piątek, 23 listopada 2012

Rozdzial 24 cz. 2

---Niall---
Rano Sydney wzięła się za mycie Vervady. Niestety klacz bardzo się wierciła, w końcu nigdy nie lubiła wody. W pewnej chwili wytrąciła węża z reki swojej pani. Woda trysnęła w gore nim dziewczyna zdążyła zapanować nad sytuacja. Pod koniec tej ,, końskiej" kąpieli Sid była bardziej mokra niż Ver.
Stałem w drzwiach stajni i miałem z niej niezłe zbity.
-Tooo...-zacząłem rozbawiony- przypomnij mi, kto kogo tu kąpie?
-Bardzo śmieszne - rzuciła we mnie gąbką i kichnęła -Dlatego właśnie nigdy jej nie kąpie. Ale przed zawodami musi jakoś wyglądać... Chcesz to sam spróbuj!
-Przecież już jest czysta- zaśmiałem się.- A poza tym muszę iść. Spotkamy się popołudniu na parkurze*. Pa!
Wybiegłem ze stajni, nie pozwalając jej odpowiedzieć.  Wolałem oszczędzić sobie... to znaczy jej, dodatkowych nerwów  Wcześniej rzuciła we mnie gąbka  A teraz? Może użyłaby podkowy... Wolałem nie ryzykować  Do popołudnia jej przejdzie, a nie mogłem powstrzymać się przed żartami.
---Sydney---
Ooch! Przecież zaraz go zabije! Zacisnęłam palce w pięści i odetchnęłam głęboko. Dlaczego ci, których najbardziej kochamy, muszą nas zawsze najbardziej wkurzać? Wiem już, dlaczego jeśli ktoś nas mocno przytuli mówimy, że nas udusi. Poklepałam Vervadę po szyi.
-Poczekaj tu na mnie- oznajmiłam i z większą irytacją dodałam:- muszę się przebrać.
Szybko zmieniłam ubranie i wróciłam do szykowania klaczy.

*          *         *

Po południu przyszedł Harry. Jak zwykle od kilku dni jedynie minęłam się z nim w drzwiach. Poszłam do stajni. Ostatni raz wyszykowałam Vervadę, po czym ,,zapakowałam" ją do ciężarówki. Nie miałam zbyt dużo czasu, więc szybko złapałam cały sprzęt z siodłem włącznie i zapakowałam go do pudełka leżącego obok miejsca kierowcy w szoferce ciężarówki. Już siadłam za kierownicę, ale kiedy wkładałam kluczyk okazało się... że nie mam kluczyków do samochodu. Wróciłam się do domu. Zostawiłam je na stoliku w salonie. Ze zgubą w ręku poszłam do wyjścia, kiedy obok przebiegła Soph. Chyba mnie nawet nie zauważyła. Za nią pędziła jej suczka Tori. Za nimi biegła moja Egri, ale na mój widok olała ich, łasząc się do mnie. Zdziwiony Harry wyszedł chwilę po nich. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Odpowiedział wzruszając ramionami. Sophie ciągle gdzieś pędziła. Nie potrafiła dłużej usiedzieć w miejscu, więc po chwili zaskoczenia wsiadłam do auta.
-Egri!- zawołałam.- Chodź, malutka!
Sunia dumnie wskoczyła do szoferki i siadła na fotelu obok pudełka ze sprzętem jeździeckim. Pogłaskałam ją po łepku i ruszyłam.
---Niall---
Po 15.00 przyjechałem na parkur. Sid jeszcze nie było. Z nudów pokręciłem się trochę po stajni dla zawodników. Na szczęście długo się nie musiałem nudzić. Sydney przyjechała jakieś 10 min po mnie. Odstawiła Vervadę do przygotowanego dla niej boksu. Mogliśmy teraz trochę czasu dla siebie. Ale nie długo... Wyjęła z samochodu siodło i zaklęła pod nosem.
-A niech to! Wzięłam siodło Wintera.
-Co to za różnica?- spytałem lekceważąco.- Soph się nie obrazi, jeśli pożyczysz siodło jej konia.
-Nie o to chodzi... Ono jest do wyścigów. Nie da się w nim skakać.
-Och, niech ci będzie. Pojadę po twoje siodło do domu. Może zdążę.
Pobiegłem w stronę mojego samochodu.
---Sydney---
-Dzięki!- krzyknęłam za nim.
Egri została w samochodzie. Poszłam do boksu Verki i głaskałam ją. Wtedy podszedł do nas jakiś mężczyzna. Odsunął zasuwę i wszedł do boksu. Spojrzał na mnie w sposób który nie bardzo przypadł mi do gustu. Usłyszałam stukot kopyt. To jedna z zawodniczek wyprowadzała swojego konia, przechodząc obok nas. Nieznajomy wyglądał na speszonego. Zaczął głaskać klacz po nosie, ale ona zareagowała na to niezwykle agresywnie. Położyła uszy po sobie i kłapnęła na niego zębami, omal nie odgryzając mu palców.
-Ver!- szarpnęłam ją za grzywę.
Ale właśnie dziewczyna wyszła na zewnątrz i zostaliśmy sami. Mężczyzna rzucił się na mnie i przyszpilił do ściany. Chciałam krzyczeć, ale trzymał mnie za gardło, więc nie mogłam nawet jęknąć. Ucieczka też nie wchodziła w grę. Napierał na mnie całym swoim ciałem, nie dałabym rady się wyrwać.
Vervada zwariowała. Zaczęła stawać dęba i wymachiwać kopytami na oślep. Chciała mnie bronić... Szybko by go powaliła, ale on nie zamierzał się poddać. Szarpnął mną tak, że wyleciałam z boksu i przycisnął do ściany z dala od oszalałego konia. Oddychałam z trudem. Czego on chce?! Czułam się jak w jednym z tych koszmarów, w których chcę krzyczeć, ale nie mogę wydobyć z siebie choćby szeptu.
-Słuchaj uważnie- powiedział mi do ucha, a jego głos brzmiał jak syk węża.- Ani się waż spróbować wygrać. Masz przegrać te zawody. Rozumiesz?
Zmniejszył nacisk na moje gardło.
-Nie mam zamiaru- oznajmiłam.
-Możesz tego pożałować...
-Co? Zabijesz mnie? Śmiało, możesz to zrobić tu i teraz. Nie boję się.
-Moja głupiutka Sid- rzekł przesadnie słodko, a jego oczy błysnęły radośnie, jakby przyszedł mu do głowy nowy pomysł.- Oczywiście, że się nie boisz. Twój los cię nie obchodzi, to oczywiste. Pamiętaj, że zawsze może coś złego się stać komuś innemu- wyjął z kieszeni zdjęcie Sophie.
-Nie waż si ę jej tknąć!- warknęłam i szarpnęłam się.
Zaczęłam kasłać, kiedy mężczyzna mocniej przycisnął mi szyję.
-Siiid!- usłyszałam krzyk Nialla dochodzący gdzieś sprzed stajni.
-Pamiętaj- syknął i, puszczając mnie, wybiegł ze stajni drugimi drzwiami.
W tym momencie zjawił się Niall.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Tak- wychrypiałam i odkalsznęłam, po czym już normalnie spytałam:- A dlaczego ma nie być?
-Jesteś strasznie blada... A ona?- wskazał Vervę.
Odwróciłam głowę. Klacz była cała spocona, po jej bokach aż ciekł pot. Oddychała ciężko.
-Nic jej nie będzie... Chodźmy już. Zaraz rozpoczynają się zawody.

