekaj nie chcę żeby cię zjadł!-odpowiedziałem pokazując na plątaninę.
-Ty idioto! Oślepłeś?! To Harry i Sophie-dziewczyna załamała ręce-Z tobą jak z dzieckiem mój panie marchewko!-Monica zbiegła na dół im pomóc Zaraz co?! Harry i Sophie? Przyjrzałem się dokładniej.. Ale ze mnie dureń. Również dołączyłem się do pomocy. Wreszcie oboje wylądowali na swoich nogach. Tylko ręka Harry'ego jakoś tak dziwnie zwisała.
-LOUIS TY DEBILU! A co jeśli coś by się jej stało?!-wydarł się Harry.
-Daj  spokój Hazza.. Zasłoniłeś mnie własnym ciałem. Nic mi nie jest. Ale co z twoją ręką?-uspokoiła go Sophie. Harry próbował ruszyć nadgarstkiem. Nic z tego nie wyszło. Skrzywił się z bólu.
-Trzeba jechać do szpitala. Pewnie jest złamana. Daj kluczyki od twojego samochodu. Ja prowadzę-powiedziała Sophie obejmując chłopaka.
-Jadę z wami. To moja wina przepraszam.-powiedziałem zawstydzony.
-Lou czy ty myślisz? Wampiry nie istnieją!-powiedziała Monica czule na mnie spoglądając.
-A pamiętasz jak wczoraj oglądaliśmy razem ,,Wywiad z wampirem" przestraszyłem się że to może nie być tylko fikcja!-powiedziałem przekonany o mojej racji
-Oj Lou!-powiedzieli wszyscy na raz wywracając oczami.
-No dobra jedźmy już do tego szpitala!-powiedziała Monica
-------------------------
Nowa bohaterka:
Danielle Peazer-Ma dziewiętnaście(tak wiem odmłodziłam ją trochę ale tak będzie lepiej) lat. Taniec to jej hobby. Jest wesoła, miła i serdeczna. Przyjaciele zawsze mogą na nią  liczyć. Idzie na ten sam uniwersytet co Liam, Sophie i Harry.

No tak :) Ja już po powrocie z Kalwarii Zebrzydowskiej. A co tam robiłam zapytacie? Byłam na Oazowej pielgrzymce autokarowej. Spotkałam ludzi z rekolekcji ogólnie zaciesz :DD Tylko padał deszcz a było pełno ludzi. Mieliśmy mszę na polu. Ja i reszta Niedźwiadków(Byłam na rekolekcjach w Niedźwiedziu [miejscowość niedaleko Mszany Dolnej] i wszyscy się tak nazywaliśmy)  staliśmy na dróżkach. W momencie komunii świętej ja i mój przyjaciel schodziliśmy z górki by dotrzeć do księdza. I wtedy(jak to już ze mną bywa) poślizgnęłam się i wywaliłam prosto na plecy. Ale moi znajomi mieli polew. W sumie to ja też miałam i chyba dlatego pomysł akcji z dzisiejszej notki ;) Miałam wspaniały dzień(aż do kiedy nie zobaczyłam mojego chłopaka podczas powrotu :( Pozostało wiele niewyjaśnionych spraw) Raaany po co ja wam o tym wszystkim piszę? Idiotka ze mnie pewnie już zasypiacie prze ze mnie. ;P
Dzięki za komcie i proszę o więcej :* wybaczcie mi za ten nieogarn! Mam jakąś zrąbaną psychikę!! Pa moje wy niedźwiadki!



