niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 31 cz.1

--Harry--
Wróciłem do domu. Drzwi były otwarte więc wszedłem do środka zamykając je za sobą.
-Jestem!-krzyknąłem. Nie dostałem odpowiedzi. Dziwne. Soph jeszcze śpi?  Zwykle nie śpi aż tak długo... Wbiegłem po schodach zostawiając wcześniej zakupy w kuchni. Wszedłem do sypialni mając zamiar poinformować ja, że pora wstawać. Przystanąłem w progu. Co to ma być?!  W sypialni walały się porozrzucane przedmioty. Sophie nie było... Gardło ścisnęło mi się ze strachu. Zbiegłem na dół i zacząłem jej szukać. W salonie też bałagan, a w garderobie pustki. Zacząłem coraz bardziej wpadać w panikę. Wtedy usłyszałem otwierane drzwi wejściowe. Już myślałem, że to Soph i odetchnąłem z ulgą. Pobiegłem wypytać się ją o ten bałagan. Przystanąłem zdziwiony w korytarzu.
-Kim jesteście?-zapytałem w szoku widząc parę obcych ludzi.
-Jesteśmy detektywami-powiedziała kobieta pokazując mi dokumenty.
-W jakiej sprawie tutaj przyszliście?-zapytałem nieufnie
-Sophie Colens...Została porwana-powiedział wysuwając się naprzód mężczyzna
-Co?!-nie mogę w to uwierzyć! Nie to kłamstwo- Z jakiej racji mam wam uwierzyć? Nie znam was!
-Opowiemy panu wszystko-powiedziała. Chyba tylko z szoku zaprowadziłem ich do jadalni.
-A więc?-z chwili na chwilę coraz bardziej się bałem.
-Jakiś czas temu zostaliśmy wynajęci przez Sydey Fox. Mieliśmy pilnować panny Colens. Obserwowaliśmy ją...Was. Chodziło o Josha. Jej byłego chłopaka. Sydey obawiała się o nią. Stąd wiemy, że została porwana. Obserwował ją...
-To dlaczego została porwana? Jeśli nas śledziliście? Jej! Sydney się postarała-zaśmiałem się ironicznie-Jeśli daliście ją porwać to znaczy, że jesteście beznadziejni. Radzę znaleźć inny zawód. A teraz wynocha!
-Ale..
-Nie ma ale! Won albo wezwę policję. Nie pozwoliłem wam nas śledzić ani wejść do domu! SIO!-krzyknąłem. Zaczynało się ze mną dziać coś złego. Wstali i wyszli. Poszedłem za nimi. Zamknąłem dom wychodząc.
-A i jeszcze jedno! Nie pozwalam wam mnie śledzić. A już tym bardziej Sophie! Jeśli złamiecie zakaz powiadomię policję. Sam ją znajdę!-Odjechali baz słowa. Też mi detektywi! Postanowiłem się przejść.  Pomyślę jak znaleźć Sophie...
--Sophie--
-Oto... Twój nowy dom!-powiedział z uśmiechem Josh. Weszliśmy do mieszkania w jakiejś starej Poznańskiej kamienicy. Było prawie puste. W każdym pokoju tylko kilka podstawowych mebli.
-Nie cieszysz się?
-Uhm oczywiście-mruknęłam. Przez tę podróż strasznie zgłodniałam. Ciekawe czy znajdę tu lodówkę? Skierowałam się do pomieszczenia zwanego kuchnią. O jest lodówka! Otworzyłam ją. I nic. Kompletne pustki tylko napoje z promilami. Ktoś tu nie zrobił zakupów.
-A zapomniałem wspomnieć. Twoim obowiązkiem będzie sprzątanie, gotowanie i chodzenie na zakupy.
-Moim? Ale pieniądze..
-Cicho bądź dziwko! Wziąłem kasę z twojej starej posiadłości. Nie zabraknie nam
-Nie jestem dziwką! Nie mów tak do mnie-syknęłam na niego. Widocznie wyprowadziłam go z równowagi. Mocno uderzył mnie w twarz. Z mojej wargi poleciała krew. Odsunęłam  się od niego.
-Jeszcze nie jesteś, ale będziesz w najbliższym czasie. A teraz jazda na zakupy!-wbił mi dwa banknoty. Po sto...złotych.
-A gdzie jest sklep?-zapytałam. Wywrócił oczami
-Dwie ulice stąd. Przejeżdżaliśmy obok niego. Idź już
--Jakiś czas później--
Chodziłam zamyślona z wózkiem po sklepie. Co jakiś czas  wyjmowałam niezbędne produkty z półek i wsadzałam do wózka. Sklep był jakimś małym supermarketem. Zamyśliłam się i wjechałam na kogoś wózkiem.
-Przepraszam bardzo-powiedziałam po Polsku
-Nic się nie stało-odparł uśmiechając się zabójczo przystojny chłopak. Woa... -Co Ci się stało?-spojrzał zdziwiony na moją  spuchniętą wargę.