***

Na początku się zastanawiałam, co robić. Gdybym chciała posłuchać tego faceta, bez problemu mogłabym przeszkodzić Vervadzie i pozrzucałaby drążki. Ale w końcu zmieniłam zdanie. Nie dam się zastraszyć, pomyślałam. Parkur przejechałam bezbłędnie. Czas też miałam niezły. Zajęłam pierwsze miejsce. Wtedy zaczęłam się bać nie na żarty. Kilka razy nawet wydawało mi się, że ON mignął mi gdzieś przed oczami, ale na pewno nie był jednym z zawodników. Żeby czuć się bezpieczniej wypuściłam suczkę z samochodu i trzymałam się blisko Nialla, choć zdecydowałam nie mówić mu o tym, co się wtedy stało. Nie spuszczałam też z oka Vervady, bo facet mógłby chcieć ją otruć. W końcu wsiedliśmy do samochodów. Ja jechałam ciężarówką z klaczą, Niall chciał wziąć Egri. Zgodziłam się.
Na drodze przez las zadzwonił mój telefon. Odebrałam. To był Harry.
-Hej- powiedziałam.- O co chodzi?
~Sid... Sophie jest w szpitalu. Ona umiera!
Zamarłam. Od razu pomyślałam, że to moja wina. Nawet nie pomyślałam, żeby rozważyć inną wersję
~Sydney, jesteś tam?
Milczałam.
Całkowicie mnie zamurowało. Samochód przez dłuższą chwilę jechał sam. Wtedy nagle przede mną wyrosło drzewo, potężny dąb. Nacisnęłam hamulec, ale za późno. Jedyne co usłyszałam to pisk opon, a potem huk i przeraźliwe rżenie Vervady. 

*parkur- tor do skoków konnych i (tutaj) miejsce zawodów jeździeckich




                                            Wisława Szymborska
-----------------------
Hej wszystkim!!! I jak Wam się podoba? Szczerze mówiąc to zakończenie wymyśliłam jakieś 3 minuty temu. Do tej chwili odkąd tylko przeczytałam notkę Soph, miałam skończyć w momencie jak Sid odbiera telefon po powrocie do domu. Ale jestem otwarta na nowe pomysły. xD Jeśli macie jakieś pomysły dotyczące mojej bohaterki (nie tylko kontynuacji tej notki, ale ogólnie, tak jak było w mojej poprzedniej ankiecie) to piszcie w komciach albo na maila: Saphirasmok@interia.pl. KAŻDY pomysł wstawię w nowej ankiecie. (: Mam jeszcze kilka pomysłów, ale niedługo się skończą, więc wolę się ubezpieczać na przyszłość. I z góry dzięki za pomoc!

środa, 21 listopada 2012

Rozdział 24 cz.1

--Harry--
Przywitałem się z Soph krótkim pocałunkiem. Nagle dziewczyna popatrzyła się na mnie z olśnieniem w oczach.
-Kiedy Liam mnie pocałował?-zapytała
-Dokładnie tydzień temu z tego co pamiętam-odparłem zdziwiony. Dziewczyna strzeliła faceplam.
-O nie, ale ja jestem głupia!-zawołała i pobiegła gdzieś w głąb willi. Zdziwiony czekałem na nią.
-Muszę szybko gdzieś jechać-powiedziała po paru minutach kiedy przybiegła przebrana już z torebką. Zaczęła szybko ubierać swoje koturny i lekki płaszczyk.
-Gdzie? Myślałem, że spędzimy ten dzień na kupowanie potrzebnych rzeczy na studia-odparłem
-Jadę do Danielle. Jutro to załatwimy. Nie czekaj na mnie. To mi może trochę zająć. Jedź do siebie. Przyjadę tam później. Jakby co to będę dzwonić-szybko odpowiedziała i pogoniła mnie w stronę wyjścia. Szybko zamknęła willę.
-Chyba wezmę ze sobą  Tori-powiedziała z wahaniem.
-No wiesz co? Bierzesz psa a mnie zostawiasz?-udałem urażonego.
-To będzie kobieca rozmowa skarbie. Torii!-po chwili przybiegła suczka Sophie. Zaczęła się do nas łasić. Pogłaskałem ją po grzbiecie.
-No dobrze, ale nie zapomnij o mnie-odparłem
-Jakżebym mogła?-pocałowała mnie w policzek i już biegła do samochodu.
--Sophie--
Byłam już pod domem Danielle. Wysiadłam z samochodu. I nagle ją zobaczyłam.
-Danielle! Nie!! ZEJDŹ W TEJ CHWILI!-wrzasnęłam przerażona. Dan stała na zewnętrznym parapecie okna w trzecim piętrze. Była ubrana cała na czarno.
-Teraz sobie o mnie przypomniałaś?-zaśmiała się zimno-Już za późno.
Nie, nie ,nie! Niech nie skoczy! Wbiegłam przez furtkę do ogrodu.
-Dan proszę Cię nie rób tego!-krzyknęłam parząc się na nią.
-Niby  dlaczego? Moje życie nie ma sensu. Kocham go! Nie rozumiesz?-rozpłakała się i zrobiła krok. Rzuciłam się żeby złagodzić jej upadek. Zrobiłam ślizg modląc się żebym wylądowała w odpowiednim momencie.  Zdążyłam. Zobaczyłam błysk w  momencie uderzenia.
--Danielle--
Myślałam, że to już koniec mojego cierpienia. Leciałam w dół a łzy nadal napływały mi do oczu. Tak teraz to skończę. Jednak zamiast twardego, zimnego betonu poczułam coś miękkiego i ciepłego. W tej chwili usłyszałam trzaski. Dwa z nich pochodziły z mojego ciała. Wrzasnęłam. Bój mnie przytłoczył. Do ust napłynęło coś ciepłego. Po wypluciu okazało się, że to krew. I wtedy zorientowałam się na czym leżę, albo raczej na kim. To wyjaśniało resztę trzasków.
-O mój Boże! Soph! Sophie!-krzyknęłam płacząc. Dziewczyna uratowała mi życie. Być może kosztem swojego. Nie ruszała się. Z jękiem sturlałam się z niej. Zobaczyłam komórkę leżącą obok niej. Kur*a, że też nie pamiętam numeru do szpitala! Postanowiłam zadzwonić do Harry'ego.
~Halo?
-Harry na pomoc! Przyjedź do mojego domu. A po drodze zadzwoń po karetkę!
~Ale... Co się stało Dan? Coś z Soph?!-jego głos stał się paniczny
-Tak z nią i ze mną. Nie mam już siły mówić. Błagam pośpiesz się.
Rozłączyłam się. Oddychałam z trudem. Zwymiotowałam po czym zapadłam w ciemność.
----------------------------
Młahaha :D Piękny moment nieprawdaż?
Przeżywam odpał bo łopan gangam stajl w CAŁEJ szkole <3 proszę więcej takich dni! Cała szkoła tańczy!
Dobra ogarniam się!
Zpraszam na moje nowe blogi!
http://love-why-not.blogspot.com/
oraz
http://lamy-ninja.blogspot.com/

:D dobra kończę paa!



sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 23 cz. 2

---Sydney---
Niall poprosił, żebym została u niego na noc. Nie wiedziałam, co na to Sophie i chłopaki, ale się zgodziłam. Verva biegała po ogrodzonym terenie, trawy miała wystarczająco, dałam jej tylko wody i mogłam zostać. Niall zamknął na klucz drzwi od swojego pokoju, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Chłopaki wrócili nieco przed północą. Siedzieliśmy na łóżku. Któryś z nich nacisnął klamkę, od pokoju blondyna, ale drzwi pozostawały zamknięte.
-Niall, otwieraj- usłyszeliśmy głos Liama.
-Nie mogę, bo...- urwał na chwilę, po czym udawał odgłos kaszlu- chyba jestem... ekh... chory. To może być zaraźliwe. Jutro pogadamy... ekh, ekh.
Zatkałam usta dłonią, powstrzymując śmiech. Z trudem łapałam powietrze.
-A dlaczego koń Sydney pływa w naszym basenie?
Spadłam z łóżka na te słowa. Ver zawsze kochała wodę. Pływała ze mną na grzbiecie nawet w głębokiej, morskiej wodzie. Spojrzałam na Nialla. Jego mina była bezcenna. Wyrwał mi się krótki śmiech, szybko zasłoniłam usta, ale na pewno to słyszeli.
-Co tam się dzieje?- spytał Liam.
Niall znów ,,zakasłał" udając, że mój śmiech to ten sam dźwięk, co jego kaszel.
-To ja...
-A ten huk?
Huk?!, oburzyłam się. Przecież ja nie ważę 100-u kilo!
-To... gitara mi upadła.
Li pomyślał chwilę.
-Miłej zabawy- odparł ze śmiechem.- Oboje. Ale zabierzcie tą chabetę z basenu.
Usłyszeliśmy oddalające się kroki.
Podniosłam się szybko. Miałam ochotę go za to pobić. Nikt nie będzie wyzywał mojego konika.
Niall złapał mnie za rękę
-Daj spokój. Wiesz jaki on jest odkąd dostał kosza od Sophie.
-Ona ma zdecydowanie pecha do facetów-stwierdziłam.- Jeden wyżył się na niej, omal jej nie zabijając, a drugi nienawidzi wszystkiego i wszystkich dookoła. Na szczęście teraz ma Harry'ego. Może wreszcie będą razem!
---5 dni później (30 października)---
Z samego rana wyprowadziłam Vervadę ze stajni. Nie bawiłam się w żadne siodłanie, po prostu jej dosiadłam. Nic mi się nie chciało robić. Zmrużyłam oczy. Pozwoliłam jej kierować. Chociaż pamiętałam jak ostatnio skończyła się moja nieuwaga. W szpitalu na OIOM-ie. Więc teraz co chwilę patrzyłam, czy wszystko w porządku. Jutro będę miała zawody, a dziś muszę poleniuchować. Próbowałam namówić Soph na krótką przejażdżkę, ale zwleczenie ją z łóżka przed 8 rano graniczy z cudem... szczególnie jeśli jest z Harry'm.
Podczas tego samotnego galopu naszło mnie na filozoficzne myśli o życiu. Dlaczego jeszcze żyję? Przecież mogłam ostatnio zginąć... i mieć święty spokój! To zaczyna się robić nudne... Wbrew pozorom byłam ciekawa wszystkiego i bardzo łatwo się nudziłam. Wolałam już chyba być porwana niż tak się nudzić. Odkąd wróciłam z USA każdy dzień wyglądał prawie tak samo: rano przejażdżka, potem spotkanie z Niallem, a na koniec z nudów szłam spać tak wcześnie, że budziłam się wcześniej niż słońce, całkowicie wyspana i jechałam do lasu. Chociaż z drugiej strony... Sophie ciągle mi przypomina, że mam się cieszyć tym, co mam. Ale już nie potrafię... Muszę sobie załatwić jakąś rozrywkę. Może gdzieś wyjadę? Później o tym pomyślę. A teraz wio! Kazałam Vervadzie przyspieszyć. Zawróciłam do domu. Szybko zostawiłam klacz w stajni i poszłam do domu. W drzwiach minęłam się z Harry'm. Weszłam do salonu.  Stała tam Sophie. Też szykowała się do wyjścia z domu.
-Sydney- powiedziała- dobrze, że jesteś. Trzeba posprzątać w stajni.
-Powodzenia- usiadłam na fotelu sięgając po pilota od telewizora.
-Samej mi się nie uda...
-Dasz radę.
-Sid!
Roześmiałam się. Od samego początku chciałam jej pomóc, zresztą sama widziałam w jakich warunkach są konie, ale nie mogłam się powstrzymać.
-Przecież żartowałam!
Poszłyśmy do stajni. Wiedziałam, że z tego sprzątania nie wyjdzie nic dobrego. Zawsze kiedy sprzątamy razem, kończymy z gorszym bałaganem niż zaczynamy. Ale skoro tego chce...
Zaczęłyśmy przerzucać widłami brudne siano z boksów na taczki (wszystkie konie puściłyśmy na pastwisko). Na początku robiłyśmy to powoli, potem coraz szybciej aż w końcu zaczęłyśmy się ścigać. Wykładając nową słomę za szybko ruszyłam ręką, wysypując wszystko na Soph. Zrobiłam to przypadkiem i chciałam ją przeprosić, jednak nie zdążyłam, bo Sophie złapała garść siana i rzuciła we mnie. Otrząsnęłam się.
-Co ty robisz?!
-Odpłaciłam ci się- odpowiedziała.- A to- rzuciła we mnie kolejną garść- za twój głupi żart!
Teraz nie zamierzałam przepraszać. Po prostu zrobiłam to samo, co ona mi. W końcu zaczęłyśmy rzucać w siebie, biegając po całej stajni. Minęło prawie półgodziny, gdy skończyła nam się słoma... Tak jakby. Była porozrzucana po stajni, a nawet w domu. Wiedziałam! Wiedziałam, że to się tak skończy! Teraz to dopiero zacznie się sprzątanie.
-Zostaniesz tu?- spytałam.- Ja posprzątam w domu i na zewnątrz.
-Zostawiasz mnie?- Sophie mówiła z udawanym oburzeniem.- Z tym bałaganem?
-A kto zaczął to wszystko?
-Może ja?
-Tak! Nie chciałam w ciebie rzucić, ale ty nie dałaś mi dojść do słowa.
-Jasne, dam sobie radę.
Wyszłam ze stajni. Zdążyłam ujść zaledwie kilka kroków, kiedy usłyszałam krzyk przyjaciółki:
-Sid!!!
Szybko pobiegłam z powrotem. 
Sophie kucała w kącie boksu, płacząc.
-Wszystko OK?- spytałam.
-On... on tu jest- wyjąkała.
Szybko wyjrzałam przez drugie drzwi od stajni. Nikogo nie zauważyłam. Wróciłam do Soph.
-Nikogo nie ma- oznajmiłam.- Co dokładnie widziałaś?
- On tu był! Ten morderca! Mój krzyk go spłoszył. Nie wierzysz mi?
-Może po prostu... ci się wydawało. Nie zrozum mnie źle, ale ostatnio wiele przeszłaś. Omal nie zginęłaś. W takich wypadkach często ludzie... mają wrażenie, że ten ktoś wrócił.
Naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Natychmiast tu przybiegłam. Żeby zniknąć musiał by dobiec do lasu. Od stajni do pierwszych drzew jest jakieś 3 minuty drogi szybkim marszem, a poza tym Harry dostał od Soph klucze od posesji i zamknął za sobą furtkę na klucz. Przeskoczenie jej zajęłoby kolejną minutę.
-Chcesz powiedzieć, że zwariowałam?!
-Nie! Nie... Może powinnyśmy kupić psa?-zaproponowałam.- Czułabyś się bezpieczniej.
Już dawno o tym myślałam. Zawsze chciałam mieć jakiegoś dużego psa.
Zadzwoniłam po chłopaków- Nialla i Harry'ego. Przyjechali szybciej niż myślałam.
-Ty- wskazałam Harry'ego...- zostajesz z Sophie.
-Z przyjemnością- loczek objął ją w pasie.
-... a ty- powiedziałam do blondyna- jedziesz ze mną do hodowli psów.
-Oczywiście- Niall wziął kluczyki samochodowe od Harry'ego.- No to jedziemy.

*          *          *

-Może weźmiemy dobermana- powiedział Niall. Już siedzieliśmy w samochodzie.- Albo jeszcze lepiej- rottweilera. Nikt wam nie podskoczy.
-Fajny pomysł- odpowiedziałam- ale myślałam o spokojniejszym psie. Nie wpuszczę takiego psa do koni.
-Jakieś szczególne zamówienie?
-Myslałam o owczarku niemieckim... albo nie. Alzacki. Chcę owczarka alzackiego.
-Było tak od razu- Niall skręcił samochodem- znam świetną hodowlę.
-Tylko, że ja chcę dorosłego. Zanim szczeniak dorośnie minie trochę czasu, a potrzebujemy ochrony już teraz.
-O to się nie martw.
Po 10 minutach dojechaliśmy do hodowli tych pięknych piesków. Porozmawialiśmy z właścicielami. Okazało się, że mają oni dwie półtora roczne suczki z jednego miotu.
Sunie są tak zżyte ze sobą, że nie mogą zostać rozdzielone, a każdy chce jednego psa.
-Żaden problem- oznajmiłam radośnie.- Co dwa psy to nie jeden.
-Weźmiemy je- zakończył Niall.