Rozdział 12 cz. 2

---Sydney---
Sophie wciąż tańczyła z Harrym. Śmiać mi się chciało widząc minę Liama zjadającego ich spojrzeniem. Nad ranem wymknęłam się z imprezy, zostawiając tam Nialla. Chciałam pobyć chwilę sama. Dosiadłam Vervady i ruszyłyśmy powoli, stępem. Nie chciałam znów gnać na złamanie karku. Tym razem ani nikt do mnie nie strzelał ani nie czekał na mnie chłopak, który myśli, że jestem w niebezpieczeństwie.Chłodne, rześkie powietrze pieściło mi twarz. Która godzina, trzecie, czwarta? Mimo to już było prawie całkiem jasno. Jedyną oznaką wczesnej pory był jedynie brak ludzi.  Verva szła skrajem ulicy, a tylko czasem minął nas jakiś samochód, pieszych w ogóle nie widziałam. To dobrze. Nie muszę jechać lasem, gdzie może być niebezpiecznie o tej porze (nie mam ochoty znów być porwana), a mogę mieć święty spokój. Dotarcie do domu zajęło mi chyba ze trzy godziny. Na zegarze jest 6:45. Nie ma sensu już się kłaść. Dom jest pusty. Moi rodzice, którzy mieli zostać u nas tydzień lub dwa gdzieś wybyli, a Soph jeszcze nie wróciła. Poszłam do stajni i oporządziłam nie tylko moją klacz, ale również Wintera. Co mam teraz robić? Jazdy konnej mi na razie wystarczy, spać nie zamierzam, głodna nie jestem (zjadłam trochę na przyjęciu), a co mogę zrobić sama wcześnie rano? Włączyłam komputer, na którym zaległ już kurz. Ostatnio używałam go dobre kilkanaście tygodni temu. Jak potrzebowałam czegoś na szybko (np. do szkoły) używałam komórki albo tabletu. Na zwykłe granie nigdy nie miałam czasu. Zaczęłam grać w Sims 3.
Nie wiem ile czasu minęło, kiedy za oknem zobaczyłam jakiś blask, chyba reflektory samochodu. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam nasz (mój i Sophie) trailer* ciągnięty przez samochód osobowy Sophie. Z tego wszystkiego nie zauważyłam jego braku. Wyszłam na zewnątrz. Z samochodu wysiedli moi rodzice.
-Jak się czujesz, Sid?- spytała mama.
A jak mam się czuć? Normalnie. Co oni kombinują? Oczywiście nie powiedziałam tego głośno. Uśmiechnęłam się i standardowo** odpowiedziałam
-Dobrze.
-Mamy coś dla ciebie- oznajmił tata z taką dumą jakby mi właśnie mówił, że sam zdobył Mont Everest.
Opuścili klapę przyczepy i zobaczyłam (co prawda zad, ale go poznałam) tamtego palominego wolkera, którego tak bardzo chciałam mieć. Uściskałam ich i zaczęłam dziękować. Zaprowadziłam konia do stajni i spytałam, skąd oni go wzięli w tak krótkim czasie.
-Kupiliśmy go od rodziców tej biednej dziewczynki. Za więcej niż koń jest wart, ale należało im się. Sprzedali go bez problemu i powiedzieli, że ma na imię Oksford, bo ich córka chciała tam studiować za 5 lat. W końcu stracili jedyne dziecko.Policja obiecała sprowadzić go statkiem do Lowestoft, a my musieliśmy tylko po niego pojechać.
-Sophie dała nam kluczyki do swojego auta- kontynuował tata- ale nie wiedziała po co nam samochód ani że bierzemy przyczepę.
Uśmiechnęłam się. Czemu tak jest, że dostaję zawsze to, czego chcę? Oczywiście nie narzekam, ale rodzice cały czas zachowywali się jakoś dziwnie. Wyglądali jakby mnie chcieli przekupić albo coś w tym rodzaju. Cóż, pożyjemy, zobaczymy, a teraz dzwonię do Soph. Nie powiem jej od razu o koniu. Niech wreszcie wróci do domu i sama go zobaczy...


*Trailer- [tu] przyczepa do przewozu koni. To zdjęcie przyczepy dziewczyn:
 ** W Anglii i Ameryce (i w ogóle w krajach anglojęzycznych) na pytanie How are you? [Jak się masz?] istnieje jedna standardowa odpowiedź: I'm fine. [dobrze/w porządku]. Zawsze się z tego śmieję, bo Polaka zapytać ,,Co u ciebie?" To zacznie narzekać: a, bo w pracy ciężko, mało płacą, a haruję za dwóch, a z żoną/mężem się kłócę, dzieci mi wchodzą na głowę itp. itd. A anglik zawsze ma się dobrze. Taki optymistyczny naród. (((-;

Nowy bohater:
Oksford- (Sid zbyt dużo o nim nie wie, więc napiszę tyle, ile się dowiedziała) Palominy (inaczej izabelowaty) ogier rasy tennessee wolking horse (in. tennessee wolker). Łagodny konik, który pomógł Sydney uciec od porywacza, tym samym ratując jej życie.

-------------------------------------
 Bardzo krótki wyszedł mi ten rozdział, wiem, ale jakoś nie miałam weny. W następnym moim rozdziale dowiecie się, co kombinowali rodzice Sydney. Chętnie bym wam coś podpowiedziała, co do przyszłej notki, ale nie mogę, bo wtedy już nie byłaby taka ciekawa. (;. Następny rozdział dodam w piątek albo w sobotę. Może uda mi się wcześniej, ale za bardzo bym na to nie liczyła. ): Cóż... Szkoła wzywa...
A ten rozdział, chociaż skromny, bardzo chciałabym zadedykować obserwatorom. Są to:  Paylina, DirectiionersForeveer, Madziulka, lumondra12 xx, Zulcia112 i Rika-chan ♥. Tysiąc krotne dzięki i oby było Was więcej. (: