---Niall---
Rano Sydney wzięła się za mycie Vervady. Niestety klacz bardzo się wierciła, w końcu nigdy nie lubiła wody. W pewnej chwili wytrąciła węża z reki swojej pani. Woda trysnęła w gore nim dziewczyna zdążyła zapanować nad sytuacja. Pod koniec tej ,, końskiej" kąpieli Sid była bardziej mokra niż Ver.
Stałem w drzwiach stajni i miałem z niej niezłe zbity.
-Tooo...-zacząłem rozbawiony- przypomnij mi, kto kogo tu kąpie?
-Bardzo śmieszne - rzuciła we mnie gąbką i kichnęła -Dlatego właśnie nigdy jej nie kąpie. Ale przed zawodami musi jakoś wyglądać... Chcesz to sam spróbuj!
-Przecież już jest czysta- zaśmiałem się.- A poza tym muszę iść. Spotkamy się popołudniu na parkurze*. Pa!
Wybiegłem ze stajni, nie pozwalając jej odpowiedzieć. Wolałem oszczędzić sobie... to znaczy jej, dodatkowych nerwów Wcześniej rzuciła we mnie gąbka A teraz? Może użyłaby podkowy... Wolałem nie ryzykować Do popołudnia jej przejdzie, a nie mogłem powstrzymać się przed żartami.
---Sydney---
Ooch! Przecież zaraz go zabije! Zacisnęłam palce w pięści i odetchnęłam głęboko. Dlaczego ci, których najbardziej kochamy, muszą nas zawsze najbardziej wkurzać? Wiem już, dlaczego jeśli ktoś nas mocno przytuli mówimy, że nas udusi. Poklepałam Vervadę po szyi.
-Poczekaj tu na mnie- oznajmiłam i z większą irytacją dodałam:- muszę się przebrać.
Szybko zmieniłam ubranie i wróciłam do szykowania klaczy.
* * *
Po południu przyszedł Harry. Jak zwykle od kilku dni jedynie minęłam się z nim w drzwiach. Poszłam do stajni. Ostatni raz wyszykowałam Vervadę, po czym ,,zapakowałam" ją do ciężarówki. Nie miałam zbyt dużo czasu, więc szybko złapałam cały sprzęt z siodłem włącznie i zapakowałam go do pudełka leżącego obok miejsca kierowcy w szoferce ciężarówki. Już siadłam za kierownicę, ale kiedy wkładałam kluczyk okazało się... że nie mam kluczyków do samochodu. Wróciłam się do domu. Zostawiłam je na stoliku w salonie. Ze zgubą w ręku poszłam do wyjścia, kiedy obok przebiegła Soph. Chyba mnie nawet nie zauważyła. Za nią pędziła jej suczka Tori. Za nimi biegła moja Egri, ale na mój widok olała ich, łasząc się do mnie. Zdziwiony Harry wyszedł chwilę po nich. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Odpowiedział wzruszając ramionami. Sophie ciągle gdzieś pędziła. Nie potrafiła dłużej usiedzieć w miejscu, więc po chwili zaskoczenia wsiadłam do auta.
-Egri!- zawołałam.- Chodź, malutka!
Sunia dumnie wskoczyła do szoferki i siadła na fotelu obok pudełka ze sprzętem jeździeckim. Pogłaskałam ją po łepku i ruszyłam.
---Niall---
Po 15.00 przyjechałem na parkur. Sid jeszcze nie było. Z nudów pokręciłem się trochę po stajni dla zawodników. Na szczęście długo się nie musiałem nudzić. Sydney przyjechała jakieś 10 min po mnie. Odstawiła Vervadę do przygotowanego dla niej boksu. Mogliśmy teraz trochę czasu dla siebie. Ale nie długo... Wyjęła z samochodu siodło i zaklęła pod nosem.
-A niech to! Wzięłam siodło Wintera.
-Co to za różnica?- spytałem lekceważąco.- Soph się nie obrazi, jeśli pożyczysz siodło jej konia.
-Nie o to chodzi... Ono jest do wyścigów. Nie da się w nim skakać.
-Och, niech ci będzie. Pojadę po twoje siodło do domu. Może zdążę.
Pobiegłem w stronę mojego samochodu.
---Sydney---
-Dzięki!- krzyknęłam za nim.
Egri została w samochodzie. Poszłam do boksu Verki i głaskałam ją. Wtedy podszedł do nas jakiś mężczyzna. Odsunął zasuwę i wszedł do boksu. Spojrzał na mnie w sposób który nie bardzo przypadł mi do gustu. Usłyszałam stukot kopyt. To jedna z zawodniczek wyprowadzała swojego konia, przechodząc obok nas. Nieznajomy wyglądał na speszonego. Zaczął głaskać klacz po nosie, ale ona zareagowała na to niezwykle agresywnie. Położyła uszy po sobie i kłapnęła na niego zębami, omal nie odgryzając mu palców.
-Ver!- szarpnęłam ją za grzywę.