-----------------------
Rozdział wyszedł mi trochę krótki i nie działo się zbyt wiele, ale na razie nie miałam weny. No... miał się pojawić już wczoraj, ale musiałam przełożyć jazdę konno z dziś na wczoraj. W piątki zazwyczaj włączam komputer ok. 14.00 (jak tylko wrócę ze szkoły), a przez to włączyłam go dopiero po 18.00, więc nie miałam czasu popracować nad notką. ):
Pod koniec rozdziału zamiast opisywać każdą z tych ras psów wstawiłam linki z fotkami. (:




,,Pechowcy całe życie szukają kluczy do szczęścia. Szczęściarze – wszystkie drzwi otwierają wytrychem."

Krystyna Sylwestrzak





poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 23 cz.1

--Sophie--
Po minucie oderwaliśmy się od siebie.
-Wow-szepnęłam. Moje serce biło w dużym przyśpieszeniu. Chłopak nadal mnie obejmował. 
-Zostaniesz moją dziewoją?-zapytał szczerząc się do mnie. Czy ja dobrze słyszałam? Sławny Harry Styles? Najprzystojniejszy chłopak na świecie? A przede wszystkim prawdziwy i troskliwy(długo by wymieniać wszystkie zalety). I to chłopak w którym się bezgranicznie zakochałam prosi mnie żebym została jego dziewoją?
-Oczywiście-odparłam uśmiechając się do niego. Puścił mnie i wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełeczko.
-To dla ciebie cna niewiasto na dowód mej miłości-puścił mi perskie oko. Zaśmiałam się zdejmując wieczko. W środku znalazłam śliczną bransoletkę. Chyba z białego złota. Doczepiona do miej była zawieszka w kształcie litery H. 
-Jest piękna. Dziękuję mój drogi rycerzu-powiedziałam. 
-Może pójdziemy poskakać?-zapytał chłopak. WTF? Jak to poskakać?
-Ym ok-odparłam niepewnie. Widząc moje zdziwienie zaśmiał się 
-Zobaczysz będzie super!
--Harry--
Wysłałem jeszcze wiadomość do Sid o tym, że Soph odzyskała pamięć i ruszyliśmy. 
--Louis--
Dostałem sms's. 
@Hej Lou nie czekajcie na mnie! Wrócę późno :D Idziemy z Sophie poskakać xHarry
Zaśmiałem się. Wiedziałem, że kiedyś ją tam zabierze. W końcu Hazza uwielbia skakać! Nie ma co, ależ to będzie romantyczne! Zachichotałem. A inne atrakcje to po prostu pierwsza klasa!
-Z czego się śmiejesz?-zapytała wchodząc do pokoju Monica. 
-Z Loczka-wyszczerzyłem się. Zamiast do kina z chłopakami przyjechałem tutaj. Do mojej marchewkowej Pani! Usiadła obok mnie na łóżku. To było prywatne ,duże mieszkanie Dziewczyny. Nie pierwszy raz tutaj jestem. W końcu spotykamy się już od jakiś dwóch miesięcy! Monica mnie krótko pocałowała.
-Co zrobił?-zapytała patrząc mi w oczy. Nie mogłem się skupić kiedy tak na mnie paczała.
-Nie ważne-uśmiechnąłem się łobuzersko i zacząłem ją namiętnie całować.
<SCENA EROTYCZNA. NIE MUSISZ CZYTAĆ>
Moje dłonie jeździły po jej ciele. Nasze języki toczyły ze sobą zawziętą  walkę. Popchnąłem ją lekko tak że położyła się na łóżku. Widać też tego chciała bo po chwili zostaliśmy w samej bieliźnie. Zacząłem ją całować po szyi. Dziewczyna jęknęła. Pozbyłem się jej stanika. Nie jesteśmy ludźmi delikatnymi i nieśmiałymi. Zdecydowanie nie. Zacząłem okrążać pocałunkami jej piersi. Zaczynałem tracić nad sobą panowanie. Dziewczyna zręcznie zsunęła ze mnie bokserki. Zrobiła mi najlepszego loda w moim życiu. Coś we mnie pękło. Szybko zsunąłem z niej majtki. Obróciłem ją i zacząłem w nią wchodzić. Dziewczyna jęczała rytmicznie.  Po chwili oboje doszliśmy. Wyszedłem z niej i opadłem na łóżko patrząc jej w oczy.
-Zawsze chciałam przeżyć mój pierwszy raz z kimś kogo naprawdę kocham-szepnęła. Uśmiechnąłem się lekko zszokowany. Pierwszy raz? Nie wierzę!
<ŚMIAŁO CZYTAJ DALEJ :)>
--Sophie--
Weszliśmy do jakiegoś ogromnego niebieskiego budynku z zakrytymi czymś  kolorowym oknami. Wyglądało na to ,że był wielki jak centrum pół handlowego  Harry włączył zasilanie.
-Yyyy! Wow-szepnęłam w szoku.  Wielki plac zabaw dla dorosłych?! Tor przeszkód z różnokształtnych kolorowych poduch poprzyszywanych do ścian, sufitu i podłogi.. Wielka szeroka zjeżdżalnia która wędrowała do basenu z piłkami. Mosty do biegania na czworaka przy suficie. Huśtawki, mniejsze najróżniejsze zjeżdżalnie.
-Jestem w raju!-powiedziałam zachwycona
-Wiedziałem, że Ci się tu spodoba. To tajne miejsce zespołu-zaśmiał się Hazza-To nie wszystko-zaprowadził mnie pod jakieś drzwi. A w środku.. Wielki pokój do skakania! Wszędzie balony wypełnione powietrzem*. Sufi, ściany, podłoga. Wszędzie! Zaczęłam skakać. Okazało się, że świetnie odbijają. Hazza dołączył do mnie. Śmialiśmy się głośno. Genialna zabawa! Czasem warto poczuć się jak dziecko.. Czekały nas długie godziny zabawy!
-Trololololo!-zaśpiewałam śmiejąc się
*Takie jak w tych zamkach dla dzieci do skakania na odpustach :D
----------------------------------------
No siema! ;DD


Tak przy okazji xD Stary filmik, ale nadal mnie śmieszy.
Dzięki za wszystkie komentarze i proszę o kolejne  :**
I jeszcze cudowna nowa piosenka chłopców(link do tłumaczenia, piosenki i tekstu) http://www.tekstowo.pl/piosenka,one_direction,i_would.html
*_* Już kocham!!
Zulcia lamciaaa xD !

piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 22 cz. 2

---Sydney---
Po powrocie z centrum handlowego od razu poszłyśmy spać. Nie miałam siły na nic więcej. Ległam na łóżku w ubraniu. Jutro rano wezmę prysznic, pomyślałam.