-To nic... Nie ważne. Na imię mam Sophie a ty?
-Maciek. Zawsze tak się dogadujesz z obcymi?-zaśmiał się serdecznie
-Nie, ale mam przeczucie że mogę Ci ufać. Nie wiesz może gdzie jest najbliższy kościół z dobrym chórem?
-Tak wiem. Tak się składa, że jestem w tym dobrym chórze-mrugnął do mnie. Wyglądał na wesołego-Daj mi numer to napiszę kiedy jest próba i gdzie się spotkamy żebym cię zaprowadził-dałam mu numer.
-Dzięki-powiedziałam z uśmiechem
-Chyba nie jesteś z Polski prawda?
-Prawda. Urodziłam się i żyłam do niedawna w Anglii. Ale kiedyś przez parę lat mieszkałam z rodzicami w Polsce. Więc całkiem dobrze umiem język
-Zdecydowanie. Ja muszę już iść do kasy. Do zobaczenia!
---W mieszkaniu Josha---
-Wróciłam-powiedziałam głośno. Podszedł do mnie
-Świetnie! Ja zaraz będę wychodzić. Wrócę może nad ranem.
-A gdzie idziesz?-zapytałam z ulgą.
-Nie interesuj się! Ale zanim wyjdę... Wyświadczysz mi małą przysługę-coś w jego uśmiechu sprawiło, że odruchowo się cofnęłam upuszczając torby.
-Uciekasz? To bez sensu. Dla ciebie już nie ma ratunku-przyparł mnie do ściany i zaczął całować po szyi. Przełknęłam ślinę stojąc sztywna i spięta. Zaprowadził mnie trzymając mocno za nadgarstek do salonu. Zaczął zdejmować spodnie. Zakręciło mi się w głowie
-Chyba nie chcesz...-zaczęłam przestraszona. Wtedy złapał mnie za włosy i popchnął na podłogę. To bolało!
-Masz mi zrobić loda-syknął z chytrym uśmieszkiem, zdejmując resztę dolnego ubioru.
-Nie, błagam-odwróciłam wzrok od jego nagości. Tego widzieć nigdy nie chciałam. Ponownie złapał mnie za włosy. Przyciągnął moją głowę do t-e-g-o. Próbowałam się wyrwać, ale był za silny
-Zamknij się! Sama wydałaś na siebie wyrok. Pamiętaj o swoich bliskich. A teraz do roboty!-wepchnął mi na siłę do ust swojego penisa. Z moich oczu pociekły łzy. To straszne, ale muszę. Dla Harry'ego, Sid, Monicy i innych. Zaczęłam robić to co mi kazał. Po jakimś czasie poczułam lepką substancję rozlewającą się  w moich ustach. Josh wyglądał na usatysfakcjonowanego. Wyciągnął z moich ust penisa. Już chciałam wypluć jego świństwo, ale mi przeszkodził.
-Masz połknąć-zmrużył złośliwie oczy-Już!
Niechętnie zrobiłam co kazał. Ohydne. Zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Wyszedł! Zebrało mi się na wymioty. Niepewnie wstałam i podążyłam na trzęsących się nogach do łazienki. Nachyliłam się i długo wymiotowałam. Kiedy skończyłam spłukałam wodę. Zaczęłam płakać. Usiadłam na podłodze zwijając się w kłębek. On ma rację... To koniec. Łzy płynęły coraz gęściej. Dotknęłam wisiorka z literą H. Jak ja bym chciała żeby on tu teraz był!
--Harry--
Holera jasna! Czuję, że ona mnie potrzebuje. A ja nie mogę nic zrobić! Gdzie jesteś Sophie? Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Dawno nie paliłem... Ale teraz muszę! Łzy poleciały z moich oczu. Obyś tylko żyła moja mała. Nie! Ona na pewno żyje! Szedłem dróżką obok naszego domu. Wtem coś przykuło moją uwagę. Krew na liściach jakiegoś krzaku. Ostrożnie rozsunąłem krzewy.
-Louis!-wrzasnąłem. Chłopak leżał twarzą do ziemi cały zakrwawiony. Sprawdziłem puls. Serce bije, ale ledwo. Wyciągnąłem komórkę i wezwałem karetkę.
-Trzymaj się Lou, pomoc już jedzie!
---------------------
No i jak?
Bo moim zdaniem kiepski.

Wiecie co? Nie ogarniam chłopaków -,- a oni mówią, że to my jesteśmy dziwne


2 komentarze:

  1. O ŁaŁ :O
    Nie przepadam za tymi zboczonymi fragmentami, ale bloga bardzo lubię :)
    Czekam na nastepny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow,super,super :) Tylko proszę żeby zakończenie (jak najpóźniej - ma być dłuugie opowiadanie:) ) był szczęśliwe i ten cały Josh żeby dostał nauczkę. :) Blog wspaniały !! ♥

    OdpowiedzUsuń