Ale właśnie dziewczyna wyszła na zewnątrz i zostaliśmy sami. Mężczyzna rzucił się na mnie i przyszpilił do ściany. Chciałam krzyczeć, ale trzymał mnie za gardło, więc nie mogłam nawet jęknąć. Ucieczka też nie wchodziła w grę. Napierał na mnie całym swoim ciałem, nie dałabym rady się wyrwać.
Vervada zwariowała. Zaczęła stawać dęba i wymachiwać kopytami na oślep. Chciała mnie bronić... Szybko by go powaliła, ale on nie zamierzał się poddać. Szarpnął mną tak, że wyleciałam z boksu i przycisnął do ściany z dala od oszalałego konia. Oddychałam z trudem. Czego on chce?! Czułam się jak w jednym z tych koszmarów, w których chcę krzyczeć, ale nie mogę wydobyć z siebie choćby szeptu.
-Słuchaj uważnie- powiedział mi do ucha, a jego głos brzmiał jak syk węża.- Ani się waż spróbować wygrać. Masz przegrać te zawody. Rozumiesz?
Zmniejszył nacisk na moje gardło.
-Nie mam zamiaru- oznajmiłam.
-Możesz tego pożałować...
-Co? Zabijesz mnie? Śmiało, możesz to zrobić tu i teraz. Nie boję się.
-Moja głupiutka Sid- rzekł przesadnie słodko, a jego oczy błysnęły radośnie, jakby przyszedł mu do głowy nowy pomysł.- Oczywiście, że się nie boisz. Twój los cię nie obchodzi, to oczywiste. Pamiętaj, że zawsze może coś złego się stać komuś innemu- wyjął z kieszeni zdjęcie Sophie.
-Nie waż si ę jej tknąć!- warknęłam i szarpnęłam się.
Zaczęłam kasłać, kiedy mężczyzna mocniej przycisnął mi szyję.
-Siiid!- usłyszałam krzyk Nialla dochodzący gdzieś sprzed stajni.
-Pamiętaj- syknął i, puszczając mnie, wybiegł ze stajni drugimi drzwiami.
W tym momencie zjawił się Niall.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Tak- wychrypiałam i odkalsznęłam, po czym już normalnie spytałam:- A dlaczego ma nie być?
-Jesteś strasznie blada... A ona?- wskazał Vervę.
Odwróciłam głowę. Klacz była cała spocona, po jej bokach aż ciekł pot. Oddychała ciężko.
-Nic jej nie będzie... Chodźmy już. Zaraz rozpoczynają się zawody.
***
Na początku się zastanawiałam, co robić. Gdybym chciała posłuchać tego faceta, bez problemu mogłabym przeszkodzić Vervadzie i pozrzucałaby drążki. Ale w końcu zmieniłam zdanie. Nie dam się zastraszyć, pomyślałam. Parkur przejechałam bezbłędnie. Czas też miałam niezły. Zajęłam pierwsze miejsce. Wtedy zaczęłam się bać nie na żarty. Kilka razy nawet wydawało mi się, że ON mignął mi gdzieś przed oczami, ale na pewno nie był jednym z zawodników. Żeby czuć się bezpieczniej wypuściłam suczkę z samochodu i trzymałam się blisko Nialla, choć zdecydowałam nie mówić mu o tym, co się wtedy stało. Nie spuszczałam też z oka Vervady, bo facet mógłby chcieć ją otruć. W końcu wsiedliśmy do samochodów. Ja jechałam ciężarówką z klaczą, Niall chciał wziąć Egri. Zgodziłam się.
Na drodze przez las zadzwonił mój telefon. Odebrałam. To był Harry.
-Hej- powiedziałam.- O co chodzi?
~Sid... Sophie jest w szpitalu. Ona umiera!
Zamarłam. Od razu pomyślałam, że to moja wina. Nawet nie pomyślałam, żeby rozważyć inną wersję
~Sydney, jesteś tam?
Milczałam.
Całkowicie mnie zamurowało. Samochód przez dłuższą chwilę jechał sam. Wtedy nagle przede mną wyrosło drzewo, potężny dąb. Nacisnęłam hamulec, ale za późno. Jedyne co usłyszałam to pisk opon, a potem huk i przeraźliwe rżenie Vervady.
-----------------------
Hej wszystkim!!! I jak Wam się podoba? Szczerze mówiąc to zakończenie wymyśliłam jakieś 3 minuty temu. Do tej chwili odkąd tylko przeczytałam notkę Soph, miałam skończyć w momencie jak Sid odbiera telefon po powrocie do domu. Ale jestem otwarta na nowe pomysły. xD Jeśli macie jakieś pomysły dotyczące mojej bohaterki (nie tylko kontynuacji tej notki, ale ogólnie, tak jak było w mojej poprzedniej ankiecie) to piszcie w komciach albo na maila: Saphirasmok@interia.pl. KAŻDY pomysł wstawię w nowej ankiecie. (: Mam jeszcze kilka pomysłów, ale niedługo się skończą, więc wolę się ubezpieczać na przyszłość. I z góry dzięki za pomoc!