*          *          *

Nazajutrz obudziłam się o 7.00. Normalnie powinnam być w szkole, czy raczej na wykładach, ale dzięki moim kochanym rodzicom i ich pomysłom jest już za późno, żebym mogła dostać się na jakąkolwiek uczelnię. A może i dobrze... Rok dodatkowych wakacji mi nie zaszkodzi.
Wstałam niechętnie z łóżka. Sophie chyba jeszcze spała. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w strój jeździecki (zakładając też jego nowe elementy) i wybiegłam z domu. W drzwiach spotkałam się z Harrym. Co on tu robi tak wcześnie rano?
-Może się do nas przeprowadzisz spytałam?- rzuciłam żartobliwie.
Spojrzał na mnie z aprobatą.
-A mogę?
Roześmiałam się.
-Soph jest na górze- oznajmiłam- ale chyba jeszcze śpi.
Pobiegłam do stajni. Dałam wszystkim koniom śniadanie. Zajęło mi to trochę czasu. Sam Marchewka zjadł więcej niż wszystkie pozostałe konie razem wzięte. Westchnęłam cicho. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś, co bardzo lubiłam. Uczucie niezależności, beztroski. Wreszcie nie musiałam się niczego bać. Może Sophie jeszcze nie odzyskała w pełni pamięci, ale wreszcie jesteśmy bezpieczne i mamy święty spokój.
Osiodłałam szybko Vervadę, ze zręcznością zaskakującą jak na to, że tak dawno nie jeździłam konno. Zastanawiałam się przez chwilę, czy mogę tych wariatów zostawić samych razem, a rozważając wszystkie ,,przeciw" zorientowałam się, że śmieję się głośno.
-Dobra, Ver - oznajmiłam.- Jedziemy. Wyjechałam galopem z posesji, zostawiając za sobą otwartą furtkę. Zadzwonił mój telefon gdzieś w kieszeni bryczesów. Zawsze wiedziałam, że jestem wszechstronnie uzdolniona, ale tego nikt w historii jeździectwa nigdy nie widział. Najnormalniej w świecie w pełnym galopie wyjęłam telefon z kieszeni i, jedną ręką trzymając wodzę, wolną ręką odebrałam, przykładając go sobie do ucha. Dzwonił Niall.
-Jak miło, że sobie o mnie przypomniałeś- powiedziałam zamiast tradycyjnego ,,halo".
~Też mogłaś zadzwonić- stwierdził chłopak. 
-Racja... Ale to niczego nie zmienia. Po co dzwonisz?
~Mogłabyś się dziś ze mną spotkać? Mam dla ciebie niespodziankę w ramach zadośćuczynienia.
-Jasne. Teraz jadę coś załatwić, ale będę wolna powiedzmy... za dwie godziny.
~Okay, czekam.

*          *          *

Oczywiście musiałam pojechać i zapisać się na zawody. A poza tym teraz starałam się korzystać z każdej okazji, żeby tylko pobyć samej. Dziwne... Wcześniej dałabym wszystko, by móc być z przyjaciółmi, teraz od nich uciekam. Cóż, wszystko wróciło do porządku dziennego. Ale od czasu do czasu każdy potrzebuje pobyć sam... No może bez ludzi, bo towarzystwo zwierząt mi nigdy nie przeszkadza.
-No dalej!- mruknęłam, gdy Vervada znów (już setny raz dzisiaj) zwolniła z galopa do kłusa.- Widzę, że Sophie pozwoliła ci się rozleniwić. Naprzód!- zachęciłam ją do szybszego biegu.
Im szybciej załatwimy tą sprawę, tym szybciej znów się zobaczę z Niallem, więc nie zamierzałam się godzić na takie zwalnianie. A poza tym na zawodach to jest niedopuszczalne. Muszę ją przed nimi rozruszać.
Przez całą drogę nie mogłam zapomnieć o Niallu. Co on dla mnie ma? Czy to mi się spodoba? Znałam dziewczynę, której chłopak pod pretekstem niespodzianki kazał się z nią spotkać, a na miejscu spotkania zobaczyła go, całującego się z inną. Super oryginalny sposób zerwania... Nie, Niall by czegoś takiego nie zrobił, ale zaraz umrę z ciekawości.
Najszybciej jak się dało zapisałam się na zawody, po czym pełnym galopem pojechałam w stronę willi 1D.
---Niall---
---willa 1D---
Odłożyłem komórkę na stół. To nawet dobrze, że nie może przyjechać od razu, pomyślałem. Spodziewałem się tego, więc zadzwoniłem wcześniej, ale jeszcze nie byłem gotowy. No dobra... nawet jeszcze nie zacząłem się szykować. Na razie wszystko było tylko planem. Najpierw muszę się pozbyć z domu chłopaków. Harry poszedł do Sophie, pewnie nie wróci do wieczora... o ile w ogóle ma zamiar wrócić na noc. Zostało mi jeszcze tylko trzech.
Kiedy wszedłem do salonu właśnie wszyscy oglądali w telewizji powtórkę z naszego ostatniego występu. Stanąłem pośrodku między nimi a 52'' plazmą, starając się zasłonić jak największą część ekranu.
-Nie prześwitujesz- warknął Liam, który zrobił się bardzo wredny po tym, jak Soph go odrzuciła.
-Dobra wiadomość- oznajmiłem.- Właśnie wygraliście trzy bilety na mecz w nogę.
-Żartujesz sobie?- spytał Zayn.- Po pierwsze żaden z nas nie lubi piłki nożnej, a po drugie jesteśmy teraz zajęci. Idź sam jak chcesz.
-Powiedziałem na mecz? Miałem na myśli film. Tak, to bilety do kina.
-A na jaki film?- spytał Zayn zaciekawiony.
-Na dowolny- powiedziałem wyciągając z kieszeni wcześniej przygotowany banknot 100 funtowy. Podałem go chłopakom.- Potem możecie iść jeszcze na pizze, czy gdzieś.
-Super!- Lou łapczywie złapał pieniądze.
Zayn próbował jeszcze coś mówić, ale niemal na siłę wypchnąłem ich z domu.
Malik i Lou wchodzili do samochodu, kiedy Li zatrzymał się i spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Gdzie jest haczyk?- spytał.- Nie wmówisz mi, że dałeś nam stówkę za nic.
-Powiedzieć ci? Po prostu muszę mieć wolny dom. Bawcie się dobrze i nie próbujcie wracać przed siódmą.
Zamknąłem drzwi nie dając mu okazji do odpowiedzi. 
Teraz kwiaty, świece i kolacja, podliczyłem. Pierwsze dwa natychmiast załatwiłem, a kolację musiałem jeszcze zrobić. Jakie menu? Wziąłem do ręki książkę kucharską. Hmm... Krewetki po malajsku będą świetne. Wziąłem się do roboty.
---Sydney---
Jechałam kłusem na Vervie obok drogi prowadzącej z willi One Direction. Wydawało mi się, że w dali widzę porsche Louisa. Nie wydawało mi się. W aucie siedziało 3-ech chłopaków. Zayn pomachał do mnie. Lou, siedzący za kółkiem, po czym dostał ochrzan od pozostałych chłopaków, gdy rozpraszając się, samochód przejechał zygzakiem po ulicy (na szczęście to jest rzadko uczęszczana droga i nie było tam innych osób) omal mnie nie przejeżdżając. Klacz spłoszyła się. Omal nie spadłam, kiedy podskoczyła w górę i ruszyła z kopyta. Chwilę nie miałam nad nią żadnej kontroli, co wystraszyło mnie nie na  żarty. Nigdy nie poniósł mnie koń, a po Vervie najmniej bym się tego spodziewała. Kiedy poczułam, że klacz się trochę uspokoiła zaryzykowałam zwolnienie. Zareagowała natychmiast. Zadowolona skierowałam ją do domu Nialla. Chłopak wyglądał przez okno chyba od kuchni. Nie wyglądał na zachwyconego moim widokiem. Wręcz przeciwnie. Przyjął minę mówiącą: ,,O nie, i jeszcze ona. Tylko nie w tym momencie. Za co?!"
Jego głowa zniknęła w środku, a po chwili zdalnie sterowana brama rozsunęła się. Wjechałam na podwórko. Podjechałam pod dom, a za mną brama się zamknęła. Zgrabnie zeskoczyłam na ziemię. Z domu wyszedł Niall. Ku mojemu zdziwieniu zamiast zaprosić mnie do środka odciągnął mnie od drzwi.
-Masz zamiar zostawić tak konia?- spytał. Widziałam, że wymyślenie mu takiej głupoty zajęło mu kilka sekund. Przecież wiedział, że tak jej nie zostawię.
-Oczywiście, że nie- odparłam.
Rozsiodłałam klacz. Po zdjęciu z niej ogłowia klepnęłam lekko ją w łopatkę. No leć, malutka. Teren był ogrodzony, więc nie musiałam się o nią martwić. Sprzęt położyłam na trawie, a zdjęcie go z konia zajęło mi najwyżej minutę.
-To...- Nial chwilę pomyślał- poczekaj w ogrodzie.
Prychnęłam głośno, ale nie zaprotestowałam. Minęło z dziesięć minut nim zaprosił mnie wreszcie do środko. Śmierdziało tam trochę spalenizną, ale nie zwracałam na to uwagi.
---Niall---
Wrzuciłem cebulę do rozgrzanego oleju i wziąłem się za sparzanie pomidorów. Jeszcze nie skończyłem, kiedy poczułem zapach, jakby się coś paliło. Spojrzałem na patelnię. Zamiast cebuli było na niej tylko kilka węgielków.
-A niech to!
Spróbowałem od nowa z cebulą, a potem podsmażając wszystkie składniki, nie mieszając ich, poszukałem mleka kokosowego. Kiedy przyszedłem z powrotem do patelni olej na niej zaczął się palić. Spanikowany chlusnąłem na to wodę, a płomień buchnął taki, że omal mnie nie dosięgnął. Wtedy pomniałem sobie, że oleju nie zalewa się wodą. Przykryłem go przykrywką, ale niechcący zahaczyłem o nią ręką i patelnia spadła mi na nogę. 
-O kur*- ugryzłem się w język... dosłownie... przed wypowiedzeniem przekleństwa.
Zrezygnowany zadzwoniłem do pobliskiej restauracji i zacząłem wietrzyć w kuchni. Wtedy zobaczyłem Sid. Otworzyłem bramę, ale musiałem coś zrobić. Kiedy koniem zajęła się w minutę postanowiłem wprost kazać jej poczekać. Wszedłem do środka i przygotowałem stół. Kiedy przyszedł posłaniec (Sydney specjalnie zaprowadziłam za dom) zapłaciłem mu i rozłożyłem obiad na stole. Wtedy zaprosiłem Sid.
---Sydney---
Weszłam do salonu. Stół był ozdobiony kwiatami. Dookoła niego stały świece, tworząc świetny nastrój ze względu na zasłonięte zasłony. Na stole rozłożone zostało mnóstwo jedzenia. Niall włączył nastrojową muzykę z magnetofonu. To było cudowne.
Przez godzinę jedliśmy, rozmawialiśmy i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Aż w końcu jakoś szczególnie się do siebie zbliżyliśmy... Zaczęliśmy się całować. Tkwiliśmy tak nierozerwalnie przez całe minuty. Przerywaliśmy tylko, żeby zaczerpnąć powietrza, ale nawet wtedy nie rozłączaliśmy się od siebie. W końcu Niall zaczął ściągać ze mnie bluzkę. Pomogłam mu unosząc ręce, po czym uwolniłam go od jego koszulki. Zaczął majstrować przy zapince od stanika, a ja przy jego rozporku. Wtedy przed oczami stanął mi obraz porywacza, a potem Jacka i tego, do czego MOGŁO dojść. Odskoczyłam do tyłu, nim chłopak odpiął stanik. W locie złapałam bluzkę. Najpierw przycisnęłam ją sobie do brzucha, a potem zaczęłam się ubierać.
-Niall... ja...- zaczęłam.- Nie mogę... Nie jestem na to gotowa...
Bałam się, że nie przyjmie odmowy, ale źle go oceniłam. Skinął głową. Rozumiał... Albo przynajmniej chciał zrozumieć. Nie należy do tych facetów, którzy ,,myślą tylko o jednym". Przytulił mnie.
-Spokojnie, Sid. Wszystko jest dobrze. Kocham cię i zawsze będę. Daj mi znak, jak będziesz gotowa. Do tej pory obiecuję, że nie wrócę do tego tematu. W końcu ,,miłość cierpliwa jest".
--------------------------
Wiem, że nie takiego końca oczekiwaliście. W końcu w ankiecie było jasno zapisane... Ale jakbym wszystko robiła zgodnie z ankietą, to w końcu pisałabym bardzo przewidywalnie. A życie jest pełne niespodzianek! xD
Ale się rozpisałam. Ale chciałam już skończyć tą część, bo na następny rozdział mam inny pomysł i nie chciałabym pisać C.D.N. (:
A Niall nie tylko nie umie prowadzić (kasuje wszystkie samochody). Kucharz też z niego okropny. Ale spokojnie... Nie jest taką kompletną ciamajdą. Oprócz tego, że śpiewa... i nieźle całuje XD ma też wiele innych talentów. Nie pisząc więcej powiem tyle: komentujcie, a tą notkę dedykuję (jak zwykle) Marry Styles, zulci112 i GirlLovesOneDirection. Dzięki Wam, kochane. :*

"Miłość to jest takie coś, czego nie ma. To takie coś co sprawia, że nie ma litości... To tak jakby budować dom i palić wszystko wokół... Miłość to jest słuchanie pod drzwiami, czy to jej buty tak skrzypią po schodach, miłość jest wtedy, jak do czterdziestoletniej kobiety wciąż mówisz Moja Maleńka i kiedy patrzysz jak ona je, a sam nie możesz przełknąć... Wtedy, kiedy nie zaśniesz, zanim nie dotkniesz jej brzucha... Wtedy, kiedy stoicie pod drzewem, a ty marzysz, żeby się przewróciło, bo będziesz mógł ją osłonić."
z filmu ,,Sara" 






niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 22 cz.1

--Sophie--
Szłyśmy pustą ulicą. Obie byłyśmy bardzo zadowolone. Gdy nagle zobaczyłam jego. Stanęłam jak wryta.On szedł w naszą stronę jednak nadal dzieliła go od nas spora odległość.
-Sydney uciekajmy to on!-szepnęłam jej do ucha. Odwróciłyśmy się na pięcie i pobiegłyśmy najszybciej jak umiałyśmy. Spojrzałam za siebie ze ściśniętym gardłem. Został daleko w tyle.
-Musimy się pozbyć zakupów-powiedziałam twardo.
-Co? No dobrze schowajmy je tu-pokazała ciemny róg między budynkami zatrzymując się. Odłożyłyśmy torby z zakupami i biegłyśmy dalej. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Harry'ego.
~Halo?
-Harry na pomoc on nas goni!
~Gdzie jesteście?-zapytał zdenerwowany
-Właśnie skręcamy w ulicę(*)
~Schowajcie się gdzieś. Już jedziemy! Za parę minut będziesz bezpieczna
Rozłączyłam się. Biegłyśmy dalej. O nie! Ślepa uliczka. Nie mogłyśmy zawrócić. Złapał by nas. Mamy przewagę więc nie wie w którą ulicę skręciłyśmy. Zobaczyłam przy jakiejś ścianie stos pudeł.
-Schowajmy się za nimi-szepnęłam. Tak zrobiłyśmy. Nie była to najlepsza kryjówka, ale innej nie było. Zobaczyłyśmy cień na końcu ulicy. Skuliłyśmy się. Po  chwili cień zniknął. Odetchnęłam. Siedziałyśmy w ciszy jakieś   pięć minut. Cień znowu się pojawił. Jednak tym razem nie znikał. Właściciel cienia szedł szybko w naszą stronę.Zaczęłam wychodzić zza kartonów. Sid złapałam mnie za nadgarstek
-Co robisz?-syknęła ze strachem
-To mnie chce. Ty nie powinnaś nawet się tutaj znaleźć. Siedź cicho. I czekaj aż będzie po wszystkim-szepnęłam twardo. Poczułam ogarniający mnie strach, ale musiałam to zrobić. Wyszłam zza kartonów. Na przeciwko mnie skał jakiś mężczyzna z lokami. Zaraz z lokami? Chłopak zatrzymał się widząc mnie. Harry. Pobiegłam w jego stronę a łzy ulgi ciekły mi z oczu. Po chwili byłam w silnym uścisku chłopaka. I poczułam się bezpiecznie. Kontem oka zauważyłam resztę zespołu, którzy właśnie do nas szli.  Nie zwróciłam na nich uwagi. Czułam się jakoś dziwnie.  Cała się trzęsłam i ledwo stałam na nogach. Harry to chyba zauważył. Podniósł mnie. Nie protestowałam. Nie miałam na to siły. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Chłopak zniżył głowę.
-Jesteś już bezpieczna malutka-zamruczał mi do ucha. Pogłaskałam go wewnętrzną stroną dłoni po twarzy.
--Liam--
To koniec. Przyglądałem się im. Mimo, że ona go nie pamięta widać że jest w nim zakochana. A on? Świata za nią nie widzi. Pora odpuścić. Ich łączy coś niezwykłego. I nie uda mi się tego zniszczyć. Widać Sophie nie była mi pisana. Westchnąłem ciężko przymykając oczy.
--Sophie--
--Następnego dnia-popołudniu--
-Gdzie idziemy?-zapytałam chłopaka.
-Tam gdzie wszystko się zaczęło-uśmiechnął się do mnie. Weszliśmy do jakiegoś wielkiego parku. Była już końcówka września. Liście na drzewach przybrały piękne barwy. Uśmiechnęłam się widząc to piękne miejsce. Zeszliśmy ze ścieżki i podążaliśmy dalej trawą. W pewnej chwili chłopak przystanął pod potężnym drzewem. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Wdrapał się na nie i podał mi rękę. Również wspięłam się na drzewo. Usiedliśmy naprzeciwko siebie na grubej gałęzi.
-Tak to właśnie tutaj się poznaliśmy-powiedział z uśmiechem.
-Dość nietypowe miejsce-odparłam również z uśmiechem.
--Harry--
-Bo też nie jesteśmy ,,typowi". A teraz na poważnie-odetchnąłem głęboko. Teraz albo nigdy-Od kiedy Cię poznałem zakochałem się w tobie. Naprawdę nie potrafię myśleć jak moje życie wyglądałoby bez Ciebie. Nawet nie wiesz jak cierpiałem kiedy byłaś w szpitalu-mój głos się załamał-A później straciłaś pamięć. Bałem się..boję się, że przez to nigdy nie będziemy razem. Jednak już dłużej nie wytrzymam. Soph kocham Cię-powiedziałem. Nachyliłem się do niej objąłem ją w tali i pocałowałem. Tak jak jeszcze nigdy. Włożyłem w pocałunek moją tęsknotę, miłość, ból i nadzieję.
--Sophie--
W momencie w którym mnie pocałował zadrżała ziemia. Dosłownie w mojej głowie. Dotyk jego warg wywołał wielką lawinę obrazów. Oddałam pocałunek. Obrazy zalały moją głowę. Latały oszalałe układając się w całość. Czułam jak nadbiegało ich coraz więcej. Zobaczyłam białe światło.
--Harry--
Zemdlała. To chyba nie był dobry pomysł. Trzymałem ją żeby nie spadła. Delikatnie ustawiłem jej głowę tak, żeby krew do niej napłynęła. Zaniepokoiłem się. Po paru minutach napięcia poruszyła się. Ustawiłem ją normalnie nadal obejmując. Powoli otworzyła oczy.
-Harry-szepnęła-Ja wszystko pamiętam. Przepraszam Cię.
-Nie masz za co-odparłem śmiejąc się głośno ze szczęścia.
-Ja też Cię kocham-powiedziała i znowu złączyła nasze wargi
-----------------
Jak to ujęła Zulcia gwałcę przycisk na YouTube. Kocham piosenkę: Kiss You! Jeszcze bardziej niż Little Things. *__* Album Take Me Home zapowiada się niesamowicie!! Inne nowe piosenki też są genialne: Rock Me i They Don't Know About Us

Słuchałyście nowych piosenek??
A tak przy okazji rozdział dedykuję Sydney.F :** Dzięki kochana ^^ już ty dobrze wiesz za co

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 21 cz.2

---Sydney---
Poszłyśmy na duuuże zakupy. Takiej gotówki byśmy nie udźwignęły. Wzięłyśmy ze sobą jedną kartę kredytową, ale za to z 30 tysiącami funtów. Po drodze zaśmiałam się, że chyba idziemy kupić własny jacht. Sophie przyznała, zupełnie na poważnie (przynajmniej tak mi się wydawało), że w sumie to jest niezły pomysł.
-Ale teraz idziemy na tańsze zakupy- zaśmiałam się.
-Czyżby?- Sophie się uśmiechnęła.-Czy lubiłam chodzić na zakupy?
-Czy lubiłaś? Soph, jesteś typowym przykładem zakupoholiczki! Przecież w domu na garderobę masz przeznaczony osobny pokój większy od mojej amerykańskiej sypialni.
Skinęła głową, ale nie wyglądała na bardzo przekonaną. Jej mina mówiła: ,,Nie chcę nic mówić, ale gadasz głupoty." Całkiem zapomniałam, że po pierwsze w połowę tej garderoby zajmowały również moje ubrania, a po drugie przed wakacjami zajęłyśmy się tym. Większość strojów oddałyśmy biednym lub wyrzuciłyśmy (odkrywając, że są za małe, ,,niemodne" lub całkowicie znoszone- z dziurami w dziwnych miejscach). To, co zostało, to  zaledwie pięć szaf ustawionych 4 po dwie w sypialni każdej z nas i jedna duża (z kurtkami i butami) w holu. Nic dziwnego więc, że Soph tego nie pamięta. Muszę skupić się na czymś, co jej wróci pamięć, pomyślałam.
-Może chodź do sklepu jeździeckiego- zaproponowałam. W tej galerii był jeden taki mały sklepik.- Muszę kupić nowe bryczesy. W tych już mam dziurę na tyłku.
Uśmiechnęłam się, ale moja przyjaciółka była wciąż poważna, chyba próbowała rozszyfrować to, co właśnie do niej powiedziałam.
-Bryczesy- wyjaśniłam.- Spodnie do jazdy konnej. Przetarły mi się w pewnych miejscach.
-A tak- odparła zamyślona.- Możemy iść.
Szłyśmy powoli oglądając wystawy wszystkich mijanych butików.  Sophie chyba sobie coś przypomniał, bo zrobiła swoją tradycyjną minę. Nagle odskoczyła w bok jakby ktoś wylał na nią wiadro wrzącej wody. Schowała się za mną, a po chwili namysłu pociągnęła mnie w bok.
Obie upadłyśmy na lśniące płytki budynku. Skuliłam się pod rozbawionymi spojrzeniami gapiów. W końcu podniosłam się, pomagając wstać przyjaciółce.
-Co ty wyprawiasz!- powiedziałam szeptem, jednak z zapowiedzią krzyku.
-To on!- powiedziała wskazując w dal.- Morderca! Omal mnie nie zabił!
Szybko spojrzałam w tamtym kierunku, ale zobaczyłam tylko tłum ludzi. Moje spojrzenie przykuł jeden mężczyzna wybiegający z galerii.
-Spokojnie- powiedziałam.- Nic się nie stało. Coś ci się przywidziało. Myślisz, że facet, który jest poszukiwany przez policję w całej Wielkiej Brytanii tak po prostu chodziłby po centrum handlowym? Chodź już.
Na sklepie jeździeckim do szyby przyczepione było ogłoszenie, które przykuło moją uwagę, bo w tle było zdjęcie skaczącego konia. Przeczytałam je na głos:
-,,1 października o 4.00 p.m. odbędą się zawody skokowe na ujeżdżalni stadniny Wonderful Horse (w centrum) o puchar Londynu. Zapisy odbywać się będą do 25 września. Trzech najlepszych jeźdźców przejdzie do etapu krajowego, a potem do międzynarodowego. Za złoty medal po etapie międzynarodowym będzie nagroda w wysokości 5 milionów euro. Do udziału zapraszamy jeźdźców w wieku 18-30 lat z dowolnym koniem."
-To już za tydzień. Muszę wziąć w tym udział- powiedziałam.- A ty nie chcesz?
-Nie wiem...- Sophie spuściła wzrok.- Może niekoniecznie.
Miałam nadzieję, że coś sobie przypomni. Chociaż to ja miałam zawsze talent do jazdy i bez problemu robiłam rzeczy, które jej przychodziły często z trudem, zawsze kochała jeździć. 
Weszłyśmy do butiku ze sprzętem jeździeckim. Próbowałam zagadać Soph. Opowiadałam jej wiele rzeczy, przy okazji przymierzając bryczesy. Wybrałam TAKIE.
-I co myślisz?- spytałam przeglądając się w lustrze.
-Świetnie- odparła.- A... ja nie potrzebuję żadnych?
-Nie potrzebujesz, ale mamy sobie poprawić humor. Nastolatka z pełnym portfelem może podbić świat. Bierz co chcesz. A ja kupię jeszcze nowy toczek.
Nie potrzebowałam kasku. Mój był prawie nieużywany, ale pieniądze tu nie grały roli, a chciałam jakoś pomóc Sophie. Może coś sobie przypomni...
Wzięłam więc jeszcze TEN toczek.
W końcu podeszłyśmy do kasy.
-To ile płacę?- spytałam.
-Bryczesy 610 funtów- podliczała kasjerka- + toczek 459 to razem... 1059 funtów.
Podałam jej kartę kredytową, a potem podliczyła jeszcze zakupy Sophie (wcale nie tańsze od moich).
-Ok, a teraz suknia wieczorowa- oznajmiłam, gdy wyszłyśmy z butiku.
-Po co?- Sophie wyglądała na zaskoczoną.
-Wiesz... suknia to jest taki kobiecy strój, który jeśli jest czerwony lub czarny i mocno wycięty przyciąga facetów jak miód pszczoły- odparłam. Oczywiście żartowałam, ale te żarty, przez które Sophie kiedyś spadała z łóżka, teraz sprawiały jedynie, że patrzyła na mnie jak na idiotkę.
-Wiem, co to jest- odpowiedziała powoli.- Ale po co mi to? Jeśli mam tyle ubrań, jak twierdzisz, to czemu mamy kupować nowe?
-Dla zabawy. Przecież to czysta przyjemność! Chodź- złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam w stronę sklepu z ubraniami na imprezę. 
Wybieranie zajęło nam ponad 2 godziny. Przez ten czas już chyba z 5 razy dzwonił do nas Harry. Ależ on upierdliwy. Sophie brała na głośnomówiący, więc ja też słyszałam, co mówi chłopak i mogłam się do niego odzywać. Nasza ostatnia rozmowa skończyła się tekstem Harry'ego: ,,Was dziewczyny jak się puszcza na zakupy to trzeba wam dawać budzik, który po godzinie zaczyna dzwonić wkurzająco i cichnie dopiero jak wejdziecie do domu". Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Czy on zawsze był taki niecierpliwy?- spytała Soph.
-Nie... Po prostu martwi się o Ciebie.
-A ma powód? Przecież jestem z tobą... Mam się Ciebie bać?- spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Taak! Jestem wilkołakiem i jak nie wrócimy do domu przed północą, to cię przeżuję, wypluję i zakopie na później.
Dziewczyna znów zaczęła się śmiać, a rezerwa w jej zachowaniu zniknęła. Miałyśmy szansę znów zostać najlepszymi przyjaciółkami. Ostatecznie Soph wybrała TEN zestaw od Chanel. Może nie czerwony, ale jak Sophie go zobaczyła, to już nie myślała o niczym innym. Kosztowało nas to praktycznie resztę z zabranych ze sobą pieniędzy, więc nie starczyło już dla mnie, ale nieważne. Najważniejsze, że Sophie była szczęśliwa.
Szczerze mówiąc te zakupy mnie dosyć zmęczyły, pierwszy raz w życiu. Ze względu na, wg Soph (nie jestem pewna czy to prawda, w końcu ona ma amnezję), spotkanie jej niedoszłego mordercy, czy przez telefony Harry'ego, a może po prostu dlatego, że moja przyjaciółka nie jest całkiem sobą i dziwnie się z nią czuję. Tego nie wiem, ale chcę już wracać do domu. Ona chyba nie miała nic przeciwko, bo jak spytałam czy już wracamy, bez zastanowienia się zgodziła. Było już dobrze po 20 i na dworze panował półmrok. Nie lubiłam chodzić po nocy, ale wolałam nie brać koni, nie wiem, czy Sophie pamięta jak się jeździ, a samochodem?  My nie mamy prawa jazdy, Harry z kolei miał coś do załatwienia, więc nawet nie prosiłyśmy go, żeby po nas przyjechał. Mogłam zapytać Nialla, ale on rozbił już tyle samochodów, że chyba wolę się przejść, nawet w nocy.
----------------------------------------
Hej, to znowu ja!
WOW!!! Ponad 5 tys. wejść i 138 komci. Naprawdę jesteście wspaniali!
 (: Przepraszam Was, że tamten rozdział był taki krótki i nudny, ale jakoś nie miałam pomysłu, weny (u mnie wena pisarska to nie jest to samo co pomysł, tylko raczej chęć do pisania (;  ) i czasu. Chciałam trochę to teraz nadrobić... niestety ten rozdział też nie jest rewelacyjny, ale może chociaż trochę lepszy. A następne też mogą być fajne. Mam kilka pomysłów, większość wymyśliłam wczoraj, no i niedawno zamknęła się moja ankieta. Ją też przydałoby się zrobić. Przez kilka następnych rozdziałów nie będzie nudno, to Wam mogę obiecać. Chociaż pomysłów nigdy mi nie brakuje, ale w szkole dają nam niezły wycisk. W zeszłym tygodniu codziennie chodziłam na 7.10 (może dla niektórych to nic dziwnego, ale chodzi o to, że planowo co dzień mam na 8.00, a w czwartki na 8.55, ale miałam kółka: chemia- poniedziałek i piątek, matma- wtorek, biologia-środa, fizyka- czwartek przez 2 godz.) do 14.15 (we wtorek i piątek do 13.30). A samo chodzenie do szkoły to jeszcze nic. Mam prawie codziennie kartkówkę lub test. A po tym długim weekendzie już mam zapowiedziane: wypracowanie z polaka, kartkówki z chemii i techniki i jeszcze w zeszłym tygodniu powinniśmy mieć test z fizyki, ale 2 razy nam lekcje przepadały i nie wiem, czy na następnej fizyce zrobi ten test, czy obiecane powtórzenie. Zresztą po co ja was tym zanudzam? Po prostu mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie słabe notki... Ale spokojnie, koło wtorku Sophie opublikuje swoją część i z tego co wiem na pewno się nie zawiedziecie. ;) Przynajmniej Ona rozkręci trochę akcje. :)
I to właśnie Sophie.N dedykuję tę notkę. Wczoraj podsunęła mi kilka świetnych pomysłów.
Pa wszystkim. *-:   Do piątku.  :)
PS wstawiam teraz 2 aforyzmy, bo jeden musi być za poprzednią notkę. xD 

,,Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów. Maszeruj śmiało według muzyki, którą tylko Ty słyszysz. Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie z oglądania się do tyłu."
Paulo Coelho


,,Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutna, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może zakochać się w Twoim uśmiechu."
Gabriel Garcia Marquez